Rozdział 100 - Nie płacz, Vince

461 34 75
                                    

// Na wstępie oznajmiam, że jeśli przeczytanie tego rozdziału w pewnym stopniu spowoduje u niektórych z Was ból dupy, to nie miejcie pretensji do mnie




    Kolejne dni, w przeciwieństwie do tych ostatnich, minęły dość spokojnie. Żadnych poważniejszych kłótni, czy też innych, zbędnych problemów. No po prostu coś cudownego. Nareszcie mogłem jakoś odpocząć, a nie przejmować się wszystkim i wszystkimi wokół. Nawet ten fakt, że Dylan będzie miał dziecko, już mnie zbytnio nie obchodził. Tak mi się wydaje, że on już zdążył się pogodzić z nową rzeczywistością, która dla niego faktycznie może być trudna, ale jeśli będzie chciał, to da sobie z tym radę.

    A propos Dylana i tej całej sprawy, to się na mnie bardzo wkurwił, gdy następnego dnia się dowiedział o tym, że Hailie już zdążyła się o wszystkim dowiedzieć. Dosłownie myślałem, że on mnie wtedy zajebie, ale jakimś cudem do tego nie doszło.

    I w taki oto sposób cała reszta się o tym dowiedziała, oczywiście z woli samego Dylana. Reakcje na to były naprawdę różne - Will tylko pokręcił głową, będąc zrezygnowany tą wiadomością, Hailie niby była podekscytowana, ale z drugiej strony też i nie, Tony się jakoś nieznacznie skrzywił po usłyszeniu tego, a Shane pogratulował Dylanowi i wyglądał wtedy tak, jak by to wszystko go w ogóle śmieszyło.

    Niby na początku dowiedzieliśmy się tylko my, jednakże po jakichś dwóch dniach Dylan postanowił powiadomić o tym naszych rodziców. Oczywiście nie zrobił tego osobiście, i to nawet nie samodzielnie, a z pomocą Monty'ego. Powiedział mu o tym i kazał mu to przekazać Camdenowi i Lindsay, tak jakby to w jakikolwiek sposób miało mu by jeszcze pomóc. I nie, nic mu to nie pomogło. W skrócie mówiąc, to gdy zadzwonił do mnie ojciec kilka godzin po wdrożeniu tego wspaniałego planu mojego brata, to był wściekły na Dylana przez to, że on jest taki bezmyślny i że nie używa mózgu. Na mnie też był trochę wkurwiony za to, że mu wcześniej o tym nie powiedziałem, ale to tylko trochę.

    Nie licząc tych wszystkich problemów związanych z Dylanem, to naprawdę było spokojnie. Wszystko tak powoli zaczęło się układać i mógłbym stwierdzić, że nawet i u mnie było nieco lepiej. W sumie to chciałbym, żeby zawsze było tak, jak wtedy, lecz oprócz tych wszystkich niemiłych sytuacji.

    Jednakże przecież zawsze w moim życiu musi się spieprzyć, a tym razem to już tak szczególnie. Rozumiem, że nic nie trwa wiecznie, ale czy naprawdę coś takiego musi mnie spotykać? Czy to wszystko zawsze musi dziać się z mojej winy? Przecież to była tylko jedna, nic nieznacząca chwila.

    Chwila, która po raz kolejny wywróciła moje życie do góry nogami.


***



    Dwudziesty szósty lipca - jest to kolejna data, którą dość dobrze pamiętam i akurat dzisiaj wypada ten dzień. Oznacza to, że dziś naturalnie wypadają urodziny jednego z moich braci, czyli dokładniej to Willa. No teraz ma już równe dwadzieścia siedem lat.

    Nie wiem czemu, ale odkąd pamiętam, to ten dzień zawsze był dla mnie jakiś niezbyt dobry. Przykładowo pewnego roku, chyba z piętnaście lat temu, złamałem nogę w dość dziwnych okolicznościach, natomiast trzynaście lat temu na jego urodzinowej imprezie zgwałcono mnie, a z dwa lata później, tego samego dnia, pokłóciłem się z Camdenem o byle gówno związane ze studiami.

    I jak okazało się kilka godzin później, to dzisiaj wcale nie miało być inaczej.

    Cały czas aż do południa spędziliśmy w salonie we wspólnym gronie. W całą szóstkę oglądaliśmy jakieś filmy, od czasu do czasu coś jedliśmy, a także graliśmy w rozmaite gry. Chcieliśmy w całości przeznaczyć ten czas dla Willa, bo przecież to on jest dzisiaj najważniejszy.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetWhere stories live. Discover now