Rozdział dwudziesty trzeci

560 42 11
                                    

                                              Rozdział dwudziesty trzeci

                                                                       THOREN

                                                             Czternaście lat

Nie mogę spać. Powtarzające się cotygodniowe koszmary, w których występują ogromne szczury z ropiejącymi ranami skutecznie postawiają mnie na nogi. Wstaję z łóżka i krzątam się po pokoju. Mrok przegania jasny blask księżyca wpadający przez uchylone okno. Nie umiem sobie poradzić z tym co dzieje się w mojej głowie. Nie potrafię zaakceptować tego co widziałem tamtej nocy w piwnicy. Te wszystkie próbówki, fiolki i klatki. Te okropne, odrażające szczury. Zaciskam dłonie w pięści, ale to nic nie daje, bo moje serce nadal dudni w piersi jakby miało się zaraz zatrzymać. Boję się lecz z całych sił wypieram strach. Nie chcę go okazywać. Ci, którzy się boją są słabi, a ja przecież nie jestem mięczakiem jak Robbie z równoległej klasy. Trenuje boks i cholera jasna, muszę wziąć się w garść. Przegonić obawy. Poirytowany kopię nogą w szafę i prawie krzyczę, gdy uderzenie w mały palec u stopy powoduje nagły wybuch gorąca i nieznośny, paraliżujący ból. Kurwa!

Czuję się jak więzień. Moja złość rośnie, a ja nie mogę zrobić nic, by ją zatrzymać. I nagle, zupełnie niespodziewanie słyszę ciche pukanie do drzwi. Zanim udaje mi się wskoczyć do łóżka i zakopać pod kołdrą, mama wchodzi do środka. Nie wiem dlaczego przyszła, może wybudziło ją to uderzenie? Było dość głośne. To cud, że nie złamałem sobie kości.

– Thor, kochanie, czemu nie śpisz? – Pyta mnie łagodnym tonem.

– Zamykałem okno – Mamroczę niewyraźnie.

– Okno? To czemu jest nadal otwarte? Słyszałam huk, coś się stało?

– Jaki huk? – Udaję głupka z nadzieją, że odpuści.

– Ten, który mnie zaalarmował.

– Nic nie wiem.

– To może twój opuchnięty paluch u stopy powie mi prawdę? Thoren, co się dzieje? Od kilku dni zachowujesz się inaczej niż zwykle. Masz problemy w szkole? Ktoś ci dokucza?

– Nic mi nie jest. – Złoszczę się. – Wracaj do spania.

– To przez kłótnię z tą dziewczyną na szkolnym parkingu?

Krzywię się, ale nie dlatego, że wspomniała o Tylor. Ta dziewczyna może i była piękna, ale nic poza tym. Jej głupota była wręcz porażająca, co oczywiście ośmieliłem się wytknąć po naszych lekcjach. Nie przejąłem się tym, że zaczęła płakać, choć uważałem, że w ten sposób próbuje wymusić na mnie przeprosiny czy coś tym rodzaju.

– Thoren, porozmawiaj ze mną.

Nie mamy o czym rozmawiać. Wiem, że mama nie zrobi nic, by powstrzymać tatę. Nie raz próbowałem, prosiłem, a nawet błagałem. Chciałem, żeby walnęła pięścią w stół i postawiła sprawę jasno. Żeby kazała wyjebać te wszystkie klatki, butelki, fiolki. Żeby było normalnie, ale ona nie reagowała. Zbywała mnie. Głaskała po głowie i szeptała, że to przecież jego praca. I muszę się z tym pogodzić. Mówiła, że nie powinienem wchodzić do piwnicy, proponowała nawet psychologa...

Cholera jasna, nie ja go potrzebuję!

– Wiem, że jesteś zły na nas. – Mama siada na skraju łóżka. – Na mnie i na tatę. Nie rozumiesz pewnych rzeczy, nie widzisz sensu w różnych działaniach, ale zapewniam cię synku, że wszystkie badania, które są przeprowadzane w laboratorium są na wagę złota. Tata ma pewne zobowiązania i...

– Te szczury umierają. – Syczę. – Widziałem jak zdychają. Jaki jest sens tych badań? To zwykłe znęcanie się nad zwierzętami.

– Nieprawda.

– Mamo, wiem co widziałem! To chore! To wszystko jest jakieś... popierdolone!

– Hej, uważaj na słowa. Nie przeklinaj. To nie przystoi tak przystojnemu chłopcu.

– Chcę żeby było normalnie!

– Jest normalnie, Thor. Jest tak jak zawsze. Nic się nie zmieniło.

– Nie lubię kiedy wuj tutaj przyjeżdża.

– Dlaczego? Przecież świetnie się dogadywaliście.

– Po prostu nie chcę! I CJ też niech nie przyjeżdża! Niech nikt nie przyjeżdża!

– Thoren, chyba za bardzo histeryzujesz. Nie masz powodu, by się tak zachowywać. Nic złego się nie dzieje, a szczury...kochanie, czy to nam się podoba czy nie, od zarania dziejów zwierzątka są testowane medycznie. Gdyby nie to, na świecie nie byłoby większości leków.

Zaciskam zęby tak mocno, że zaczynają o siebie trzeć. Nadal jestem zdenerwowany, dziwnie rozdrażniony. Czuję się niezrozumiany lecz wiem, że kontynuacja dialogu nie przyniosłaby nic dobrego. Odgarniam z czoła kosmyki pofalowanych włosów obiecując sobie, że kiedyś je wszystkie zetnę i będę miał święty spokój.

– Już lepiej? – Mama wstaje z miejsca, podchodzi do mnie i całuje w czubek głowy. Zawsze to robi, zupełnie jakbym nadal miał pięć lat. Co za upokorzenie.

– Nie. – Odpowiadam, a ona wzdycha głęboko. I co z tym zrobisz, mamo?

– Połóż się, jesteś zmęczony. Musisz wypocząć.

– To prawda, że tata robi te leki dla pentagonu?

– Nie myśl o tym.

– Co dają te tabletki? Człowiek staje się nieśmiertelny?

– Thoren, to nie jest rozmowa na teraz. Wracaj do łóżka, spróbuj zasnąć.

Taa, zasnąć. Nie ma opcji. Mój spokojny sen odszedł w niepamięć odkąd doświadczyłem spotkania ze szczurami i dopóki tata będzie to kontynuował nic się nie zmieni. 

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz