Rozdział 3. - Smak wolności

85 1 1
                                    

- Ariso, mówię coś do ciebie, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - twardy okrzyk przeleciał tuż obok moich nozdrzy, jednak nie zdołał dotrzeć do nich w pełni wyraźnie.

Zmrużyłam oczy, zmęczonym wzrokiem lustrując lichą kanapkę niedbale nasmarowaną masłem orzechowym. Pomimo wielu specjalności kucharskich, tego dnia nie miałam żadnych sił na przygotowanie idealnego w kwestii wizualnej posiłku.

- Ariso!

- C-co? - wysapałam, ostrożnie podnosząc wzrok znad porcelanowego talerza.

Prostując się, umożliwiłam sobie uważniejsze doglądnięcie profilu mamy. Kobieta jak zawsze pachniała aromatycznie, tego dnia przypadło na mocno różane perfumy. Zgrabnie wsunęła pod język widelczyk sałatki warzywnej, po przełknięciu odchrząkując.

- Ile razy mam ci to powtarzać? - prychnęła, wysuwając rękę, aby zabrać serwetkę. - Jeżeli zwraca się względem ciebie osoba dorosła, wypadałoby odpowiedzieć ,,słucham.''

- Słucham? - powtórzyłam niemrawo, unosząc brew. Kobieta w odpowiedzi pokręciła głową.

- Dlaczego nie jesz? - zapytała, zerkając na moją porcję.

Jakkolwiek dziwne mogłoby się to wydawać, dulczenie przy stole stało się dla mnie na tyle udręczającą katorgą, by w pełni odebrać mi znikomy humor, energię i doszczętnie miauki apetyt. Przypatrując się kanapce oceniłam ją jako obrzydliwy, odrażający widok, zupełnie nie potrafiąc ugryźć chociażby małego kęsa.

- Siedzisz tutaj od pół godziny, a nie ugryzłaś nawet kawałeczka - stwierdziła trafnie. - Czas ucieka, dziecko, wystarczy, że opuściłaś cały przeszły tydzień, bezczynnie dusząc się w domu.

Zważając na jak się okazało mocno nasilone przeziębienie, matka pozwoliła mi się wykurować, czego skutkiem w nowym roku szkolnym jeszcze nie pojawiłam się w szkole. Należałam raczej do uczniów widocznie przeciętnych, to też owy fakt nadmiernie mnie nie przejął, tym bardziej, że otrzymałam od Miry zdjęcia notatek dotyczących spraw organizacyjnych.

- Daj jej spokój, El - zaćwierkał Devon, dźwięcznym ruchem podrzucając pankejka nad patelnią. . - Lada moment będą gotowe pyszne naleśniki, Ari pewnością skusi się na jednego, mam rację? - spojrzał w moją stronę, ckliwie się uśmiechając.

- Widzisz, Dev, wielokrotnie powtarzałam ci, byś oszczędził sobie tej brudnej roboty - wcięła się mama. - Arisa dostała śniadanie, już dawno powinna je zjeść.

Devon zbity z tropu otworzył oczy szerzej, z niewiadomych przyczyn odkładając wypiek na patelnię.

Zostali narzeczonymi zaledwie tydzień temu, a mama już zdążyła owinąć mężczyznę wokół najmniejszego paluszka, o ile nie zrobiła tego już na samym początku ich znajomości. Devon i Eleanor od kilku miesięcy planowali wyprowadzkę mężczyzny do naszej przestronnej posiadłości, chcąc jak najszybciej sprzedać, lub wynająć kameralną kawalerkę zamieszkiwaną przez niego przedtem. Dev oficjalnie wprowadził się do nas pięć dni temu, wciąż czekając na szczęśliwego kupca, któremu opiece podda swoją komórkę. Od czterech lat był samotnym wdowcem liczącym się jedynie z biznesem, to też perspektywa nowej narzeczonej z pewnością stała się dla niego niezłą odskocznią, ale również spełnieniem najskrytszych potrzeb i doskwierającej pustki. Widziałam to chociażby po jego zachowaniu. Usilnie starał się zadomowić. Gdy znajdowaliśmy się wśród rodzinnego środowiska w niczym nie przypominał ponurego biznesmena, za jakiego miałam go wcześniej.

- Jedz, szybciutko - ponagliła matka.

Wiedziałam, że nie odpuści.

Wymuszenie ogryzłam kawałek bułki, patrząc na odkładającą pustą miskę mamę. Przełykając, czułam ciężki gwóźdź otępiale mknący drogą mojego żołądka. Zamrugałam, pragnąc uciec jak najdalej stąd, aby nikt nie zauważył grymasu wymalowanego na mojej twarzy.

Twoja mała modeleczka (#1) (16+) Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum