Rozdział 7. Całe życie w kłamstwie

Zacznij od początku
                                    

Tsunade tylko prychnęła.

— Proszę babciu. — Spróbowałem innej taktyki. — Ja muszę po niego iść.

Tsunade popatrzyła na mnie uważnie. Wiem, że zawiodłem jej zaufanie uciekając z wioski. Pewnie napędziłem jej niezłego stracha nie dając znaku życia przez trzy dni, a potem oznajmiając, że nie wrócę teraz i idę na jakąś misje. Nie umiem nawet wyobrazić sobie jej reakcji gdy zobaczyła mnie nieprzytomnego. Ale liczyłem, że będzie w stanie mi jeszcze raz zaufać, ja bym pewnie sobie nie zaufał, ale teraz nie miałem innego wyjścia i musiałem liczyć, że ona to zrobi.

Odwróciła wzrok i ruszyła do stołu operacyjnego. Zgarnęła z niego jakieś bandaże. Cały czas obserwowałem jej działa. Nic nie mówiąc zaczęła mi wiązać bandaże wokół rany.

— Jak z nim wrócisz — zaczęła spokojnie — to przez najbliższy rok nie wychodzisz z wioski. — To mówiąc mocno zacisnęła bandaż, że aż stęknąłem z bólu.

— Tak jest — odpowiedziałem uśmiechając się.

— Trzeba ustawić straże z ABNU wokół wioski — powiedział Itachi. — Wprowadź stan zagrożenia.

— Dobrze, ale zrobię to w tajemnicy — oznajmiła. — Nie potrzebna nam panika. A tym bardziej interwencja Danzo.

Po ubraniu się, dalej z bolącą klatką piersiową ruszyłem ze szpitala. Nie oglądałem się na ludzi. Musiałem szybko znaleźć Sasuke. Gdy wyszedłem przed budynek stanąłem i zorientowałem się, że nie wiem gdzie mam iść. Zacząłem myśleć. Pierwsze co mi wpadło do głowy to jego dom. Więc tam się skierowałem. Minąłem Hinatę, w która coś chciała powiedzieć, ale ja nie miałem czasu. Pędziłem do dzielnicy Uchiha. Gdy się tam znalazłem wbiegłem do jego domu i zacząłem go wołać. Ale odpowiadała mi tylko cisza.

Po przeszukaniu całego budynku znów stanąłem intensywnie myśląc. Gdzie on mógł pójść? Akademia? Nie, to bez sensu. Dolina końca? Możliwe, ale to kawałek stąd, jak go tam nie będzie to zmarnuje czas. Zdesperowany jęknąłem przeciągle. Co robić, co robić? Wiem, nasza Jaskinia! Ale to dzień drogi stąd. Na pewno jeszcze tam nie dotarł, muszę go dogonić.

Popędziłem w kierunku bramy. Nie oglądając się na zdziwionych moją obecnością strażników wybiegłem i ruszyłem w znanym mi kierunku.

Po jakiejś godzinie drogi dopadł mnie mocny ból w klatce piersiowej. Nie powinienem nadwyrężać się fizycznie, ale nie miałem wyboru. Przystanąłem na chwilę, łapiąc się za zabandażowaną ranę i ciężko oddychając. Oparłem ręce o kolana i odsapnąłem.

Gdy się uspokoiłem usłyszałem cichy szloch. Zdziwiony poszedłem w jego kierunku. Kilka metrów od drogi zwrócony do niej tyłem, siedział oparty o drzewo brunet.

— Sasuke! — krzyknąłem zauważając go.

On gwałtowanie się odwrócił i przecierając oczy zaczął wstawać.

— Obudziłeś się.. — powiedział cicho gdy do niego podbiegłem.

— Co się stało, dlaczego uciekłeś? — zapytałem klękając przy nim.

On będąc ewidentnie w złym stanie psychicznym patrzył się na mnie tępo. Jego oczy były zaczerwienione. Starł łzy nie chcąc, bym je widział, ale i tak wiem, że płakał. Musiał się dowiedzieć, czegoś strasznego. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go w tak złej kondycji psychicznej.

— Możesz mi powiedzieć — oznajmiłem spokojnie gdy dalej milczał. Chwyciłem jego dłoń by dodać mu otuchy.

— Itachi zabił klan chcąc mnie uratować... — powiedział drżącym głosem.

Nic nie mówiąc otworzyłem szeroko oczy. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, ale nie chcąc mu przerywać, a ni go poganiać czekałem.

Po chwili kontynuował:

— Mój klan chciał przejąć władzę, Danzo — Mówiąc to imię syknął — Członek starszyzny, przymusił go do zabicia klanu, grożąc, że inaczej mnie też zabiją.

Jak tylko to powiedział przytuliłem go mocno ignorując ból jeszcze nie zagojonej rany. On wtulił się we mnie.

— Całe życie w kłamstwie... — powiedział łamiącym się głosem. —A ja go prawie zabiłem...

— Spokojnie — szepnąłem głaszcząc jego plecy. Poczułem jak pojedyncze łzy skapują mi na szyje w którą się wtulał.

— I co ja mam teraz zrobić? — Załkał. — Wioska zabiła moją rodzinę.

Wzdrygnąłem się. To o to chodziło Itachiemu. Sasuke, może wpaść do głowy pomysł by zemścić się na wiosce. Musiałem coś powiedzieć, jakoś odwieźć go od tych myśli.

Odczepiłem go od siebie i spojrzałem w jego twarz. Powiedziałem twardo:

— Wioska nie jest niczemu winna. To ten cały Danzo.

— Zabije go. — Jego mina przeszła ze smutnej do wściekłej.

— Tsunade o wszystkim wie. Na pewno coś z tym zrobi — oznajmiłem.

— Nie, ja muszę go zabić. Nikt mi w tym nie przeszkodzi.

Chwyciłem go za głowę i powiedziałem ostro:

— Jestem pewny, że Tsunade nie pozwoli by nie poniósł konsekwencji. Nie możesz podejmować własnych działań.

— Musi zginąć — warknął zły Sasuke.

— Przekonam Tsunade, byś to ty wykonał egzekucje.

Po chwili wahania kiwnął nieznacznie głową. Znów go czule objąłem.

— Jak się czujesz? — zagadnął po chwili Sasuke.

— Jest już dobrze — odparłem.

Znów się od siebie odkleiliśmy i zaczęliśmy całować. Oboje się o siebie martwiliśmy, Sasuke o to czy ja przeżyje, a ja o to że uciekł. Teraz całe emocje opadły i znalazły ujście w naszym namiętnym pocałunku. Rozładowaliśmy nasze wzajemne niepokoje zachłannie pragnąc bliskości tego drugiego.

Po chwili oderwałem się od niego i oznajmiłem:

— Musimy wracać, wioska została postawiona w gotowość bojową.

— Co? — mruknął zdziwiony Sasuke.

— Twój brat, powiedział by wystawić straże z ANBU, musimy wracać.

On patrzył na mnie poważnie i skinął głową. 

SasuNaru - Sprowadzę cię, czy tego chcesz czy nieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz