Rozdział czterdziesty piąty

253 30 22
                                    

                                                          

                                                                Rozdział czterdziesty piąty

                                                                               THOREN

Siedemnaście lat


Ile dni minęło? Ile nocy? Ile czasu żyję w całkowitym odizolowaniu od świata? Zwijam dłonie w pięści, a te niemal natychmiast odnajdują ścianę. To nie pierwszy raz, kiedy walę w beton z poczucia kompletnej bezsilności. Mam na sobie białe spodnie i koszulkę. Edgar dał mi te ubrania jakiś czas temu, gdy poprzednie zrobiły się zbyt luźne. Wiem, że chudnę i wiem, że winę za to ponoszą kroplówki, którymi jestem karmiony. Nie dostaję normalnego posiłku. Wszystko na co mogę liczyć to ohydny przezroczysty woreczek i cienkie rurki. Nagle drzwi się otwierają, a do środka wpadają umięśnieni mężczyźni. Znam ich z widzenia, bo często bili mnie do nieprzytomności za pyskowanie.

– Pan cię prosi. – Mówi niespodziewanie.

– Pan? – Drwię. – To morderca!

– Stul dziób.

– A gdy poprosi, żebyś zaszczekał, to też to zrobisz? Zaszczekasz dla swojego pana?

Za tą śmiałą ironię otrzymuje dwa ciosy w brzuch. Ból znoszę z dumą, radzę sobie znacznie lepiej niż wtedy gdy byłem młodszy. Moje ciało wie, że cierpienie to tylko stan przejściowy, potem następuje spokój. Prostuję się i patrzę z pogardą na tych dwóch typów.

– Do budy. – Warczę, a następnie pluję im w twarz.

Wkurzają się tak bardzo, że nawet w ciemności dostrzegam jak poczerwienieli. Nie mam wobec nich ani krzty szacunku. Zamykam powieki, gdy ich pięści uderzają mnie między żebra, barki i kręgosłup. Za wszelką cenę próbuję uciszyć panikę i skupić się na...bólu. Na przeszywającym, palącym bólu, który z każdą sekundą sprawia, że pochłania mnie jeszcze większy mrok. Każdy cios jest moją siłą. Każda kropla krwi umacnia moje mięśnie. Długo dojrzewałem do tej chwili, myślałem o niej, analizowałem, aż w końcu przyszła. Kiedy facet znowu chce uderzyć mnie w twarz, w locie zatrzymuję jego pięść, a potem unoszę nogę i kopię go w brzuch tak długo, dopóki nie słyszę obrzydliwego dźwięku cofania się treści pokarmowej. Nie spodziewali się. I dobrze, ich zaskoczenie działa na moją korzyść.

– Co się tutaj dzieje?!

Basowy ton Edgara powoduje, że zastygam. Nienawiść do tego człowieka paraliżuje mnie od środka.

– Thoren, czy to ty pobiłeś moich ludzi? – Pyta lecz zna odpowiedź. – Wiesz, że za takie coś powinienem wydłubać ci oczy?

– Dotknij mnie, a przysięgam, że cię zabiję. – Cedzę przez zaciśnięte zęby.

– Ach, doprawdy? Tak samo jak miałeś mnie zabić wczoraj, przedwczoraj i miesiąc temu?

– Tym razem to zrobię. Nie mam nic do stracenia.

– Właśnie. – Wuj pstryka palcami, jakby wpadł na jakiś genialny pomysł. – Nie masz nic do stracenia i dlatego zachowujesz się w ten szczególny sposób. Osoby, które pobiłeś uchodzą za jedne z silniejszych. Nie jest łatwo je powalić, a tobie, dzieciaku, to się udało.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now