Nagle drzwi sali otwarły się z hukiem. Do sali tronowej wpadł zziajany Terezjasz. Wymachując na boki swoją laską, przedarł się przez tłum i stanął między królem a Dionizosem.
- Na bogów, mój panie, uspokój się! - zawył Terezjasz. - Toż to Olimpijczyk we własnej osobie!
Kolejne szepty, kolejne okrzyki zdumienia. Dionizos czuł na sobie wściekły wzrok Agawe, która wyglądała, jakby chciała cisnąć swój wachlarz prosto w jego twarz. Penteusz za to cały poczerwieniał i kręcił ze złości głową.
- Co ty bredzisz? - warknęła Agawe. - To jest Olimpijczyk? Ten p i ja k?
- Mówisz z Dionizosem, wasza wysokość – wyjaśnił pospiesznie wieszcz. - Niedobrze go obrażać.
Dionizos zamaszyście się pokłonił, a na sali momentalnie zapanowała cisza.
- To niemożliwe – wydusił w końcu Penteusz. - Nie wierzę. Żadnemu z was nie wierzę. A teraz gadaj, coś zrobił z moim miastem?
Strażnicy pilnujący Dionizosa odsunęli się od niego na tyle, że teraz bez przeszkód mógł przespacerować się wzdłuż podium. Na jego ustach wykwitł ironiczny uśmieszek. To miasto było tak samo Penteusza, jak i jego, chociaż gdyby Dionizos nie musiał uciekać, to siedziałby teraz na tym tronie.
- Czy to nie oczywiste, kuzynku? - spytał go wesoło Dionizos. - Podarowałem wam zabawę!
- Nie chcemy twoich podarunków! - zawołał niemal natychmiast Penteusz. - Nic od ciebie nie chcemy!
Na te słowa Dionizos teatralnie złapał się za serce. Natomiast Terezjasz padł na kolana przed królem i wzniósł dłonie do sufitu.
- Wasza wysokość, błagam! – zajęczał wieszcz.
-To nie jest żaden bóg, staruchu – warknął w odpowiedzi Penteusz. - Widziałem już bogów. Gdyby nim był, już dawno by nas zabił.
Terezjasz mamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak modlitwa. Po tłumie możnych znów potoczyły się szepty. Większość kiwała głowami, jakby słowa ich króla faktycznie miały sens. Uśmiech Dionizosa stał się szerszy. Przystanął obok Terezjasza i zakutymi dłońmi dotknął jego ramienia. Wróżbita aż zadygotał.
- O tak, moje rodzeństwo gustuje we krwi – zgodził się bóg wina. - Na przykład Ares jest bardzo wyczulony na podważanie jego boskości. Za taką zniewagę pewnie cały dzień podpalałby cię nad ogniem. Albo Atena, oh, ona to jeszcze chyba gorzej. Przeklęłaby cię na całą wiecz...
- Mam dość – stwierdził znudzonym tonem Penteusz. - Zamknijcie go w lochu. Jutro chcę widzieć jego głowę nabitą na pal. A jak dalej będzie gadać, to wyrwijcie mu język.
Terezjasz zemdlał. Po prostu osunął się na ziemię i przestał ruszać. Wyglądał jak martwy, z tą różnicą, że jego klatka piersiowa co jakiś czas się unosiła.
- Jego też zamknijcie – dodała Agawe, wskazując wieszcza. - To kłamca, który wprowadza niepotrzebny zamęt. Wystarczająco mamy tu zmartwień, by słuchać kolejnego wariata.
Mocno zaakcentowała ostatnie słowo, patrząc prosto w oczy Dionizosa. On tylko do niej mrugnął, co wywołało grymas na jej twarzy. Kiedy znów się spotkają, sprawi, że całkiem inaczej będzie go traktować.
Zlęknieni strażnicy zabrali go do lochów. Było to kamienne więzienie, w którym śmierdziało wilgocią i stęchlizną, a od ścian ciągnęło chłodem. Dionizos słyszał kapanie wody, mieszające się z dźwiękami zawodzenia i chrapliwymi oddechami innych więźniów. Nie zamknięto go jednak w pierwszej lepszej celi.
CZYTASZ
Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni wina
Short StoryDionizos, bóg wina, przyjemności, pożądania i zabawy, po długiej nieobecności powraca do Hellady. Niestety, nic oprócz paru mglistych wspomnień nie jest w stanie sobie przypomnieć. Na dodatek stale musi się pilnować, by nie zwrócić na siebie uwagi n...
Rozdział 10.
Zacznij od początku