Clarke: Zajmiesz się tonami papierzysk w wieży.
Rozbawiona wypowiedziała przenosząc niebytnie, błękitne patrzenie, w jakim radośnie szemrzał plusk strumyka.
Clarke: Lub będziesz rozstrzygać sąsiedzkie waśnie...
Wymieniając dalej odbiegła oczyma od mych ukierunkowywując je względem składających pokłon postaci.
Clarke: ...siedzieć na tronie i słuchać senatorów. Składających skargi ludzi z najdalszchych zakamarków koalicji.
Lexa: Prawdziwie prawisz...
Wtórnie zasiadwszy poprawnie w rzędzie przyznałam rację przynależnej. Zapewna bezlik istotniejszych, czy błachych sprawunków oczekuje na me przybycie piekląc się bardziej, niźli niejeden zagorzalec w zgromadzeniu powitalnym.
Lexa: ...lecz zawżdy odnajdę czasowość, ażeby pobyć z mą lepszą połową.
Clarke: Wiem kochanie.
Znów odwiodując chabrowe połacie tęczówek od pałających się rolnictwem przekazała kochliwe spojrzenie.
Clarke: A jak znajdę minutkę. To wpadnę do ciebie trochę poprzeszkadzać.
Posyłając ukradkiem całusa obdarowała mą osobę niefrasoblicznością za sprawą nieustannie zachwycających me wnętrze pięknych uśmiechów uwidaczniających to, cóż blondynka skrywa w sercu.
Clarke: Nawet mam wrażenie, że szybciej idą narady ambasadorów, gdy jestem obecna.
Obie zaśmiawszy się, najpewniej wspomniałyśmy momentowości bytowania w sali głównej przez niezmierzoną długość okresową, kiedy to posiadałam już nadmiar nadszarpniętej wytrzymałości, za to Clarke postrzegając to doskonale osobiście rozprawiała się z aspektami przynoszącymi znój pogłowiu koalicji.
Lexa: Któż odważyłby się podjęcia dyskusji z waleczną...?
Ponownie przyginając się do jasnookiej niespodziewanie wstrzymałam wysłowienia jako i wprzódy chód kobyłki zdumiała Clarke sytuując wzrok bocznie w dół na wypowiadacza.
Chłopiec: Wanheda!!
Natrafiając na śmielącego się, który z racji niewysokości pociągnął za pas strzemienia zwisającego przy mączasto porośniętym brzuchu, na co zaskoczona blondynka kiełznając klacz zastygła zaintrygowaniem na podrostku przekrzykującym zbiorowisko.
Chłopiec: Pragniem wdzięczność tobie okazać.
Wskazał ramieniem po młodszej dziatwie pędem przemieszczającej się w morzu pszenicznym, w jakim to jeszcze prędko dobierała kwiatostanu, niby barwnością okalającą oczęta niewiasty, to znów dorywała kielichów przyodziannych o szkarłatne płatki, których doszukać się jestem w stanie w strukturze pełnych warg partnerki.
Dziewczynka: Przyjmij dobrotliwa pani!
Wystawiając zbiórczość polnego kwiecia w górę z dziecięco pokorno wesołkowatym nastawieniem odczekała, aż jasnooka odbierze podarek.
Czarnowłosa: Jeno tak zdolni jesteśmy dziękczynność złożyć.
Wznosząc posturę na palcach bosych stóp oparła dłoń o łopatkę siwki równie podając niebieskookiej pokaźną wiązkę kwiatostanu, którą w sposobie nabyć była wśród niezliczonej masy plonodajnej rośliny.
Malec: Bo toś ty osobiście...
Podnoszon, najmniejszy z gromadki przez tego kwapiącego się zakłócić przejazd, także przekazać powziął się naręcze ledwie mieszczące się w dziecięcych dłoniach.
CZYTASZ
Dwa Światy | Clexa
RomanceDwa odmienne światy. Nie to nie metafora. Planety są dwie. Albo i więcej. Znajdź mądrego, który odpowie. Dwie całkowicie inne kultury tak odrębne sobie. Tu współczesność, a tam? A tam cholera wie. Jedna, wielka zagadka cywilizacyjna owiana mrokiem. ...
110. Wśród Ludu
Zacznij od początku