Rozdział czterdziesty czwarty

268 36 9
                                    

                                                            Rozdział czterdziesty czwarty

                                                                               LUCILLE

– Celuj we mnie, nie w drzewa.

Niski głos Thorena niesie się wraz z wiatrem i dociera do moich uszu. Stoimy gdzieś pośrodku lasu, trzymam naładowaną broń, która w każdej chwili może wystrzelić, a on każe mi celować prosto w swoją cholerną głowę. Trzęsę się jak galaretka, mimo, że na dworze nie ma mrozu.

– Lucille, skup się.

Grzmi niezadowolony.

– Nie zabiję cię!

– To świetnie. – Parska śmiechem. – A teraz celuj.

– Przecież kiedy to zrobię, to... – Urywam zdenerwowana.

– Żeby broń odpaliła musisz pociągnąć za spust. Dopóki twoje paluszki będą od niego z daleka, to nic mi się nie stanie. Chcę żebyś czuła ciężar naładowanego pistoletu, przyzwyczaiła rękę. Spójrz na swoją dłoń, ona cały czas jest w ruchu, a powinna być sztywna, stabilna. Musisz być pewna swoich umiejętności inaczej... kurwa, nawet nie chcę o tym myśleć. Jeszcze raz. Celuj.

– Ty potrzebowałeś szkolenia wojskowego, żeby umieć strzelać. – Wytykam. – Nienawidzę tego, że muszę w ciebie mierzyć.

– Owszem, ale to nie jest żadna pieprzona fizyka kwantowa. Poza tym już miałaś swój debiut.

– Okoliczności mnie zmusiły.

Thoren w jednej sekundzie zachodzi mnie od tyłu. Rany boskie, nawet nie zarejestrowałam chwili, w której się przemieścił. Jego ciężka ręka owija się wokół mojego gardła odcinając dostęp do tlenu.

– Broń się. – Warczy mi do ucha.

Strach paraliżuje wszystkie mięśnie. Mój mózg ma potężne zwarcie, bo jak inaczej zrozumieć sytuację, w której ukochany mężczyzna próbuje cię udusić?

– No, dalej. – Nagli. – Pokaż jak walczysz.

Spokój. Tylko spokój, może mnie uratować. Wsłuchuję się w siebie, w swoje potrzeby. Muszę zaczerpnąć powietrza, to jest dla mnie najważniejsze. Nie zastanawiając się wbijam łokieć gdzieś pod jego żebra, a potem wyrywam z ciasnego uścisku.

– Nieźle. – Ocenia. – Dlaczego tak późno zareagowałaś?

–Nie wiem, chyba musiałam się wyciszyć.

– Wyciszaj się szybciej.

– Thor – Wzdycham ociężale. Jestem zmęczona. Od samego ranka, wiele się działo. Najpierw przyjechał Vincent i zdjął szwy z obojczyka mężczyzny powtarzając, że wciąż nie powinien go forsować, potem przeszukałam cały dom z nadzieją, że znajdę wiewiórkę lecz podobnie jak wczoraj i przedwczoraj, nie trafiłam na żaden trop...A teraz odbywam swoje pierwsze w życiu szkolenie z oficjalnie nieżyjącym pilotem Air Force.

Tak, los ma wybitne poczucie humoru.

– Oni nie będą się zastanawiać. – Mówi ponuro. – Jeśli zaatakują, to tylko po to, żeby zabić. Chcesz mi towarzyszyć? W takim razie musisz mnie przekonać, że w razie niebezpieczeństwa, będziesz w stanie o siebie walczyć.

– Będę.

– Nie, moje słodkie kochanie, teraz nie jest czas na gadanie. Potrzebuję czynów. Akcji. Twojego oporu wobec wroga.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now