Rozdział 1: Nie zostawię cię, nie ważne co by było

Zacznij od początku
                                    

Cholera. Nie wyciszyłem się chyba wychodząc do łazienki. Odrzuciłem.

Gilkenly<3
Carbiś, wszystko w porządku?
cholera jasna!
Kurwa
nie
C
a
r
b
o
n
a.
r
a
co się stało kurwa.
e bo się martwić zaczynam.
wszystko okej? Słyszałem rozbite szkło

Czy tam lustro.
KURWA JEDEN CHUJ
CARBONARA.
Odpisz mi.
Blagam cie Carbi
Chuj ze mieszkamy od siebie 600km.
mam sie tam przejechac?
blagam nikodem
Odpisz mi przynajmniej kropka..

Postanowiłem odpisać.

Carbonara<33
Przepraszam że cię zawiodlem.

Zablokowałem telefon odkładając go i chciałem pociągnąć szkłem jeszcze raz. Mój telefon znowu zawibrował.

Gilkenly<3

Może lepiej odbiore.
~~~

Pov: Gilkenly

Nikodem mi nie odpisywał od... Dobrych 3 minut, a nie było go z jakieś 10. Zacząłem się martwić słysząc dźwięk rozbijania szkła. Zacząłem dzwonić kolejny raz. Spodziewałem się że nie odbierze, jednak było odwrotnie.

-Carbo kurwa!-krzyknąłem lekko.-Co się dzieje..?-spytałem cicho, wycierając łzy.
-David..-odpowiedział. Chwilowo ucichł.-Przepraszam że cię zawiodłem...-
-Nikodem. Posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? Nie zawiodłeś mnie nigdy, jesteś idealnym przyjacielem, od razu przyjadę tylko jak będe miał jak. Carbonara, jesteś?-spytałem chłopaka, słysząc w odpowiedzi ciche „mhm"-Super, cieszę się.. Co się stało? Błagam, powiedz mi. Chcę ci tylko pomóc.. Jesteś dla mnie naprawdę ważny i.. I nie chciałbym cię stracić...-dokończyłem dając łzom spłynąć po policzku.
-Ja nie chciałem..-zaczął.-To..To wszystko mnie przerasta... To było silniejsze ode mnie.-mówił, a jego głos coraz bardziej się łamał.
-Co cię przerasta Carbi, i co było od ciebie silniejsze?-dopytałem, próbując cicho oddychać.

Usłyszałem ciężkie westhnięcie ze strony białowłosego.
-Nigdy ci nie mówiłem, ale.. Nie mam rodziców, zmarli 6 lat temu, w wypadku...-uważnie go słuchałem.-Mieli pojechać na weekend. Zmartwiłem się, gdy nie wrócili w niedzielę, ale pomyślałem, hej, może coś im wypadło i wrócą jutro? Żyłem w nocy z takim przekonaniem. Rano ich nie było, więc po prostu poszłem do szkoły. Na lekcji dostałem telefon, że moi rodzice nie żyją. Od tamtej pory choruje na depresje, i..-ucichł.-i chorowałem na zaburzenia odżywiania. Nie wstawałem prawie wcale z łóżka. 4 lata później się poznaliśmy. David... Błagam nie zostawiaj mnie z tym samego. Gdyby nie ty już bym nie żył. Zależy mi na tobie jak na nikim innym, bo to ty jesteś moim najważniejszym przyjacielem...-dokończył cicho.

Nie mogłem przyjąć do siebie tego wszystkiego.
-Nikodem..?-cicho spytałem przyjaciela, którego płacz słyszałem przez telefon.-Ty także jesteś moim najlepszym przyjacielem, to co mówisz o mnie, mogę powiedzieć również o tobie. Nie zostawię cię, nie ważne co by było..-przerwałem, myśląc czy mówić dalej.-Przyjadę do ciebie. Zrobię wszystko co muszę zrobić, i przyjadę. Na tak długo jak będziesz potrzebował.-
-David, ja..Nie wiem co powiedzieć.-odparł nadal płacząc.-Pytałeś o to, co było ode mnie silniejsze...-
-Mhm, dokładnie. Możesz mówić Carbo, spróbuje pomóc.-odpowiedziałem chłopakowi, okazując mu wsparcie.

Towarzyszyła nam cisza. Wiedziałem że to nie jest proste, i że jest mu ciężko. W końcu zebrał się, aby powiedzieć.
-Nie chciałem.. Bo.. Chciałem się zabić. Błagam nie bądź zły..-momentalnie ucichł, a ja usiadłem wygodniej.
-Nie jestem zły, przysięgam na mały paluszek.-lekko się zaśmiałem, chłopak także.
-Rozbiłem wtedy lustro, i.. Chciałem to zrobić. Nie jakoś mocno mi to wyszło, bo wtedy zadzwoniłeś.-
-Obiecaj mi, jeżeli będziesz czuł że to zrobisz, czy będziesz się czuł źle lub cokolwiek, dzwoń. Nawet bez powodu, jak ci się nudzi lub po prostu masz ochotę pogadać. A jeśli będziemy wtedy gadać z chłopakami, spytaj mnie czy możemy pójść porozmawiać sami. Albo mi napisz wtedy.-uświadamiałem chłopaka.
-Oki..-odpowiedział już lekko szczęśliwszy.
-Carbo.. 23 już, nawet po. Mocno ci leci krew?-zapytałem.
-Już nie aż tak..-odpowiedział.
-To pójdź już do pokoju, i połóż się spać. Będę z tobą, nie rozłączę się, dopiero jak zaśniesz. A rano, przemyj sobie tą ranę czy coś, dobrze?-

Tak. Zachowuje się jak matka. Dokładnie. Exactly.
-Jasne. „mamo"...- dodał cicho, na co obydwoje się zaśmialiśmy.-To.. Dobranoc Gilkenly. Dziękuje że jesteś.-czułem uśmiech na jego twarzy.
-Dobranoc Carbonara. Jestem twoim przyjacielem, więc to moje zadanie. Śpij dobrze.-odpowiedziałem, sam kładąc się na łóżku. Leżałem z telefonem, aby mieć pewność, że chłopak zaśnie. Nie minęło długo, gdy chłopak już nie odpowiadał. Rozłączyłem się, mówiąc jeszcze ciche dobranoc, i sam już próbowałem zasnąć.
~~~

Pov: Narrator
Obydwaj byli po lekko męczącej rozmowie. Jednak, możemy się domyślić, że u tych samych obuch chłopaków podczas zasypiania, w głowie zabrzmiały słowa:

„Co ty ze mną robisz, Carbonara..?"

„Co ty ze mną robisz, Gilkenly..?"

~~~

nowa książkaaa:D
uwielbiam szczerze ten ship haha
cholera, co ten gilkenly robi z carbonarą, i co ten carbonara robi z gilkenlym...

1376 słowa bez notki
1403 z notką

~~~

𝐦𝐢𝐧𝐨𝐫 𝐢𝐧𝐟𝐚𝐭𝐮𝐚𝐭𝐢𝐨𝐧 | 𝟓𝐜𝐢𝐭𝐲 | 𝐜𝐚𝐫𝐯𝐢𝐝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz