- Będziesz wymiotował...? - zapytał powoli Bane, zmartwiony.

Wiedziałem... - myślał. - Wiedziałem, że nie powinien tu ze mną przychodzić. Mogłem zaczekać z rozmową z Fellem i resztą, mogłem nie pozwalać im mówić o Richardzie, mogłem...

- Nie... - odpowiedział dławiąco Alec. - Wszystko okej...

- Idziemy! - z mieszkania wypadł Raphael, Lily oraz Ragnor z reklamówką ciasteczek.

***
- Jak to idziesz go odprowadzić?! - oburzył się Raphael. - Co to, sprośna komedia romantyczna?!

Ragnor stojący z boku zagryzał ciastka, wkurzona Lily próbowała uwolnić przytrzaśnięte suwakiem od kurtki włosy, a Alec stał z boku, trzymał się za brzuch i nie odzywał, podziwiając asfalt.

Natomiast Magnus znosił na swojej skórze krzyki Raphaela. A dopiero co wyszli z kamienicy.

- Normalnie... - westchnął Bane. - Odprowadzę Aleca do domu. Potem się zdzwonimy.

- Nie mogłeś wcześniej o tym wspomnieć? - warczał groźnie hiszpan. - Zaczekalibyśmy sobie w środku, podczas gdy zakochany jak głupi kundel Bane będzie sobie spacerował z Lightwoodem za rączkę. Myślisz, że chce mi się teraz wchodzić po tych schodach z powrotem?

- A masz przy sobie pistolet? - Bane uniósł brwi. Raphael prychnął, jakby z niego kpiono. - Więc nie bój dupy. Szukajcie Richarda, tylko się nie wychylajcie. Niedługo wrócę.

- No chodźcie... - mruknął z ciastkami w ustach Ragnor. - Bo zimno.

Lily od razu się z nim zgodziła, a Raphael patrzący na Magnusa z chęcią wpierdolu, skinął głową po dłuższej chwili. Chen i Santiago skierowali się na prawo, a Ragnor zbliżył się do Magnusa. Miał bardzo mądrą minę. Albo wymądrzałą.

Zerknął na Alexandra, zanim nie położył dłoni na ramieniu azjaty, opierając się na nim.

- Dalej nie wierzę, że wziąłeś go ze sobą... - wyszeptał Ragnor. - Pomyślałeś w ogóle o konsekwencjach?

Magnus wsadził rękę do reklamówki przyjaciela, cały czas patrząc mu w oczy.

- Tak i nie.

Ragnor z dezaprobatą pokręcił głową, ale zaśmiał się, niemal jak dziadek. Następnie się odsunął, zakręcił na pięcie i potruchtał do Lily i Raphaela.

Magnus podał kradzione ciastko Alecowi.

- Trzymaj. Podobno dobre.

Wzrok Lightwooda spoczął na ciastku z obrzydzeniem.

- Nie, dzięki... Chodźmy już.

Magnus czuł, jak jego oddech kłębi mu się w płucach i krtani. Serce zwolniło, uświadamiając go o tym, że zjebał. Alexander zdecydowanie pragnął wrócić już do domu, uciec od Bane'a. Nie przypominał siebie sprzed schroniska czy w domu Cat.

A kto by chciał z tobą zostać, wiedząc, że chcesz zastrzelić jakiegoś typa? - krzyczał na Magnusa karcący głos w jego umyśle.

***
Magnus zarzucił sobie na plecy swój tornister, co samo ze swoim zrobił Alec. Mieli szczęście, że nikt nie podwędził im plecaków.

A zwłaszcza Bane'owi. Przecież dzierżył tam pistolet, potrzebny mu dzisiejszej nocy szczególnie bardzo. I to nie z rozkazu Raphaela o popełnieniu morderstwa - a z czystej potrzeby bezpieczeństwa. W każdej chwili mógł trafić na Richarda.

Magnus i Alec ruszyli przed siebie, dreptając po jezdni, jakby chodniki po bokach nie istniały. Tym razem to Lightwood kierował Magnusa. Czasami zerkał na telefon, na włączoną tam nawigację. Blask urządzenia padał na jego twarz, malując cerę w jeszcze bledszym odcieniu.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz