To on dzisiaj wszedł mi przez przypadek do łazienki i w sumie uciekł z niej jak najszybciej potrafił. Nie trzeba było być jakimś detektywem, żeby się tego domyślić, bo był jedyną osobą w domu, poza mną i Hectorem.

Mój wyraz twarzy musiał zmienić się w jeszcze bardziej zdziwiony, niż był, bo mój brat zaczął się niekontrolowanie śmiać.

- Uważaj, bo ci ślinka pocieknie jeszcze. - Zaczął się znowu śmiać.

Wiedziałam, że brat chcę mnie tylko wkurwić, ale do najbardziej komfortowej sytuacji to nie należało.

- Wypierdalaj. - Wywróciłam oczami.

Kątem oka zobaczyłam, że Marc lekko się uśmiechnął, ale dalej nie odezwał się słowem.

- Chodź Marc, koleżanka nas nie lubi. - Hector się zaśmiał. - Wrócimy za parę godzin, nie rób nic głupiego.

- Chcę iść z wami. - Powiedziałam z zupełnie poważną miną.

Wiem, że dopiero wczoraj byłam na imprezie, ale i tak nie miałam żadnych planów na dzisiaj. Poza tym, chciałam w jakiś sposób przestać myśleć o moim byłym, Marcusie. Sam fakt, że zerwał ze mną dosłownie kilka godzin temu bolał sam w sobie, a myśl o tym, że zrobił to tylko przez to, że nie chciałam się z nim przespać bolał dwa razy mocniej.

- Wykluczone, nie będę potem świecił za ciebie oczami jak znowu coś odwalisz. - Pomimo tego, że Hector zawsze mnie bronił i krył, zauważyłam, że coraz bardziej irytują go moje zachowania. Nie dziwiło mnie to. Zdawałam sobie sprawę z tego, że po każdej takiej sytuacji, brat oczekiwał, że to więcej się nie powtórzy, ale i tak zawsze kończyło się tak samo.

Wiedziałam, że nie mam nawet po co się z nim wykłucać, bo doskonale wiedziałam, że Hector jest strasznie uparty.

- Wrócimy po północy, albo później. - Brat przytulił mnie szybko i wyszedł z pokoju.

Marc posłał mi jeszcze przelotny uśmiech.

- Do zobaczenia. - Powiedział zanim też wyszedł.

W domu zapanowała straszna cisza, której nienawidziłam. Zawsze taka cisza kojarzyła mi się z osamotnieniem, a ja nienawidziłam tego uczucia. Uczucia samotności, która towarzyszyła mi przez większość mojego życia. Już odkąd byłam mała, to właśnie mój brat dostawał najwięcej uwagi, a ja byłam tylko tłem dla niego. Z czasem przyszło się do tego przyzwyczaić, ale i tak strach przed wieczną samotnością we mnie pozostał. Dlatego zawsze moje związki kończyły się tak źle, wybierałam kogokolwiek, byleby nie zostać pozostawiona sama sobie.

Nie chcąc wsłuchiwać się w nieprzyjemną dla ucha ciszę, podłączyłam telefon do głośnika i puściłam album „Blonde" Franka Oceana. Zawsze jak zostawałam sama, to słuchałam tylko i wyłącznie tego. Kiedy tego słuchałam, czułam jakby ktoś przy mnie był, rozumiał mnie i wspierał. Nie jest to do końca normalne, ale tylko to mi już pozostało.

That's the way everyday goes
Everytime with no control
If the sky is black and white
If the ground is black and yellow

Uśmiechnęłam się do siebie, słysząc fragment piosenki. Zabawne, co nie? Fragment o podejściu do życia, jako akceptowanie tego, czego nie możemy zmienić, a ja zawsze pragnę zmienić wszystko, nawet to, czego nie mogę.

Znowu wzięłam E-papierosa i zaciągnęłam się o wiele mocniej niż wcześniej. Za duża dawka nikotyny na raz zaskutkowała cholernie mocnymi zawrotami głowy. Mimowolnie się uśmiechnęłam i opadłam na łóżko. Właśnie ten stan kochałam najbardziej. Stan odrealnienia, uczucie, że jesteś gdzieś w innym świecie. Za pewne gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, to uznałby mnie niezłą psycholkę, ale nie musiałam się tym przejmować. Byłam tylko ja, lekkie zamroczenie umysłu i Frank Ocean w tle.

Gdy mój umysł trochę otrzeźwiał, podniosłam się gwałtownie z łóżka. Postanowiłam nie posłuchać się Hectora i tak czy siak pójść na tą imprezę.

Hector może i był uparty, ale jednak coś mnie z nim łączyło, bo ja też łatwo nie odpuszczałam.

Odkąd tylko weszłam do klubu, czułam się gorzej niż wcześniej. Dalej kręciło mi się w głowie, ale po czasie zaczęłam też czuć, że robi mi się niedobrze, a w głowie pulsowało mi od za głośnej już dla mnie muzyki, jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Piłam dosyć dużo, co skutkowało mocniejszym uczuciem bólu i chęci zwymiotowania. Okropnie żałowałam, że tutaj przyszłam, a jeszcze bardziej dołowała mnie myśl, że tym razem nie mogę nic powiedzieć Hectorowi, bo jeśli zobaczyłby, że tym razem też go nie posłuchałam, to chyba sam już nie wytrzyma i po prostu powie wszystko rodzicom.

Byłam już bliska płaczu. Uczucie bezradności jeszcze bardziej mną zawładnęło. Czułam jakbym zaraz miała zemdleć i wiedziałam, że w takim stanie nie dam rady dojść sama do domu. Próbowałam przecisnąć się jakoś przez tłum ludzi. Prawie udało mi się wyjść, dopóki ktoś nie złapał mojego ramienia.

Przeszedł mnie dreszcz i sparaliżowało mnie ze strachu. Bałam się odwrócić.

- Eleni?

Powoli odwróciłam głowę, a kiedy zobaczyłam Marca, żołądek prawie podszedł mi do gardła ze stresu. Nie ufałam mu, nie byłam pewna, czy zaraz nie zawoła mojego brata i wszystko mu wyśpiewa.

Wyrwałam się z jego uścisku.

- Nie mów Hectorowi. - Odwróciłam się i chwiejnym krokiem wyszłam na zewnątrz.

Byłam pewna, że Marc da mi spokój, ale on wyszedł za mną.

- Nie wyglądasz dobrze.

No co ty kurwa nie powiesz. Czuję się jakbym zaraz miała upaść na chodnik, więc to logiczne, że źle wyglądam.

Nie powiedziałam mu tego. Wtedy wiedziałby, że nie dość, że się zjarałam, to jeszcze się upiłam.

- Dam sobie radę sama. - Mruknęłam pod nosem i chciałam iść dalej, ale tym razem moje ciało odmówiło posłuszeństwa i upadłam na ziemię.

Łzy napłynęły mi do oczu, gdy upadłam na zdarte dzień wcześniej kolana.

- Chodź tu. - Marc pomógł mi wstać i podtrzymywał mnie, żebym znowu nie upadła.

- Odwiozę cię do domu. - Zaczęłam kręcić głową, ale on nie ustąpił.

Wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.

- Nie wydasz mnie? - Powiedziałam ledwo słyszalnie.

- Nie, powiem mu, że ja odpadam już dzisiaj i on dojedzie taksówką do domu.

Marc wrócił na chwilę do klubu, a zaraz potem znów wsiadł do samochodu.

- Zaraz będziesz już bezpieczna w domu. - Uśmiechnął się lekko.

Nuestra Canción - Marc GuiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz