9. Obawiając się najgorszego

Zacznij od początku
                                    

- Pan i Pan Weasley. Jeśli jeszcze raz nazwiecie mnie starą kobietą wyglądającą jak wasza babcia, to wymierzę wam najgorszą karę, jaką kiedykolwiek wymierzyłam - powiedziała profesor ze złością.

Bliźniacy skulili się pod jej spojrzeniem. Nigdy nie widziałam ich tak przestraszonych przy żadnym dorosłym, z wyjątkiem ich matki. Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, a ja starałam się nie śmiać. Profesor McGonagall myślała, że bliźniacy mówią o niej. Miało to sens, bo porównywali starych profesorów do babć, a ona stała za nimi.

Bliźniacy wyglądali na zakłopotanych, a ja postanowiłam nie stawać w ich obronie. W końcu nazwali mnie starą. Rzuciłam pozostałym spojrzenie, żeby ich nie bronili, a oni uśmiechnęli się do mnie.

- A teraz, panno Malfoy. Profesor Dumbledore chciałby z panią pilnie porozmawiać, więc proszę pójść ze mną - kontynuowała profesor, a jej głos zmienił się na spokojniejszy. Przytaknęłam i wyszłam za nią z pokoju wspólnego, pokazując język przerażonym bliźniakom. Oboje spojrzeli na mnie z wściekłością.

- Musy-Świstusy - zawołała pani profesor, gdy znalazłyśmy się przy wejściu do gabinetu profesora Dumbledore'a.  Schody zaczęły się ruszać i profesor weszła na górę, a ja za nią. Kobieta zapukała do drzwi, a kiedy usłyszałyśmy ciche "proszę wejść", weszłyśmy do gabinetu.

Nigdy wcześniej nie widziałam gabinetu dyrektora. Był okrągły, a ściany pokrywały drzemiące portrety prawdopodobnie byłych dyrektorów i dyrektorek Hogwartu. Na stołach leżały dziwne przyrządy. Obok biurka Dumbledore'a stał feniks z głową pod skrzydłem. Nad biurkiem natomiast znajdowała się Tiara Przydziału.

Dyrektor spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem przez swoje okulary-połówki, po czym zwrócił się do profesor McGonagall.

- Dziękuję ci, Minerwo.

Profesor McGonagall skinęła głową i ze świstem swojej szmaragdowozielonej peleryny opuściła pomieszczenie.

- Usiądź, panno Malfoy - profesor Dumbledore wskazał na krzesło po drugiej stronie biurka. Usiadłam na krześle, zastanawiając się, co zrobiłam.

- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię tu zaprosiłem, panno Malfoy.

- Nic nie zrobiłam, przysięgam - powiedziałam, myśląc, że Fred i George musieli coś zrobić.

Profesor Dumbledore uśmiechnął się.

- Nie, masz rację. Nic nie zrobiliście. Zamiast tego chciałbym porozmawiać o tym, co zrobił ci twój ojciec - na wzmiankę o ojcu przeszły mnie ciarki, a dyrektor kontynuował. - W zeszłym tygodniu dałaś mi list, który przyszedł z twojego domu, zgadza się? Profesor McGonagall powiedziała, że obawiasz się, że twój ojciec rzucił klątwę na list, aby cię skrzywdzić.

Przytaknęłam.

- Przeczytałem list i rzeczywiście był on od twojego ojca. Jednak po głębszej analizie nie wydaje się, aby była w nim klątwa, która mogłaby cię skrzywdzić. Tak naprawdę, nie mogę zrozumieć tego listu. Wydaje się, że jest to jakieś starożytne pismo. Czy rozpoznajesz je?

Profesor Dumbledore otworzył biurko, wyjął list, rozłożył kawałek pergaminu i przesunął go w moją stronę. Zerknęłam na słowa napisane zielonym atramentem.

Profesor Dumbledore szukał czegoś w kieszeni swojej szaty, po czym wyjął zielony pamiętnik, który kiedyś należał do mojego ojca. Otworzył go na najnowszym wpisie i położył przede mną, żebym go przeczytała. Nie czytałam go nigdy, więc zerknęłam na słowa napisane zielonym atramentem:

Et illa novit, non se habent potestates. Haec causa est eius. Quae erit in futura nostro.

Słowa te nie miały dla mnie sensu, ale w mojej głowie zaczęły się tworzyć obrazy. Zamknęłam oczy, gdy obrazy zaczęły się wyostrzać i wzmacniać. Zmieniały się w różne ciała. Martwe ciała. Rozpoznałam ich twarze: Harry'ego, Rona, Hermiony, Ginny, George'a, Lee.

Obraz zaczął się zmieniać. Fred i ja biegliśmy korytarzem. Nasze ręce były złączone. Nie wiedziałam, przed czym uciekaliśmy. Wpadliśmy do jakiegoś pokoju, dysząc i rozglądając się. Ale nie był on pusty.

Na środku pokoju stał mój ojciec. Uśmiechał się do nas złowrogo. Moje ciało zamarło, gdy rzucił w nas zaklęcie, przez co wlecieliśmy w ścianę.

Upadłam na nią, starając się nie stracić przytomności, gdy przede mną zaczęły migać światła. Podczołgaliśmy się do siebie i Fred objął mnie ramionami, mocno mnie ściskając. Łzy spływały mi po policzkach, gdy wpatrywałam się w jego oczy. Błyszczały, a on trzymał się mnie i pocałował w czoło.

- Kocham cię, Kiara - wyszeptał.

- Ja też cię kocham - odpowiedziałam, wtulając twarz w jego klatkę piersiową.

Ojciec chwycił mnie od tyłu i wyrwał z objęć Freda. Rzucił mną przez pokój, jakbym nic nie ważyła. Wycelował swoją różdżkę w chłopaka, który nie okazał strachu. Krzyknęłam, rzucając się w jego stronę, ale błysk zielonego światła uderzył go pierwszy.

Wizja się skończyła, ale w głowie kręciło mi się zbyt szybko. Ogarnęła mnie ciemność i spadłam z krzesła na ziemię, krzycząc za Fredem.

[1167 słów]

Kiara Malfoy | Fred Weasley (TŁUMACZENIE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz