Rozdział 11

2.6K 83 6
                                    


Santiano


Krążyłem po pokoju nie wiedząc co robić. Pocierałem co jakiś czas twarz, palce miałem cały czas zimne jakbym wyjął je z lodu. Byłem w pierdolonym dole i nie wiedziałem jak z niego wyjść.

- Cześć - usłyszałem za sobą opanowany głos Nico - Możemy porozmawiać?

Wziąłem głęboki wdech i skinąłem głowę. Nie obracałem się tylko opadłem na łóżko. Już chwilę potem obok mnie usiadł kuzyn który wyglądał jakby wyszedł świeżo z wybiegu mody. Odkąd pamiętałem nosił się w szykowanie uszytych garniturach od Louis Vuitton, czy Dolce & Gabbana. Nie znosił samowolki, nad wszystkim miał kontrolę, chodź młodego wieku mógł pochwalić się dobrze prosperującą firmą w centrum Nowego Jorku, którą prowadził z Octavio, z najstarszym kuzynem. Z tego co wiedziałem jakieś pięć procent udziałów posiadała, Paola, jednak ona była z dala od wszystkich. Przekonała swojego ojca jak i matkę by wylecieć do Kanady, a tam oddalić się od półświatka. Tylko Jose była tak popieprzona podobnie jak i Riley, że zaczęły bawić się scyzorykami. Obydwie były charakternie takie same.

Z jednego byłem nawet i zadowolony, W naszej rodzinie byliśmy tylko my, ponieważ z opowieści wiedziałem, iż wuj Fabiano posiadał żonę, jednak ona...nie była dla niego odpowiednia. Został sam, z pęczkiem kobiet przy boku, może to i lepiej. Chodził z dziewczynami na imprezy i pilnował je jak oczka w głowie.

Nico i Octavio byli jak pieprzone oazy spokoju, chodź Octavio miał przejąć po ojcu całe imperium, podobnie jak Nico po wuju Maksimie, a ja po swoim papie.

- Ojciec opowiadał mi, że w naszych rodzinach nikt się nigdy nie poddawał, a mimo wielu takich sytuacji wychodzili jak pieprzone gwiazdy które świeciły mocniej jak słońce - wymamrotał patrząc przed siebie - Teraz chyba jest podobnie. Tylko oni nie zrobią niczego za ciebie, ty musisz być na czele tego gówna które rozpętałeś.

- Łatwo ci mówić - wywróciłem oczami - Mam dopiero dziewiętnaście lat a już plątam się pod nogami jakiegoś chuja który oskarżył mnie o odebranie cnoty jego córce.

- A zrobiłeś to? - zadał bardzo ważne pytanie unosząc przy tym wysoko brew - Odebrałeś dziewictwo Joan?

- Nie wiem - wyznałem - Byłem pewny, że w momencie kiedy to robiliśmy...

- Młody dla twojego dobra używaj pełnego słownictwa i nie hamuj się - delikatna barwa bruneta wkurwiała mnie do granic możliwości.

- Kiedy ją pieprzyłem w Stars nie była już nią, tego jestem pewny - zarzekłem się - Chodź może byłem w takim amoku, że nawet nie zauważyłem kiedy morze krwi rozlało się na moim fiucie - splunąłem na podłogę.

- Wiesz z tego co mi wiadomo nie zawsze gdy przebija się błona leci morze krwi.

- A skąd ty o takich rzeczach wiesz, co? - syknąłem - Może mnie wrabiają...

- Oj nie wiem, pieprzyłeś ją i tak - wzruszył ramionami - Indiana się tak łatwo nie podda - mruknął drapiąc delikatny zarost - Ale wiesz co ci powiem? Powtórzę się, ale...nasza rodzina jest popierdolona i radziła sobie z większym gównem. Pamiętaj tylko, że nie jesteś sam - zapewnił klepiąc mnie po barku, wstał z łóżka i podszedł do drzwi - I to chyba na tyle...

Zostawił mnie sam z wieloma przemyśleniami. Jednego byłem, kurwa pewny, i wróciłem wspomnieniami do momentu pobytu na terenie wroga.

- Lubisz być suką, co? - zanurzyłem twarz w szyi brunetki, ciągnąc ją za końce włosów - Powiedz czy to lubisz! - uszczypnąłem jej twarde sutki.

- T...tak - jęknęła - Suką, tylko twoją, Santiano - nabrzmiałymi wargami musnęła mój policzek.

- Powiedz mi jedno. Dotykał cię ktoś, tam? - zapytałem palcem przejeżdżając po mokrych figach.

- Mhm - mruknęła zadowolona - Ale to ciebie wezmę za pierwszego.

Kurwa! Bingo!

Zerwałem się gwałtownie z materaca łóżka i mało co nie upadając wybiegłem z pokoju. Krzyknąłem na korytarzu chcąc dać znać każdemu by wszyscy zebrali się w salonie, bądź gabinecie ojca.

- Ludzie, kurwa ja jej nie odebrałem dziewictwa!

***

- Ale i tak gówno z tego - Jose wykrzywiła wargi podając drinka Riley, która w czerwonej mini siedziała na samym początku skórzanej kanapy w klubie - Spałeś z nią, nie usprawiedliwia cię nic - wtopiła wargi w bursztynowy napój.

- Ale dzieciaki, to już lepsze niż odebranie komuś cnotki - wuj Fabiano puścił oczko do Jose. Wyglądał jak jakiś młodzieniec a nie czterdziestodwuletni obywatel naszej rodziny.

- Wuju jesteś bardzo zabawny - Riley wywróciła oczami - Nie żartujmy sobie z poważnych spraw. Ta suka może nam wszystkim nieźle zaskoczyć - słusznie zauważyła.

- Oj nie bierzmy złych scenariuszy, wasz wuj, a mój zjebany brat bliźniak Liam, był sobie z taką jedną by tylko waszą ciotkę uratować. Zamieniliśmy się miejscami, i on ją pyknął - zrobił dziwny ruch palcami - I sobie zostali razem, bo nikt nie mógł złamać takiej więzi.

- No właśnie więc jednak jeśli Santiano dobrał się jako pierwszy do jej majtek jest skazany na nią.

- Możecie, kurwa przestać? - jęknąłem z żalem - Ona nie straciła ze mną dziewictwa, koniec! I udowodnię to choćby nie wiem co.

- No już dobra, dobra, młody bo ci żyłka pęknie. Ja dzieciaki idę sobie wyrwać jakąś na noc, nudzi mi się, a wy...- wskazał na naszą trójkę palcem - Grzecznie mi tu i bez orgii, nie zamierzam potem was wozić po lekarzach by wyleczyć wenerę. 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz