Parę miesięcy temu kupiłem kubek ze złoconymi maziajami. Na wyprzedaży. Żaden prezent, żadna okazja do wspominania.
Zwykły, ładny kubek za 15 złotych.
Od tego momentu piłem kawę tylko z niego. Plułem fusami z herbaty do jego wnętrza.
Nigdy jednak nie spojrzałem na ten kubek w szczególny sposób. Zwykła rzecz, nie?
Jednego wieczoru rozsiadłem się wygodnie przy biurku. Patrząc na telefon chciałem sięgnąć po zeszyt do pisania tekstów. Banalna sytuacja.
Poczułem, jak moje nieuważne palce nie wymijają kubka. Pozwalają mu przewrócić się, ześliznąć z blatu. Mimo że nie widziałem, poczułem nacisk niepokoju. Moja głowa sama narysowała trajektorię lotu, rozbicie, wylanie. Stratę.
Przez ułamek sekundy miałem jeszcze nadzieję, że uda mi się złapać kubek, uniknąć tego, co ma się za chwilę wydarzyć.
Ale dobrze wiedziałem, że już mi się nie uda. Poparzyłem tylko palce.
Patrzyłem na nowy kształt kubka, rozbity na części.
Nasza przygoda się skończyła.
Bezpowrotnie. Nie miałem już pić z niego kawy, pluć fusami do wnętrza.
Ta chwila, gdy wiem, że coś stracę jest zawsze intensywna. Człowiek zamiera, wstrzymuje oddech. Jest okrutnie krótka, ale ściska w dołku.
Zawsze towarzyszy jej nadzieja. Głupia i naiwna. Tak mocno wierząca, że jeszcze się uda.
Uczucie straty.
Tak, to tego uczucia nie znoszę najbardziej.
Gdy wchodzi w ciało, wpełza we wnętrze, uświadamiam sobie, jak bardzo coś było dla mnie ważne.
Czy to Nivan, czy durny kubek ze złoconymi maziajami.All Rights Reserved