Rozdział 10

2.7K 87 5
                                    


Kalia


Na wyspie zapanował spokój, który aż zdawał się być niepokojący. Przez poprzednie kilka dni babcia chodziła mając smutny wyraz twarzy, w dalszym ciągu przeżywała odejście Cartera, a ojca prawie wcale nie było w domu. Miałam podejrzenia co do jego życia towarzyskiego, i sądziłam, że czym prędzej zdołam poznać więcej szczegółów.

Wgryzłam się w brzoskwinię chcąc czerpać z niej jak najwięcej słodyczy. W dłoni trzymałam ulotki które dał mi Nohea, nie wyrzuciłam ich.

- Jeśli ukończysz szkołę do końca, będziesz miała stypendium

Słowa bruneta rozbrzmiały w mojej głowie. Zagryzłam wargę i odchyliłam głowę do tyłu miotając się z dość ważną decyzją. Nie wiedziałam co zrobić, miałam cholerną szansę...ale, co by się zdarzyło z babcią oraz ojcem gdybym ich zostawiła? Pytanie niszczyło każdy dobry argument.

- Coś ci zabiera sen z powiek...

Drgnęłam na krześle pod wpływem głosu Akaki, która postanowiła mnie przestraszyć. Pokręciłam przecząco, ale ona znała mnie na tyle, że wiedziała, iż coś się działo w moim wnętrzu, coś co rozrywało mnie na kilka kawałków.

- Nie - zaprzeczyłam gwałtownie.

- Czyżby? - wystawiła w moim kierunku kieliszek wina - Na trawienie - zaświergotała. Usiadła naprzeciwko mnie - Znam cię na tyle dobrze, że wiem kiedy coś cię trapi. Mów.

Wzięłam głęboki wdech i odchyliłam głowę do tyłu.

- Nohea przyniósł mi to - w końcu podałam jej ulotki. Sięgnęła po nie i zaczęła skrupulatnie oglądać z każdej strony. Pociągnęła łyk alkoholu i zmrużyła powieki.

- Ale dlaczego przyniósł ci ulotki jakiś uczelni? Skoro nie chcesz...- zatrzymała się w połowie, i uniosła spojrzenie - Chyba, że moja dziewczynka chce wznowić naukę - pisnęła.

- Och, babciu nie mam pojęcia - przyznałam - Z jednej strony chciałabym skończyć tę szkołę, chodź to dwa lata, ale...

- Nie ma żadnego ale - złapała mnie za dłonie - To dla ciebie wielka szansa, Uniwersytet w Mediolanie to marzenie niejednego człowieka od nas. Wyrwiesz się z tej nudnej wyspy, zwiedzisz Włochy, poznasz nowych ludzi...- przechyliła głowę z rozczuleniem - Masz szansę - pogładziła kciukiem mój policzek - Nie marnuj jej z powodu głupiego ojca, czy mojej choroby po której nie ma już śladu.

- Babciu, możesz mieć nawroty, a tego nie chcę. Jeśli coś się ma zdarzyć, musi pod moją obecność - zarzekłam się ze wszystkich sił.

- Dlaczego bierzesz pod uwagę coś co nie zdarzy się nigdy? - parsknęła - Może i jestem starsza z dnia na dzień, ale nie robię głupot tych co kilka lat wcześniej. Dam sobie radę, a ty masz kontynuować naukę, jeśli chcesz mogę pójść z tobą jutro do dyrektorki Stolk.

- Jeśli się faktycznie zdecyduję - zagryzłam wargę - Pójdę tam sama i dokończę to co zaczęłam - w końcu zamoczyłam wargi w winie rozkoszując się gorzkim smakiem który łaskotał moje podniebienie.

- Moja dzielna lwica - pocałowała mnie w policzek - A teraz zmykaj, późno już.

Pokiwałam głową i uniosłam się ze swojego siedziska. Stawiając stopę już na podłodze w salonie usłyszałam za sobą:

- A, Kalia! Dziecko, pamiętaj, że będę z tobą w każdym czasie niezależnie od tego jaką decyzję podejmiesz. Nie mniej jednak uważam, że kontynuacja nauki wyjdzie ci na dobre. Pamiętaj kobieta, taka jak ty...może stąpać twardo po ziemi jako pieprzona bizneswoman.

Parsknęłam gromkim śmiechem i pokręciłam jedynie głową.

Ja i biznesy jakiekolwiek, to nie było realne. Nawet nie sądziłam, że uda mi się nadrobić to wszystko w szkole jeśli bym kontynuowała naukę.

***

Następnego dnia ubrana w białą koszulę, oraz czarną spódnicę przemierzyłam mur mojej wcześniejszej szkoły. Jak na tak zwany Ziemski Raj było tu cudownie. Mnóstwo kwiatów okalających budynek, oraz gromadka uczniów rzuciła mi się od razu w oczy.

Zestresowana kroczyłam w swoich balerinach do sekretariatu trzymając w ramionach swoją teczkę. W torebce mój telefon wydał dźwięk oznaczający przychodzącą wiadomość. Usiadłam na małym skwerku i wyjęłam urządzenie, na widok znajomej twarzy w ikonce uśmiechnęłam się szeroko.

Od: Babuszka Akaka

Kochanie, trzymam kciuki. Twój stary też, więc jest poważnie. Pisz w razie czego wkroczę tam i od razu wrócisz <3

Zachichotałam pod nosem i schowałam wszystko do torebki. Otrzepałam ciemny materiał i ruszyłam do wejścia. Tam zaskakująco szybko wszystko się udało, a dyrektorka niemal z otwartymi ramionami przyjęła mnie z powrotem do grona uczniów.

- Czyli, że...- zagryzłam dolną wargę kurczowo zaciskając dłonie na czerwonej teczce.

- To oznacza, że już jutro zjawisz się na zajęciach. Tu masz plan zajęć, jak wiesz z powodu małej ilości uczniów wolimy utrzymać zajęcia w małych grupach. Wychodzi to na lepsze - blondynka podała mi dość sporą kartkę - W razie problemów poproś mnie bądź jakiegoś ucznia o pomoc.

Skinęłam i schowałam wszystko by nie zrobić z tym czegoś złego przez stres.

- Pani wybaczy, ale czy to stypendium...czy to jest realne? - zapytałam przełykając ślinę.

- Tak - odpowiedziała pewnie rozpierając się na biurowym fotelu, tło za nią było piekielnie piękne. Mieszkałam tam ale widok dalej wywierał we mnie dziwne uczucie beztroski - Poprosiłam Nohea by przekazał ci to, bo wiem ile włożyłaś w drugim roku, do nadrobienia masz tylko jeden semestr, uda ci się, nie ma aż tylu wymagań. Zaliczysz kilka testów, i bez problemu przejdziesz ze swoim rocznikiem dalej.

- Ale...nie było mnie tu o dużo więcej - przełknęłam wstyd - Czy to nie będzie jakieś niesprawiedliwe względem reszty?

- Nie.

Tylko tyle zdołało przekonać mnie do dalszej kontynuacji nauki. Będąc na placu zerknęłam za siebie, skanowałam czerwony bluszcz którym okalany był mały płotek.

Płot pomyślałam. Płot kojarzył mi się nie wiedząc dlaczego tylko z Carterem. Myślami odpływałam do momentu gdzie ukradkiem obserwowałam przez szpary jak to pływał w basenie.

Otrząsnęłam się i zaczęłam mierzyć ku swojemu domowi, chciałam jak najszybciej pochwalić się babci jak i ojcu, tym, że już następnego dnia mogłam spokojnie włożyć książki w plecak i kontynuować to co zaczęłam jakiś czas wcześniej. 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz