Rozdział 113 - Odpowiedzialność

270 22 16
                                    

    Tak jak się okazało kilkanaście minut później, to mojej siostrze aktualnie nie działo się absolutnie nic. Wszystkie wyniki były w normie, więc wyglądało na to, że faktycznie to mogłaby być sprawka tej jej fobii, choć nadal sądzę, że bardziej do tego mogła przyczynić się ta zarwana noc.

    Iż nie było jakichś konkretnych przeciwwskazań do tego, to postanowiłem postarać się o jak najszybszy wypis ze szpitala. Zrobiłem to głównie dlatego, abym nie musiał dalej słuchać tych jej lamentów z tego powodu przez najbliższe kilkadziesiąt godzin, a potem jeszcze marudzenia w domu o to, że dlaczego nie mogłem zrobić tego wcześniej.

    Najwidoczniej było to dość dobre posunięcie, gdyż jak poinformowałem o tym Hailie, to była bardzo zadowolona. Dosłownie rzuciła mi się na szyję i przez kolejne piętnaście minut mi za to tak bardzo dziękowała, jakbym co najmniej jej ogłosił to, iż od dzisiaj wcale nie będzie mnie obchodziło to, gdzie niekiedy ma zamiar pojechać w czasie wolnym.

    Nie no, choć muszę przyznać, że ostatnio coś za bardzo zacząłem przymykać na to oko. Chyba spowrotem powinno zacząć mnie to interesować.

    Pomijając już wszelkie rzeczy z tym związane, to jakiś czas po godzinie siedemnastej nasza trójka, czyli ja, Hailie i Monty, była już w rezydencji. Całej reszty, jak nie było, tak i nadal nie ma, ale o nich nie trzeba się martwić, ponieważ podobno jest z nimi paru ochroniarzy oraz jeszcze co jakiś czas dzwonią lub piszą do kogokolwiek z nas, aby potwierdzić, że nic im nie jest.

    Nie to, co, na przykład, ja w ciągu minionej doby.

    Byłem już trochę zmęczony i najchętniej to bym odpoczął, dlatego więc miałem zamiar udać się do siebie, żeby przynajmniej tam mieć chwilę spokoju. Możliwe, że udałoby mi się tam dojść normalnie, gdyby nie to, że w pewnym momencie usłyszałem za moimi plecami głos Monty'ego, który powiedział:

     - Poczekaj, czy moglibyśmy o czymś porozmawiać?

    Ja już zaczynam się domyślać, o czym będzie ta rozmowa, no ale chuj. Przecież obiecałem mu, że potem mu o wszystkim powiem.

    I prawdopodobnie to "potem" już nadeszło.

     - Dobrze. - rzuciłem, odwracając się w jego stronę. - Gdzie?

     - A gdzie tylko zechcesz.

    Aha, to już chyba wolałbym, gdyby on sam wybrał miejsce. Teraz będę musiał wytypować, które z nich będzie najlepsze. Wyboru zbyt wielkiego raczej nie mam, bo lepiej by było, jakby to miejsce znajdowało się w rezydencji.

    Mój gabinet? Niby wydawałoby się to dość dobrą opcją ze względu na to, że nie będziemy musieli bać się obecności podsłuchującej Hailie pod drzwiami. Z drugiej strony jednak nie chciało mi się tam teraz iść.

    Salon lub kuchnia? To, to już w ogóle odpadało. Tam, to każdy mógłby nas usłyszeć, już nie wspominając o takiej możliwości, że nagle mogą sobie wejść tam przykładowo tacy bliźniacy, którzy sobie wrócą z zakupów.

    Więc może biblioteka? Takie spokojne, puste, nawet przytulne, mało odwiedzane i wcale nie stresujące miejsce do prowadzenia z kimś jakichkolwiek rozmów. No i jest też dość blisko.

    To wcale nie tak, że czułem się nieswojo już na samą myśl, że tym razem to nie ja będę tam zadawał komuś pytania, a ktoś mi. I co najgorzej, to jeśli chcę, żeby oni nadal mi ufali, to muszę powiedzieć prawdę w przynajmniej jakichś osiemdziesięciu procentach.

    Po tym wszystkim, to oni ci już za chuja w niczym nie zaufają.

    Ostatecznie zdecydowałem się na tę bibliotekę, bo nawet sam uważam, że już trochę za długo się nad tym zastanawiałem. Wchodząc tam, myślałem tylko nad jednym pytaniem - dlaczego nie mogłem wtedy powiedzieć, że dopiero jutro mu o tym powiem?

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetWhere stories live. Discover now