Rozdział dwudziesty, w którym chyba się rozstajemy

Zacznij od początku
                                    

Podszedłem do niej bliżej, aż wciągnęła głośno oddech, ale nie odsunęła się. Delikatnie położyłem dłoń na jej karku i przelotnie musnąłem kciukiem jej szczękę. Nie patrzyła na mnie, więc przez chwilę mogłem sam nasycić się jej widokiem, by następnie pochylić się w jej stronę i dotknąć wargami jej ust. Wypuściła z siebie drżący oddech, gdy na chwilę stworzyłem między nami dystans.

— Śpij dobrze, Lavender — szepnąłem i ponownie ją pocałowałem.

Moment później puściłem ją i postawiłem krok do tyłu, by dać jej przestrzeń. Nie czekała zbyt długo, odwróciła się i szybkim krokiem odeszła w stronę domu, pozostawiając mnie samego. Gdy drzwi jej domu trzasnęły, zagryzłem wargę od środka i odchyliłem głowę do tyłu. Na kilka sekund przymknąłem powieki, wziąłem głęboki oddech, a potem ruszyłem z powrotem do samochodu. Z ciężkim sercem odjechałem spod jej domu, obawiając się, że być może był to nasz koniec.

♥♥♥♥♥

Pierwszy raz obawiałem się prowadzenia zajęć grupy Lavender. Właściwie przyszedłem do sali dużo wcześniej, bo nie byłem w stanie wytrzymać i musiałem zobaczyć, jak się czuje. Rozczarowałem się. Przyszła, ale ponownie wdziała swoją ulubioną maskę i żywo zagadywała koleżankę. Pozostało mi zatem przyjąć swoją i zacząć odgrywać rolę zaangażowanego nauczyciela.

Po zajęciach wyszła z sali i z przykrością musiałem stwierdzić, że nie spojrzała na mnie ani razu. Kolejne dni wyglądały podobnie, aż zanim się obejrzałem, a przyszedł ostatni dzień nauki przed rozpoczęciem przerwy świątecznej. Nie rozmawialiśmy przez te wszystkie dni, a nasze drogi ani razu się nie przecięły, bo porzuciłem nawet wpadanie do Cinnamon Toast. Nie unikałem jej, a jedynie podporządkowywałem się jej wyborowi. Powiedziałem, by odezwała się do mnie pierwsza, gdy będzie na to gotowa, a skoro wciąż nie była, nie chciałem na nią naciskać.

Kiedy jednak między nami nie nastąpiła żadna interakcja i przyszła pora na dłuższe rozstanie, bo na święta miałem ruszyć do Houston, w końcu pękłem.

Po zakończonych zajęciach stałem na parkingu, przy swoim samochodzie i niecierpliwie jej wyczekiwałem, podrzucając przy tym ze zdenerwowaniem kluczyki. Kiedy jej sylwetka pojawiła się na horyzoncie i zaczęła zmierzać w kierunku bramy szkolnej, zatrzymałem ją kilka kroków od miejsca, w którym na nią czekałem.

— Musimy porozmawiać. — Stanąłem jej na drodze, nerwowo przyglądając się jej chłodnej minie.

— Ktoś nas zobaczy — ostrzegła poważnie, choć nie widać było po niej, że się tym przejmuje.

— Naprawdę mnie to nie obchodzi — wycedziłem i złapałem ją za rękę, by pociągnąć ją za mój samochód. — Unikasz mnie — wypaliłem, nie potrafiąc ukryć urazy.

Wzruszyła ramionami i ciasno założyła ręce na piersiach.

— Nie mamy o czym rozmawiać.

— Przeciwnie — skontrowałem, starając się okiełznać nerwy. — Wyjeżdżam do Houston...

— Naprawdę mnie to nie obchodzi — wymamrotała znudzona, wtrącając się w moje zdanie.

Zamarłem, widząc jej obojętność.

— Chciałem tylko powiedzieć...

— Mam to w dupie, okej? — przerwała mi ostrzej i nareszcie spojrzała mi w oczy. — I jeśli nie masz nic więcej do powiedzenia, to wybacz, ale się spieszę.

— Lavender... — szepnąłem, chcąc ją jakoś uspokoić.

— Daj mi spokój — warknęła, choć wychwyciłem w jej głosie zbolałą nutę. — I wesołych świąt... mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił ze swoją rodzinką — Minęła mnie i chciała uciec, ale od razu ją powstrzymałem.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz