Małżeństwo

1.1K 66 3
                                    

Miniaturkę betowała Florence (http://historia-hermiony-riddle.blogspot.com/). Dziękuję!

*

Odnajdywanie w pokoju jego rzeczy było niczym niekończące się przypominanie tego, co zrobili. Wchodzącym do pokoju na poddaszu zdawało się, że w ciągu ostatnich miesięcy przeniósł tam cały swój świat i chociaż Hermionę napawało to wręcz paraliżującym strachem, nie potrafiła zaprotestować, gdy stawał się częścią otoczenia. Całe mnóstwo przedmiotów, których dotykał i których używał, tworzyły kontrastowy tygiel z jej własnością.

Na stosach jej starych książek zostawiał zapisane pergaminy. Wśród flakoników z eliksirami odnajdywała jego porzucone notatniki. Butelki z alkoholem trzymał na dnie szafy, tuż obok jej szkolnego kufra, którego już nie używała.

– Jak się z tym czujesz? – spytała ją pani Weasley, gdy którejś nocy znów chowała się w kuchni, by tylko przeczekać noc z dala od poddasza.

– Jak zdrajca – odpowiedziała wtedy, nie do końca wiedząc, co tak naprawdę ma na myśli.

Później, gdy w ciasnym pokoju z jednym oknem zaczęło brakować właściciela starych pergaminów i pustych butelek, zaczęła rozumieć.

Pamiętała, że wprost zapytał tylko o jeden mebel i mimo że chciała zaprotestować, w końcu zwyciężyła myśl o jego niewygodnym śnie na podłodze. Stała w drzwiach, gdy razem z Lupinem próbowali zmieścić pod ścianą dwuosobowe małżeńskie łóżko. W kącie zdawało się być jeszcze większe, przechodząc, uderzała o nie kolanami. Często jej ciche przekleństwa wybudzały go z transu, w który wpadał, wracając późnym wieczorem.

– W porządku? – pytał wtedy, niemal leniwie, a może z ciekawością unosząc na nią wzrok. Nigdy nie odpowiadała, ignorując to spojrzenie do momentu, w którym chowała twarz w poduszce. Czekał jeszcze kilka minut, jakby z naiwną nadzieją, że jednak tego dnia zdobędzie się na chociaż jedno słowo, po czym zrezygnowany kładł się obok, zachowując ten umowny dystans, o którym nie mieli odwagi rozmawiać.

Bliskość była dystansem, którego nie umieli pokonać i chociaż do ostatniej chwili liczyła, że się przełamie, pozwoliła mu odejść bez chociaż namiastki dotyku. Przez ostatni rok cierpliwie uważała na każdy skrawek ciała, który odsłaniała, nie chcąc prowokować ani jego, ani samej siebie. Nigdy nie skomentował tych długich rękawów, bluzek bez dekoltów i bezkształtnych spodni, które nosiła. Traktował to jako część jej przyzwyczajeń, które zgodził się tolerować, a może jego szacunek do niej urósł do tego stopnia, że nie widział tego, co powinien widzieć.

Kiedy wyjechał, wszystkie te rzeczy, które zostawił, zaczęły rzucać się w oczy. Wchodząc do sypialni po ciężkim dniu pracy nad eliksirami, rzucała się na łóżko, w którym było zbyt wiele miejsca jak na jedną osobę. Otwierając szafę czuła zapach jego ubrań, ukryty gdzieś między a płaszczem, który powiesił obok jedynej sukienki, którą posiadała. Wydzielona półka w łazience pozostawała nietknięta, jakby wyszedł dopiero kilka godzin wcześniej.

Nie poruszyła niczego, nie zmieniła miejsca żadnej rzeczy, jakby mógł ją przyłapać na gorącym uczynku. Wiedziała jednak, że się nie zjawi. Że znów położy się spać samotnie, bez oddechu drugiej osoby dźwięczącego między jej własnym.

Każdego poranka musiała sprawdzać dwa razy czy rzeczywiście nie leży obok, tak jak zawsze, gdy się budziła. gdy otwierała oczy, już nie spał i z kamienną twarzą wpatrywał się w przeciwległą ścianę, dopóki ona nie zniknęła w łazience. Teraz miejsce obok było puste, zmięte jej własnymi rękami.

Tematy rozmów przy Grimmauld Place wkrótce zaczęły rozszerzać się o jego nieobecność. Słyszała przyciszone głosy, gdy schodziła rano na śniadanie. Zakon niepokoił się o niego, o to wymowne milczenie, które mogło być oznaką zarówno powodzenia, jak i porażki.

Dla niej ta cisza przedłużała się, rosła i naciskała na każdy skrawek ciała.

– Gdyby mu się nie udało Harry zagadnął ją któregoś popołudnia. Siedzieli na ganku, wpatrzeni w drogę, nie oczekując. Hermiona bujała się w fotelu, starając się sprawiać wrażenie odprężonej i spokojnej. To była rola ostatnich miesięcy.

– Jeśli umrze, więź zostanie zerwana – odpowiedziała monotonnym tonem, tak podobnym do tego, którego używała jeszcze w Hogwarcie.

– Chciałabyś tego? – spytał, przenosząc na nią wzrok. Przez chwilę chciała skłamać, ale przenikliwe spojrzenie przyjaciela wypierało słowa z jej zmanierowanego przez strach i stereotypy mózgu. Uderzył ją obraz pustego łóżka, do którego miała wrócić tej nocy i twarzy członków Zakonu, którzy oczekiwali jakiegoś zwrotu w tej makabrycznej historii. Liczyli na to, że ją uwolnią. Tymczasem szykowali jej nowe więzienie.

– Nie – wykrztusiła w końcu, starając się wychwycić reakcję przyjaciela.

– Wiedziałem.

Przez następne miesiące Harry był jedynym powiernikiem jej sekretu. Zakon wciąż okalał ją bańką iluzji i traktował jak poświęconą duszę, której nie uda się już uratować. Siedziała więc na zebraniach, słuchając, jak zamierzają wyprostować jej życie, gdy cała sprawa dobiegnie końca. Nie wyprowadzała ich z błędu. Starała się sprawiać wrażenie zaangażowanej w te plany, po czym wracała do ich pokoju, by spędzać tam bezsenne noce.

Tego wieczora nie zamknęła drzwi na klucz. Przeczuwała jego powrót, a może wręcz przeciwnie, tylko nabrała gorzkiej pewności, że znów się nie pojawi i nie zakłóci rutyny, która toczyła jej życie od kilku miesięcy.

Pierwszy raz od jego wyjazdu poczuła się na tyle swobodnie i obojętnie, by po wyjściu spod prysznica owinąć się ręcznikiem i już w nim pozostać. Nagle wydało się jej dziwnie naturalnym to, że chce, by widział ją w ten sposób. W końcu miał do niej prawo.

Stała tam, zamyślona i niezdolna do najmniejszego ruchu. Chwytała głęboko w pamięci najmniejsze szczegóły jego osoby. Każde słowo, które rzucał w jej stronę. Zastanawiała się, czy gdyby umarł, pozwoliłaby mu odejść.

Kiedy wszedł wtedy do łazienki, zastał ją przed lustrem – z mokrymi włosami związanymi na czubku głowy, policzkami zaczerwienionymi od gorącej wody. Obrączka, którą zdjęła ostrożnie przed kąpielą, leżała na blacie.

– Poczekam Drgnęła, dopiero zdając sobie sprawę z jego obecności. Nie wyglądała na wystraszoną, a wręcz zdawało się, że odetchnęła z ulgą, widząc go w drzwiach. Jakieś napięcie zniknęło z jej twarzy, kiedy zmierzyła go wzrokiem, zauważając tylko kilka nowych blizn.

To powitanie nie było swobodne, a wręcz tchnęło ponurym zmęczeniem i ciężarem miesięcy oczekiwania.

– Wróciłeś.

– Płakałaś – stwierdził, zauważając jej spuchnięte powieki.

– Nie – zaprzeczyła, odkładając kosmetyki na półkę. Drżały jej dłonie, a ręcznik niebezpiecznie zaczął osuwać się po mokrym ciele. Milcząc, zebrała z podłogi ubrania i ruszyła do wyjścia. Ustąpił jej miejsca w drzwiach, po czym bez słowa zamknął się w łazience.

Kiedy znów się pojawił, siedziała w fotelu, ze wzrokiem wbitym w jeden punkt i dłonią zaciśniętą na krawędzi ręcznika. Nie odezwała się, gdy przyklęknął na podłodze tuż ani gdy wsuwał na jej palec obrączkę zostawioną na łazienkowym blacie.

– Wszystko w porządku? – odezwał się, zachrypnięty i wykończony, muskając szorstkimi palcami jej zasinione kolana.

– Tak.

MałżeństwoWhere stories live. Discover now