31. Becca

3.3K 742 135
                                    

#uncovermeLS

Po wyjściu z salonu tatuażu Haze zabiera mnie na kawałek ciasta i kawę w pobliskiej kawiarni, gdzie w trakcie jedzenia nagle robi tajemniczą minę.

– Chcesz zobaczyć moje ulubione miejsce w Filadelfii? – pyta.

Wzruszam ramionami.

– Jasne – zgadzam się. – Nie mamy żadnych innych planów, nie pójdziemy przecież do baru, skoro muszę prowadzić w drodze powrotnej do Chester. Nie znam Filadelfii jakoś przesadnie dobrze, głównie jeżdżę tu na zakupy. Jeśli chcesz mi pokazać coś fajnego, to jestem chętna.

Haze się śmieje.

– Mam ci do pokazania same fajne rzeczy, żmijko.

Udaję, że to wcale nie brzmi dwuznacznie, i wsuwam sobie do ust resztę ciasta, żeby nie rzucić jakiejś głupiej uwagi.

Pozwalam Haze'owi za nas zapłacić, a potem daję mu się poprowadzić ulicami miasta w niedługim pieszym spacerze. Z kawiarni mamy do przejścia jakąś milę, wprawdzie jest wietrznie, ale poza tym pogoda jest raczej ładna, więc nie narzekam. Gdy przechodzimy przez jedno ze skrzyżowań, na którym panuje dosyć duży ruch, Haze chwyta mnie za rękę i już nie puszcza, kiedy z powrotem wchodzimy na chodnik. Z jakiegoś powodu nie protestuję, bo czuję się dziwnie przyjemnie, gdy mnie trzyma za rękę, chociaż nigdy wcześniej nie pozwalałam na to żadnemu facetowi.

Ani ja, ani on nie komentujemy tego w żaden sposób, po prostu przechodząc nad tym do porządku dziennego. To w końcu nic takiego, tylko niewinny dotyk. Nie ma absolutnie żadnego znaczenia, że dłoń Haze'a jest ciepła, jego uścisk stanowczy, a gdy jego kciuk delikatnie pieści mój nadgarstek, robię się pobudzona. To na pewno tylko dlatego, że już dawno nie zaliczyłam.

Trafiamy w końcu na South Street, niepozorną, wąską ulicę otoczoną z jednej strony długim piętrowym murowanym budynkiem, a z drugiej kamienicami. Posyłam Haze'owi sceptyczne spojrzenie.

– Jesteśmy niedaleko – zapewnia, na co kiwam głową.

– Wiem i właśnie to mnie niepokoi – przyznaję. – Czy to twoje ulubione miejsce, bo twój diler ma tu metę?

Natychmiast żałuję tych słów, bo już dawno nauczyłam się nie żartować z ludzi, którzy biorą. Haze jednak śmieje się tylko i potrząsa głową.

– Zaraz zobaczysz – oznajmia pewnym siebie tonem. – I jeszcze mnie przeprosisz za te insynuacje.

Jasne. Jakbym ja kiedykolwiek kogokolwiek przepraszała.

W końcu docieramy do wąskiej kamienicy, do środka której Haze mnie wciąga. Płacimy po dwanaście dolarów za wejście na teren galerii, na co już robię sceptyczną minę, ale nie odzywam się ani słowem. Nie przepadam za odwiedzinami w muzeach i galeriach sztuki – to kolejny punkt, w którym zawsze różniłam się od moich rodziców i siostry. Podczas gdy oni całą trójką mogli spędzać w muzeach całe dnie, ja zawsze śmiertelnie się nudziłam na wycieczkach z nimi. Nigdy nie mogli tego pojąć.

– Zaufaj mi – mówi cicho Haze, przyciągając mnie do swojego boku i obejmując od niechcenia ramieniem. – Nie pożałujesz.

No dobra. Skoro Haze mówi, że nie pożałuję, to na pewno tak będzie, nie?

Szybko dowiaduję się, że galeria, do której mnie zabrał, to tak zwane Magic Gardens. I poza jakimiś wystawami w środku oferuje również całkiem spory labirynt otwartych na warunki atmosferyczne pomieszczeń, bez dachu, które w całości udekorowane są mozaiką.

Haze bez namysłu wciąga mnie w ten labirynt, prowadząc pewnie przed siebie. Już po paru krokach przestaję się dziwić, że to jego ulubione miejsce w Filadelfii: wszystkie ściany są tu kolorowe, z mozaikami stworzonymi z różnych materiałów, widzę tu nawet użyte koła od rowerów. Słońce przyświeca wystarczająco, żeby elementy lśniły w jego promieniach, i całość wygląda mega inspirująco. Ktoś z tak artystyczną duszą jak Haze musiał je pokochać.

Uncover Me | TAY #3 | ZAKOŃCZONE | ZNIKA 03.06Where stories live. Discover now