- Ale o co chodzi? Ja was nawet nie znam ludzie.

- Przestań udawać Charlotte...

- Ja nie udaje. NIE ZNAM WAS. Widziałam was zaledwie parę razy w życiu jak byliście z moimi znajomymi - mówię, ale podświadomie czuję, że ich znam.

- Skoro miałaś nas tak wszystkich w dupie, żeby się od nas odciąć to chociaż mogłabyś nam to teraz wyjaśnić! Myślę, że na to zasługujemy, a zwłaszcza Oliver, który nie mógł się z tym pogodzić! - wykrzykuje Oscar wstając gwałtownie, na co ja też się podnoszę.

- O CHUJ WAM CHODZI?! Całe życie mieszkam w jebanym San Francisco z moją mamą! Raczej bym pamiętała, że mieszkałam gdzie indziej!

- Ty naprawdę nic nie pamiętasz - stwierdza jeden z nich, chyba zrobiło się im głupio. - Pogadaj lepiej ze swoją mamą księżniczko, mam nadzieję, że chociaż wiesz, dlaczego nie masz taty - mówi już na spokojnie, a ja biorę kurtkę z zamiarem wyjścia. To wszystko mnie przerasta. Nie wiem, czy stąd nie wyjechać już teraz.

   Ta kawiarnia jest jakaś pechowa. Za każdym razem się w niej z kimś kłócę i za każdym razem siadają mi tu nerwy. W sumie całe to miasto jest pechowe. Nie! - to ja jestem pechowa.

   Zakładam moją czarną kurtkę i ruszam w stronę drzwi, ale wraca akurat Oliver.

- Amelie! Przepraszam, musiałem iść na chwilę popilnować brata, nie bądź zła.

- Nie wchodź mi nigdy więcej w drogę, chcę zapomnieć, że kiedykolwiek Cię spotkałam – odzywam się gdy jestem dwa kroki od niego.

   Jego mina jest nie do opisania. Poczułam się w tym momencie jak największy potwór. Najgorsze jest jednak to, że on mi się naprawdę podoba, ale są dwa wielkie problemy.

   Pierwszy to mój wyjazd za kilka dni i powrót do domu i życia codziennego jakie wiodę w San Francisco.

   Drugi to moje serce. Nie mogę pozwolić sobie na kolejny cios. Chris bawił się moimi uczuciami i zraził mnie do innych, również Olivera, którego nawet nie nam cholera.

   Wolno idę do domku chcąc spokojnie podejść do tego co się tutaj dzieje. Dlaczego powiedzieli, żebym porozmawiała z mamą? I to zdanie: ,,mam nadzieję, że chociaż wiesz, dlaczego nie masz taty". Bo zmarł zanim się urodziłam - proste.

   Czy nie proste?

   Boże co ja w ogóle gadam. Słucham się jakichś przypadkowych kolesi. Mama by mnie nie okłamała, nie w takiej sprawie. Mimo wielu oporów, muszę z nią pogadać i się upewnić.

   Przed chatką zauważam Christophera, który wygląda na mocno przybitego. Chciałabym przejść obok niego obojętnie, jednak gdzieś w środku mojego głupiego rozumu wzbudzają się uczucia i chcę poznać jego problemy, tylko czemu? Nie wiem, bo powinnam unikać go jak ognia, ale to silniejsze ode mnie.

- Chris? – zaczynam podchodząc wolno w jego kierunku.

- O hej Charlotte – mówi sucho, patrząc w ziemię.

- Coś się stało? – wiem, że powinnam to olać i nawet go nie pytać, ale mam uczucia i wiem, że czasem trzeba pomóc drugiemu człowiekowi, nawet jeśli u mnie jest źle i jeśli zrobiono nam krzywdę.

- Chyba jestem Ci winien przeprosiny, ale nie wiem jak się do nich zabrać – mamrocze pod nosem.

- Przesłyszałam się, czy właśnie mnie przeprosiłeś? – cała złość na niego gdzieś się właśnie ulotniła.

- Tak, przepraszam – mówi pewnym głosem, ale nadal nie mogę namierzyć jego wzroku.

- Chris jesteś dupkiem, ale musimy się tolerować póki co, więc powiedzmy, że nic się nie stało – szokuje samą siebie tym wyznaniem.

- Chcesz udawać, że nic się nie stało? – patrzy na mnie jak na wariatkę.

- Chcę byśmy mieli normalną relację, nikt obok nas nie musi cierpieć przez nas i wolę byśmy jakoś się dogadali – wyznaję szukając jego wzroku.

- Dobrze – uśmiecha się sucho, a ja puszczam mu oczko i już mam wchodzić do domku, gdy on dodaję: – Mogę wpaść do Ciebie jak wszyscy pójdą spać? – to chyba średni pomysł.

- Może nie dziś Chris. Jeśli chcesz pójdziemy jutro na drinka do baru, co? – mówię delikatnie by w żaden sposób go nie zranić.

- Jeśli tak chcesz, to ja jestem oczywiście za – uśmiecha się triumfalnie, a ja znikam za drzwiami salonu, po czym zamykam się w swojej sypialni.

   Jestem dziwnie spokojna, mimo tej całej sytuacji w kawiarni. Nadal czuję, że zbliżają się czarne chmury nade mną. Wolę jednak ignorować to jak mogę, tylko czy jest sens? Prędzej czy później i tak będzie padać, to jest nieuniknione i muszę się do tego przygotować.

   Siadam zrezygnowana na łóżku i skupiam się tylko na sobie, chcąc przypomnieć sobie cokolwiek z dzieciństwa.

   Przez godzinę patrzę w ścianę, jednak to nic jednak nie daje. Ciche pukanie wyrywa mnie z transu nicości.

- Możemy? – dwie głowy przyjaciółek wkradają się w moją przestrzeń, a ja tylko kiwam głową. – Zniknęłaś nam ze stoku – zaczyna Leah siadając obok mnie z prawej, a z lewej Zoe rzuca się na łóżko.

- Oliver zaprosił mnie na kawę – mówię najciszej jak umiem. Potrzebuję komuś to wyznać, jednak wolałabym Samuela, jest facetem i na pewno powiedziałby mi coś więcej.

- No i? – Zoe podekscytowana podskakuje na łóżku.

- Gadaliśmy i w sumie nie wiem, chyba... – blokuję się.

   Dosłownie jakbym zapomniała jak używa ust do mówienia.

- Charlotte możesz jaśniej? – naciska Leah.

- To jest jakieś szaleństwo dziewczyny – wyznaje zrezygnowana. – Czuję jakbym go znała, coś mnie ciągnie do niego, ale nie wiem co to takiego i dlaczego... 

Wspomnienie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz