Spojrzałam na jego kolegów stojących za nim. Od duszenia śmiechu byli cali czerwoni. Widząc ich miny sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W końcu wybuchli i parsknęli wprost na Jackoba. Skręcali się na boki, a oszołomiony blondyn obejrzał się na nich. Scena była tak komiczna, że sama zaczęłam się śmiać. 

- To ja może przyniosę nam wszystkim coś do picia - odezwał się jeden z nich – tak w ogóle, to nazywam się Erwin.

Po jakimś czasie Erwin wrócił z kuflami piwa. Nie był zbyt oryginalny, ponieważ wybrał to co większość gości. Jedno naczynie podał mi, a resztę rozdziałom między ich troje. Po jakimś czasie poznałam Noela, drugiego przyjaciela Jackoba, a potem zaczęliśmy rozmawiać.

- Jak ci na imię? - dopiero po sekundzie zorientowałam się, że pytanie zadane przez Erwina zostało skierowane do mnie.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Milczałam. Spanikowałam. Potrzebowałam jakiegokolwiek imienia, a wszystkie wyleciały mi z głowy. Nie mogłam przecież czekać, ponieważ posądzili by mnie o kłamstwo.

- Lisa - wypaliłam bezmyślnie.

Serce dosłownie mi się zatrzymało. Co za głupota. Nie ma opcji, że teraz mnie nie skojarzą. Jestem skończona. Spanikowana patrzyłam się po twarzach mężczyzn. Lekko pobladła już otworzyłam usta by jakoś wybrnąć z tej sytuacji jednak Erwin mnie wyprzedził.

- Miło mi cię poznać Liso – radosny głos Erwina spowodował, że ogarnęło mnie niezmierne zdziwienie.

W jego głosie nie było żadnego zdziwienia, czy czegokolwiek, co wskazywało by na to, że mnie rozpoznał. Jeszcze raz spojrzałam po twarzach mężczyzn. Po kolei Erwin, Jackob i Noel. W żadnej z twarzy nie wiedziałam cienia wątpliwości. Oni dalej nie zdają sobie sprawy z tego kim jestem! Oni żyją pod kamieniem, czy jak? Nie wiedzą, jak wyglądam jak mam na imię i jak brzmi mój głos?! Co jest z nimi nie tak.

- Bardzo ładne imię - odezwał się Jackob.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Bardzo dawno nie słyszałam tak prawdziwie brzmiącego komplementu. Bardzo dawno... Ostatnio słyszę je tylko z ust Artura, a wypowiadanie przez niego komplementy nie mają żadnej wagi.

- Naprawdę ładne - wzruszył ramionami – O co chodzi? - zapytał widząc moje zdziwienie.

- Nie nic. Dziękuję.

- To imię kojarzy mi się z kolorem białym, wiesz, takim delikatnym. Kimś spokojnym i niepewnym. A ty jesteś zupełnie inna. Pewna siebie i taka stanowcza... - rozmarzył się jakbym w ogóle się przed nim nie znajdowała.

Z każdym jego słowem uśmiechałam się coraz bardziej, lekko naśmiewając się z niego. To było bardzo miłe, nawet jeśli on nie wiedział, że gada głupoty.

- No co?

- Nie, nic, nic. Dziękuję, z te wspaniałe komplementy - uśmiechnęłam się do niego promiennie, na co jego wargi również uniosły się w szczerym uśmiechu.

Odnoszę tylko wrażenie, że Jackob mnie przecenia. Wcale nie jestem taka jak teraz. Nie jestem taka stanowcza i pewna siebie. Jestem beznadziejna i słaba. Nie umiem nawet oprzeć się Arturowi, gdy przychodzi po to co jego. Gdybym rzeczywiście była tak silna jak on myśli, króla już dawno nie było by w moim życiu.  

Noel odezwał się i zmienił temat na inny niż nasze flirty. Powrócili do swoich rozmów o niczym. Rozmawiali o różnych sprawach ze swojego życia. Gadali coś o hotelu i obowiązkach przy nim. O tym, że trzeba posprzątać po gościu w pokoju 13, że świece w holu się wypaliły i trzeba kupić nowe. Z rozmowy udało mi się podsłuchać ulice na której znajduje się budynek. Przeniosłam wzrok w głąb pomieszczenia i nie zdążyłam zauważyć osiadającego na mnie wzroku blondyna. Przez główne drzwi właśnie weszła dwójka mężczyzn. Przyglądałam się ich ruchom. Dopiero po chwili zauważyłam miecz u ich boku. Automatycznie zaczęłam szukać herbu królestwa. Powinien być przyszyty na ramieniu. Jest. Czerwone tło i brązowy, przebity mieczem niedźwiedź, to coś czego nigdy nie zapomnę. Natychmiast założyłam na głowę kaptur i skryłam się bardziej w cieniu ściany. Zdziwiony moim zachowaniem Jackob powoli odwrócił się by zobaczyć przyczynę mojego zachowania. Po ujrzeniu strażników siedzących w prawym rogu pomieszczenia obrócił się z powrotem i posłał mi pytające spojrzenie pełne skrytej ciekawości. Ujrzawszy jego zdziwienie przyłożyłam palec do ust na znak ciszy i puściłam oko. Spojrzałam na pochłoniętych rozmową Erwina i Noela. Stwierdziłam, że lepiej będzie poczekać, aż strażnicy sobie pójdą.

Cały czas miałam ich na oku i po pół godzinie, gdy wstali od stołu wydawało mi się, że już sobie pójdą. Ku mojemu zdziwieniu jeden ze strażników zatoczył się i wpadł na stół za nim, a drugi podszedł do stolika, przy którym jakiś czas temu siadły trzy kobiety.

- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć - usłyszałam wyliczanie pijanego strażnika - Sześć! Sześć cycków! - krzykną uradowany.

Kobiety skrzywiła się na jego słowa i z obrzydzeniem patrzyły się na niego. Były zdenerwowane, bo zapewne przyszły tutaj dobrze się bawić, a nie słuchać jakiegoś pijanego zboczeńca.

- Panie Boże, dziękuję ci, że obdarowujesz mnie takimi cudami - wykrzyczał z rękami uniesionymi do góry, a następnie pochylił się w stronę jednej z kobiet.

- Odejdź stąd! - brunetka nie wytrzymała i poderwała się, jednak nie widząc reakcji strażnika lekko go popchnęła - odejdziesz, czy mam ci pomóc?

Strażnik dalej nie reagował. Złapał za jej piersi i mruknął coś pod nosem. Zaskoczona brunetka zdzieliła go kolanem prosto w brzuch i odepchnęła. Strażnik zatoczył się do tyłu, a gdy zobaczył potężnego mężczyznę stojącego za kobietą zaniechał swoich działań i odszedł. Nie zrezygnował jednak z poszukiwania uciech. Ruszył w stronę naszego stolika, a zaraz za nim jego towarzysz, który lekko zataczając się, próbował dotrzymać mu kroku. Uwaga siedzących ze mną mężczyzn podążała za strażnikami, a ja zestresowana wstałam i próbowałam obejść ich wszystkich jakoś bokiem. Nagle jednak ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zestresowana odwróciłam się i spojrzałam na Erwina.

- Spokojnie, z nami nic ci nie grozi - jego głos był łagodny i może, rzeczywiście z nimi nic mi nie groziło, jednak nie potrafiłam dalej siedzieć przy tym stole i patrzeć jak zagrożenie zbliża się do mnie.

Po prostu skręcało mnie w brzuchu. Chciałam już stąd wyjść. Wyrwałam rękę z uścisku Erwina i odwróciłam się z powrotem. Jednak było już za późno. Strażnik stał jakieś cztery kroki ode mnie i gdy w jego oku zapłonęła iskierka ruszył w moim kierunku. Strach przed rozpoznaniem sparaliżował mnie i nie byłam w stanie postawić ani kroku, aby uciec. Jeszcze dwa kroki i tu będzie... Wszystko działo się bardzo szybko, jednak dla mnie były to lata. Odcięłam od siebie całą otaczającą mnie rzeczywistość. Wszystko przycichło. Byłam tylko ja i ten mężczyzna. Chciałam oderwać nogi od ziemi jednak były ciężkie, jak gdyby  wmurowane w podłogę, a głowa z kamienia nie chciała ani drgnąć. Nagle przede mną, jakby znikąd wyrosła jeszcze jedna osoba. To był Jakob. Odepchnął nieznajomego i coś do niego warczał. Ja jednak tego nie słyszałam. Cudem oderwałam nogę od ziemi i jak niemowlak stawałam kolejne kroki, w końcu rozpędziłem się, złapałam za klamkę i wybiegłam z karczmy. Zostawiłam tam ich wszystkich bez do widzenia, miło mi było was poznać, czy chociaż dziękuję. Biegłam w nieznanym kierunku. Byle by dalej.

Królowa | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz