— Ym, jak to gdzie? Do pracy. Szefowa pisała, że pilnie mnie potrzebuje. Musimy porozwozić to jedzenie potrzebującym. — Wymyśliła na poczekaniu. Przez ostatni czas kłamanie przychodziło jej bardzo łatwo i nawet się już to tego przyzwyczaiła.

— Ona Cię potrzebuje? A co ze mną? Z naszymi dziećmi? Wiesz w ogóle, że Katherine ma dziś urodziny? — Zapytał z wyrzutem. Victoria chciała coś powiedzieć, lecz ten odrazu jej przerwał. — Cały czas jest tylko praca, praca i praca. Wychodzisz z samego rana wracasz bardzo późnym wieczorem, albo w ogóle na drugi dzień. Katherine cały czas się skarży, że tęskni za mamą, cały czas pyta kiedy znów jej przeczytasz bajkę. Peter to już się nawet przyzwyczaił, że Cię nie ma. Nie zdziwię się, jak niedługo zapomną jak wygląda ich matka! — Podniósł głos wyraźnie zdenerwowany. Znów nie miała dla nich czasu. Było mu przykro. Zaplanował bardzo ciekawy dzień. Chciał spędzić chociaż jeden miły dzień ze swoją rodziną. Znaczy całą rodziną.

— Czyli co uważasz, że jestem złą matką? — Zapytała, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Kobieta nie zauważała nawet tego, jak krzywdzi swoje dzieci. Uważała, że poświęca im wystarczająco czasu. Była zła na swojego męża, że cały czas się do niej czepiał. Ale czy czepiałby się bez powodu?

— Dobra matka starałaby się chodź trochę czasu spędzić ze swoimi dziećmi. — Jonson skrzyżował ręce na piersi i oparł się o wyspę kuchenną. Miał też malutką nadzieję, że po jego słowach może coś zrozumie i zostanie z nimi.

— Jasne teraz to ja jestem ta najgorsza, a ty to ojciec roku. Cały czas przebywasz w tym głupim laboratorium! — Wykrzyknęła zdenerwowana. Oboje byli w emocjach i też oboje bardzo się sterowali. Jonson'owi jeszcze nigdy się tak nie trzęsły ręce, jak w tamtej chwili. Starał się myśleć za nim coś powiedział, żeby nie powiedzieć o kilka słów za dużo. W końcu dalej bardzo kochał swoją żonę i nie chciał jej stracić.

— Wiesz jaka jest sytuacja, pojawił się jakiś dziwny wirus mamy, aż 200 nowych zachorowań. Od wczoraj zamknięte są szkoły, a dzieci bedą na nauczaniu zdalnym. Jestem lekarzem i muszę pomóc znaleść lekarstwo. Poza tym dzieci zabieram tam ze sobą. Rano wiozę ich do szkoły, jadę do pracy, później zrywam się z pracy, jadę najpierw po Katherine do przedszkola, a później do szkoły po Petera i one są cały czas ze mną. Teraz jeszcze Peter będzie miał lekcje online, a ponieważ ty znając życie nie będziesz chciała zostać z nim w domu to również będę musiał wziąć go do pracy, a Katherine będzie się tam nudzić. Bo nie wiem czy wiesz, ale ona nienawidzi jeździć do mojej pracy, ale musi, bo jej mama nie ma czasu, żeby zostać z nią w domu. Nigdy nie spędziłaś z nimi tyle czasu co ja. — Zakończył swój monolog, a Victoria patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nawet w pewnym momencie pomyślała, że może zostanie w domu. Jednak po chwili ta myśl szybko ulotniła się z jej głowy. Miała bardzo ważną sprawę do załatwienia. Uważała, że jest ważniejsza od nich...

— Nie mam na to czasu... — Mruknęła kobieta, biorąc torbę i kierując się w stronę drzwi. Victoria dopiero po chwili uświadomiła sobie co powiedziała. Jej mąż wiedział, że nigdy nie miała dla nich czasu, ale nigdy nie powiedziała tego otwarcie. Jej słowa bardzo go zabolały. —  Jonson nie o to mi chodziło, ja nie miałam tego na myśli. Ja... — Zaczęła zastanawiać się, jak ubrać poprawnie słowa, lecz mężczyzna nic nie mówił. Stał tam, nie odwracając wzroku od kobiety. Nagle podbiegła do nich Katherine, a tuż za nią Peter.

— Co się stało tatusiu? — Zapytała dziewczynka, patrząc na swojego tatę z dołu. Jonson wyciągnął ręce w stronę tej malutkiej istotki i podniósł ją. Katherine owinęła swoje malutkie rączki wokół jego szyi, uśmiechając się lekko.

— Nic skarbie, mama musi iść do pracy. — Odpowiedział, również uśmiechając się do swojej córki i kątem oka, patrząc na swoją żonę, która stała i w pewnym sensie żałowała swoich słów. Jednak chciała jak najszybciej opuścić dom i załatwić tą ,,ważną" sprawę.

Don't forget I love you || TMRWhere stories live. Discover now