- Wy podłe kartofle! Wiecie co? I tak was, świniem kocham!

- My cię też - powiedział Patix - Jednak nie chodziło mi o zaaranżowanie mojej śmierci.

Wojownik Ognia wyciągnął z kieszeni spodni czarny lakier do paznokci. Otworzył go i zachichotał.

- Zrobiłem ci paznokietki. Ładnie?

- Ty mały, wredny....

Patix nie dał mu dokończyć.  Namalował mu czarną kropkę na nosie. Foxy patrzył na niego w milczeniu. Nagle zaśmiał się. Kail i Jimi patrzyli na nich w milczeniu.

- Też chcecie kropeczki? - spytał Patix.

Pochylił się nad diabełkiem i namalował mu kropkę na nosie.  Młodszy Shine zaśmiał się. Zabrał demonowi lakier i też go pomalował.

- No, jeszcze ty - powiedział Patix do Kail'a.

Czarnowłosy wzdrygnął się.

- Nie bój się, to tylko lakier do paznokci.

Demon narysował mu kropeczkę na nosie.

- Patrz, jak ślicznie! - zachichotał.

- Co ty taki dowcipny? - spytał Kail.

- Postanowiłem, że już nie będę ukrywał swoich emocji. To bardziej mnie niszczy niż pomaga. Będę ze sobą szczery i w końcu będę mógł być takim, jakim jestem.

Zbliżyła się do nich One. Patix mocno ją przytulił.

- Tak się cieszę, że cię widzę, księżniczko... - szepnął.

- Wszystko dobrze? Jak się czujesz? - zapytała, głaszcząc go pogłowie.

- Wszystko dobrze, dobrze.  Jeśli jesteś przy mnie, to wszystko już jest dobrze...

- A ty, Foxy?

- Też jest świetnie - odparł.

- Doskonale!

Nagle za rogu wyszedł Stan.

- Odprowadziłem wszystkie dzieci do rodziców - powiedział. - A co do ciebie... - zwrócił się do Jimi'ego. - To dla ciebie.

Podał diabełkowi torbę z ubraniami. Jimi z zaciekawieniem do niej zajrzał. Jego oczy zalśniły radośnie.

- Jejku! - zawołał. - To dla mnie, serio?! Jakie śliczne!

Wyciągnął z niej zielony sweter, czarne spodenki i zielone trampki.

- Nie wiedziałem, jaki kolor ci wybrać. Zielony pasuje do twoich dużych oczek.

- Kocham cię! Jakie świetne! Mogę założyć?! - zapytał, machając ogonkiem ze szczęścia.

Stan zaśmiał się i kiwnął głową. Jimi pobiegł  się przebrać, po chwili wrócił.

- Wyglądasz bardzo ładnie - stwierdził Foxy. - Uroczo.

- Ten sweter jest trochę za duży - stwierdza diabełek. -  Bardzo mi się jednak podoba.

- Cieszę się. 

- Naprawdę prześlicznie - mruknął Kail. - Musisz jednak umyć twarz. Masz czarną od kurzu.

Jimi zaśmiał się serdecznie i wskoczył Kail'owi na ręce.

- Nie męcz go - powiedziała One. - Jest jeszcze zmęczony po akcji.

- Niech sobie siedzi - odparł czarnowłosy.

- Tak czy siak, musimy pogadać na osobności - One bierze go za rękę.

- Co się dzieję? Zrobiłem coś nie tak? - spytał, lekko onieśmielony.

- No coś ty! - zaśmiała się. - Nic takiego się nie stało.

Kail i One przechodzą na ławkę niedaleko. Usiedli sobie, a kobieta podała mu wodę.

- Napij się, bo po tym co usłyszysz, pewnie będzie ci gorąco.

- Co się dzieję?...

One uśmiechnęła się i objęła go ramieniem.

- Mam do ciebie sprawę. Chciałabym, żebyś zamieszkał ze mną w domu.

- Co?...

- To co słyszałeś. Bardzo cię lubię. Nie udało mi się pomóc tobie wtedy, więc pomogę ci teraz. Jesteś wspaniałym człowiekiem, nie zasługujesz na dalsze cierpienie.

- Ale... ja...

- Wiem. Już zostałeś ukarany, poza tym twoje czyny były uzasadnione. Widzę, że żałujesz, więc ci chcę pomóc.

- Ja... - w oczach Kail'a pojawiły się łzy. - Nie wiem, co powiedzieć.... Jestem w szoku....

- Wszystko dobrze? Jesteś cały czerwony... - One pochyliła się nad nim. -   Czemu płaczesz?

Czarnowłosy zaczął cicho płakać.

- Ja.... Nie wiem co zrobić... - szepnął. - Przecież będę dla ciebie ciężarem... Nic nie umiem zrobić... Nic gotować, sprzątać....

- To cię nauczę. Nie płakusiaj -  mocno go objęła. - Wszystko dobrze...

- Dziękuję... Bardzo dziękuję... 

 Kail odwzajemnił uścisk. Delikatnie oblizał policzek One, która pogłaskała go po głowie.

- Przyda ci się ta woda - stwierdziła.

Czarnowłosy wypił wodę i po chwili trochę uspokoił.

- Bardzo dziękuję - powiedział. - Bardzo, bardzo.

- Nie ma sprawy. To dla mnie przyjemność i tak mieszkam sama. 

-  Bardzo ci dziękuję...

- Płytka ci się zacięła? - zachichotała.

Wyciągnęła z kieszeni małą paczuszkę.

- Jesteś głodny?

- Uhm... - Kail zarumienił się. - Ale nie mogę cię bardziej obciążać...

- Słuchaj,  to nic takiego. Uświadom to sobie, że skoro mieszkać będziesz ze mną, będziesz jadł moje jedzenie. Logiczne, co nie?   Nie patrz na mnie takimi wielkimi, zdziwionymi oczkami. Odwdzięczysz mi się kiedyś.

- Nie mogę uwierzyć, że ktoś chce by, z nim mieszkał.... Nawet jeśli nie dam rady mu pomóc...

One przytuliła go mocno.

- Mógłbym coś zjeść?... - spytał cicho Kail.

- Jasne głuptasie! Proszę - podała mu paczuszkę. - Kupiłam kanapkę w sklepie niedaleko. Zjedz sobie. Nie ma ananasa - zaśmiała się.

Czarnowłosy uśmiechnął się serdecznie, jedząc kanapkę.

Wojownicy Nadziei część 1. Nic nie jest takie, jakie się wydaje.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz