Rozdział siedemnasty

Zacznij od początku
                                    

- Rose – zaczął niepewnie Will.

- Nie wracajmy do tego. Już ci wybaczyłam wiesz?

- Ale ja... - William jąkał się jakby nie potrafiąc ująć tego co chciał powiedzieć w słowa.

- Pamiętasz jak Vince celował we mnie z broni? Od razu mu wybaczyłam. Z tobą było tak samo, nie potrafię się na was gniewać, to niszczy mnie od środka – William również nie powiedział nic więcej, po prostu zbliżył się do siostry i mocno złapał ją za rękę.

- Co z dzieckiem? – Rose przerwała ciszę. Gwałtownie wessałem powietrze.

- Dziecko jest zdrowe, choć ciąża jest zagrożona, nie pozwolimy my maleństwu coś się stało – odpowiedział William.

- Nie wiedziałaś o ciąży prawda?

- Dowiedziałam się w tym samym momencie co wy – przyznała – nie wiem jak twoja matka dowiedziała się szybciej ode mnie, ale to nie istotne. Ważne żeby maleństwo urodziło się zdrowe – mówiąc to położyła jedną dłoń na brzuchu i delikatnie go pomasowała.

- Cieszysz się? – spytałem niepewnie.

- Jestem kurwa przerażona – odpowiedziała – nie zakładałam bycia matką, cóż, nigdy – uśmiechnęła się nieznacznie – ale już kocham to maleństwo. – przyznała a w jej oczach ponownie pojawiły się łzy.

- Już nigdy nikt cię nie skrzywdzi, rozumiesz? Dopilnuje tego osobiście. – Rose uśmiechnęła się i jedną ręką złapała mnie a drugą swojego brata.

Po jakiejś godzinnie William wyszedł na chwilę z sali, gdyż dostał jakieś ważne wezwanie, zostałem więc z Rose sam, gdyż jak się dowiedziałem Vince i Victor mieli jakieś problemy z samolotem, więc ich lot znacznie się opóźnił.

- Dostaliście to zdjęcie prawda? – spytała nagle a ja zmrużyłem oczy, nie wiedząc o czym mówi. – mnie i Lily – doprecyzowała. Przeszedł mnie dreszcz. Kompletnie zapomniałem o tym zdjęciu, pokiwałem jednak nieznacznie głową.

- Miranda mi je pokazała. Wiesz, jakoś nie skojarzyłam, że twoja Lily, to ta sama Lily, którą kiedyś znałam.

- Jak się poznałyście?

- Wymknęłam się z domu do Nowego Yorku na imprezę urodzinową córki jakiegoś ministra. Lily też tam była. Jakoś się zgadałyśmy, później razem tańczyłyśmy i piłyśmy. Pewnie zrobisz się zazdrosny gdy powiem, że twoja siostra zaszła dalej od ciebie i miała okazję mnie pocałować – szerzej otworzyłem oczy a Rose zaśmiała się – graliśmy w butelkę, tak jakoś wyszło – wzruszyła ramionami. Sam szczerze się zaśmiałem.

- Też byłem na tej imprezie wiesz? Lily też musiała się wymknąć z domu, więc poszedłem z nią by była bezpieczna. A ty jak do kurwy sama znalazłaś się w Nowym Yorku?

- Przekupiłam kierowcę. Prawie udało by mi się być niezauważoną, jednak Victor się połapał i mnie znalazł. Na szczęście nigdy nie powiedział o tym ojcu. Zabiłby mnie gdyby dowiedział się, że byłam w klubie bez żadnego ochroniarza.

- A raczej nie dlatego, że jako 14 latka, sama wymknęłaś się do Nowego Yorku, imprezowałaś z nieznajomymi i piłaś alkohol? – poprawiłem ją z ironicznym uśmiechem.

- To jakoś by uszło – zaśmiała się cicho. Drzwi gwałtownie się otworzyły a do pomieszczenia wbiegł Victor a tuż za nim Vincent. Stanęli w drzwiach i jak zaczarowani wpatrywali się w Rose. Stali w miejscu przez co najmniej minutę w kompletnej ciszy. Choć milczeli, widziałem łzy spływające po policzku Victora i choć w ostatnich dniach widziałem ich całkiem sporo, chyba nigdy do nich nie przywyknę. W końcu fakt, że dorosły mężczyzna, poniekąd przywódca mafii, bezwzględny morderca płacze jak mały chłopiec jest dość abstrakcyjne. To pokazuje jednak, że cała praca i przynależność do mafii to tylko część jego duszy. Druga część jest przejęta przez jego ukochaną żonę, która już po raz drugi była w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Victor po raz drugi musiał martwić się o miłość swojego życia, choć ostatnim razem obiecał, że nie pozwoli jej już skrzywdzić. I choć Rose nie będzie go za nic obwiniała, wiem, jak bardzo on będzie obwiniał samego siebie. Powoli puściłem dłoń Rose i odsunąłem się od łóżka, by zrobić miejsce nowo przybyłym.

Zagubiony w przeszłości  - "Nowe pokolenie #2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz