Rozdział 2

105 6 0
                                    

Rankiem, gdy nowa współlokatorka Sherlocka ocknęła się z przyjemnego snu, miała na sobie ten sam koc, którym okryła detektywa, jaki zasnął podczas jej gry, więc nietrudno było dojść do wniosku, iż to właśnie on ją okrył, najpewniej od razu po swoim przebudzeniu.

Wstając, zauważyła rzeczonego mężczyznę, który stał twarzą do okna, wpatrując się w nie, z kubkiem kawy w ręce, z którego co jakiś czas upijał kilka łyków. Nie chciała mu przerywać myślenia, bo od Johna usłyszała, że bardzo łatwo go z tego wybić, a nie chciała narazić się na jego gniew już drugiego dnia.

- Dziś mnie nie będzie - powiedział wprost posiadacz ciemnych loków, odzywając się pierwszy. - Nowe morderstwo, mam spojrzeć na zwłoki - wyjaśnił od niechcenia, zyskując uwagę swojej towarzyszki, którą miał już wcześniej.

- Mogłabym wybrać się z panem? - zadała mu pytanie, na które po chwili zastanowienia przytaknął, co wywołało na jej ustach subtelny uśmiech.

- Tak, jak myślałem - pomyślał na głos, przez co ta spojrzała na niego pytającym spojrzeniem. - Skończyłaś studia psychiatryczne, choć tak naprawdę chciałaś być patologiem, to rodzice zabronili ci zrobić odpowiedniego kierunku studiów. Nigdy nie byłaś w związku, masz starszą siostrę, twoim opiekunom zależało na twojej kulturze i wykształceniu, inaczej nie zwracali na ciebie uwagi, oprócz skrzypiec grasz na fortepianie i o dużo bardziej to wolisz. Zazwyczaj zakładasz maskę wiecznie uśmiechniętej, optymistycznej dziewczynki, choć naprawdę ci ona nie pasuje, to dobrze grasz tą rolę. Miałaś idealnego przyjaciela, z jakim spędziłaś połowę dzieciństwa i połowę nastoletniego życia, który stał się dla ciebie kimś więcej. Podarował ci szalik, z którym się nie rozstajesz, więc albo umarł, albo wyjechał i już nie wrócił. W tym czasie, chorowałaś na gruźlicę - krótkowłosa patrzyła na Holmesa w zdziwieniu, po chwili uśmiechając się smutno do siebie, bo praktycznie w większości miał racje.

- Tak, ale jest jeden błąd w pańskich domyśleniach - oznajmiła, ściskając szalik, by po chwili go zdjąć, w celu przyjrzenia się mu. - Jednak sam musi się pan domyślić, gdzie - dodała, a ten stał chwilę w bezruchu.

- To ty go opuściłaś - poprawił się, przez to gwałtownie odwróciła ku niemu głowę, spoglądając swoimi morskimi tęczówkami w jego, z niewymierzonym smutkiem, jaki oznaczał twierdzącą odpowiedź.

- Doprawdy jesteś niesamowity - pochwaliła go, nakładając na swoją twarz maskę, którą tłumiła emocje, przez co niebieskooki poczuł dziwne ukucie w okolicach klatki piersiowej.

- Więc jednak odpuściłaś sobie zwracanie się do mnie na per ,,pan".

- Stwierdziłam, że raczej nigdy nie będę wiedziała o tobie wystarczająco dużo, by przekroczyć próg - po jej słowach wzrok Sherlocka wbił się w nią. - Jestem pewna tylko tego, że jestem głupsza od ciebie i znasz się na zagadkach, a twoje ego jest nadzwyczaj zawyżone - uśmiechnęła się, natomiast ten tylko prychnął.

- Masz godzinę - rzucił, kierując się ku wyjściu, tym samym zostawiając ją samą.

Przez chwilę patrzyła, jak znika za drzwiami kuchni i dopiero sobie przypomniała, że nadal trzyma swój cenny szalik, który po raz kolejny obrzuciła spojrzeniem, zauważając coś w rodzaju metki o czym kompletnie zapominała przez te wszystkie lata, jednak to, co na niej było, zdziwiło ją bardziej, niż to, iż Sherlock Holmes, znany jako wysoko funkcjonujący socjopata, mógłby kiedykolwiek ją przytulić czy pozwolić sobie na okazanie w jej stronę, jakichkolwiek innych pozytywnych uczuć. Od razu skarciła się za takie myśli.

Na małym, białym, przyszytym prostokącie były napisane inicjały ,,S.H.", co wskazywało na jedną osobę, która aktualnie z nią mieszkała, ale to przecież nie miało sensu, skoro jest jeszcze wiele innych ludzi o tych samym inicjałach, prawda? Starała się tym pocieszać, chociaż nie była smutna, tylko... zagubiona... Mimowolnie coś sobie przypomniała.

Sherlock Holmes x oc || To tylko wspomnienia... prawda?Where stories live. Discover now