Szafrański przybliżył się do biurka, głośno chrząkając, składając dłonie jak do modlitwy.

- Złożyłem zawiadomienie do prokuratury. Prokuratura wydała zgodę na wypuszczenie Pana Pawła, może Pani jechać po niego. - Czułam jak wielki kamień spada mi z serca. W środku poczułam taką ulgę, jakbym wynurzyła bym z wody wstrzymując oddech. Odchyliłam głowę do tyłu, czując jak uśmiech wkrada się na usta.

- Myślę, że czeka na Panią. - Wstałam i uściskałam go. Złoty człowiek! Miałam ochotę skakać do góry piszcząc. Czułam lekkość, jakbym miała za chwilę unosić się nad ziemią.

Wyszłam z budynku kierując na SKM. Idąc po drodze uświadomiłam sobie, że przez kilka dni Paweł stał się dla mnie ważny, zaczęłam go postrzegać w kategoriach przyjaciel niż kolega. Wcześniej na to nie zwracałam uwagi, lecz Paweł był moim "ideałem" względem kandydata na partnera, i nie mam tu na myśli Pawła jak Pawła, ale jako wyglądu faceta. Dobrze zbudowany, ogolona głową, plecy jak "lotnisko". Opis może wskazywać na jakiegoś dresa, ale Paweł mimo budowy ciała, na którą pewnie długo pracował na siłowni, nie wskazała na typ dresiarza. Lubię mężczyzn stanowczych i twardych. Niestety Milan taki nie był, był miękki i zbyt delikatny, ale przystojny. W Pawle jest cos takiego, co powoduje, że czuję przy nim tak bezpiecznie, że cokolwiek się nie wydarzy Pablo jest w stanie udźwignąć to za nas dwoje. Jest konkretny i jest typem zadaniowca. Moja mama zawsze mi powtarzała, że mężczyzna powinien być jak "doktor mądry" i chyba Pablo taki jest. Miał kolor oczu, który idealnie do niego pasował, jakby był zarezerwowany tylko dla niego, jego usta były pełne i różowe, wyrazisty zarys szczęki. Duże dłonie przeplatane żyłami, ramiona zarysowane ćwiczeniami.

Nim się obejrzałam siedziałam już w SKM-ce. Do Gdańska miałam czterdzieści minut. Prosto ze stacji jechałam do aresztu. Po drodze skontaktowałam się z kolegą Pawła. Moja ekscytacja sięgała zenitu, nie mogłam się już doczekać. Chciałam Pawła jak najszybciej przeprosić. Nie chciałam myśleć nawet co uważał i myślał o moim ojcu i po części o mnie. Było mi strasznie głupio i wstyd, jeszcze w dodatku to dzisiejsze aresztowanie. Pewnie już słyszał, mają tam chyba telewizor? Jezu jeśli słyszał to zapewne pomyślał, że jesteśmy jakąś chorą rodziną. Nawet jeśli przemknęło mu to przez myśl, to o wiele się nie pomylił. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić emocje.

Dobra, Laura dasz radę, to nie twoja wina. Nie możesz dać się ponieść emocją. Dwa, wypuszczamy oddech, tylko spokojnie. Spokój nas uratuję.

Wysiadłam z pociągu, biegnąc, przeciskając się  między ludźmi, którzy szli na pociąg lub wysiedli z niego. Prawie, że między nimi robiłam slalom. Jezu, że tyle ludzi akurat teraz jak się spiesze. O! I jeszcze w dodatku dwie babki ściskaj się centralnie na środku drogi, jak ja idę, czułości na bok. Zdyszana, niczym przebiegłabym maraton schyliłam się i oparłam ręce o uda, łapiąc oddech. Strach się bać, co będzie jak będę już po dwudziestce, jak nic zostanie mi wózek chyba, skoro mam tak świetną kondycję. Pod dworcem stał rząd taksówek, od koloru do wyboru, mogłam wybierać. Podbiegłam do jednej z nich, pukając kierowcy w szybę. Mężczyzna, który właśnie czytał gazetę, odłożył ją na bok. Uchylił ją.

- Jest Pan wolny? - Skinął głową. Wsiadłam do  taksówki, podając mu adres. Kierowca spojrzał na mnie podejrzanym wzrokiem.

- No co? - Wzruszyłam ramionami. Przetarłam dłonie. Miałam lekko spocone. Dreszcz emocji przeszedł moje ciało, które potęgowało ekscytację. Ruszyliśmy. Z dworca do aresztu autem była prawie sekudna. Zza rogu już widziałam Pawła. Stał ubrany w szary dres, ze skórzaną pikowaną kamizelkę i czapkę z daszkiem. Szeroko się uśmiechnęłam.

Wyskoczyłam z samochodu jak oparzona.

- Przepraszam, przepraszam, przepra...- Zaczęłam na wstępnie. Paweł jak gdy nigdy nic, pociągnął mnie do siebie mocno przytulając do siebie. Przyłożył swoje usta do mojego czoła, delikatnie drapiąc mnie jego kilkudniowym zarostem. Staliśmy tak kilka sekund. Poczułam jego ciepło i spokój, który w nim pomimo wszystko panował.

- To nie twoja wina. - Odsunął siebie mnie, łapiąc mnie za ramiona. Wpatrywałam się w niego.

- Jest mi tak strasznie wstyd. - Tupnełam nogą, w sumie nie wiem czemu nawet.

- Laura, jesteś odrębną jednostką, która myśli, czuję i ma swoje zdanie i wolną wolę. Nie możesz brać odpowiedzialności za swojego tatę. Nie powinien robić tego w taki sposób, chciał cię chronić. - Jego spokój jaki z niego emanował powalił mnie na kolana. Ja w przeciwieństwie do niego trzęsłam się jak galareta.

Pawełku, nie wiem skąd to bierzesz, ale chce takiego samego dilera. Chce czuć ten stan.

Oszołomiona jego postawą i spokojem stałam prawie, że z otwartym aparatem gębowym. Jeszcze raz przytulił mnie do siebie, gładząc mnie włosach, wywołując u mnie dreszcz.
Zaczynało mi zależeć na nim. Z początku go olewałam, myśląc żeby tylko się ode mnie odczepił.

- Chodź, pójdziemy coś zjeść na Starówce, mam dość kaszy ze skwarkami i herbaty śmieciowej i wynajmiemy gdzieś jakiś pokój. - Pociągnąl mnie za rękę. Jezus, on nie jest zły, on nie jest wściekły, co jest z nim nie tak? Szłam za nim zastanawiając się, że po pięciu dniach przebywania w zamknięciu on jest taki spokojny, mną to by trzepało na wszystkie możliwe strony.

- A Ty nie chcesz wrócić do domu? Odpocząć? - Spytałam będąc w szoku. Chyba nie wyjdę z tego szoku do końca dnia.

- Ile można odpoczywać? - Wywrócił oczami do góry.

Szok i niedowierzanie.

Poszliśmy na pierogi. Ja zamówiłam sobie coś mocniejszego, po dzisiejszych wrażeniach musiałam się napić, inaczej bym nie przetrwała.

- Dziękuję - Szepnął. Oczy mu się błyszczały. W odpowiedzi posłałam mu uśmiech.

Na przeciwko Pierogarnii znaleźliśmy tanie noclegi. Co prawda nie jest to Sheraton albo Marriott, ale byłam tak wyczerpana przez kilka dni, że było mi obojętne czy będziemy spać na przeciwko pierogów czy śledzi.

Pokoje mieliśmy tuż obok siebie. Graniczyła nas tylko ściana. Gdy tylko weszłam do pokoju, nie rozglądając się po wnętrzu zdjełam buty i rzuciłam się na łóżko. Nie wiem jak Paweł, ale ja nie miałam siły zdjąć kurtki. Ciche pukanie rozległo się po pokoju.

- Jakie licho niesie? - Mozolnie zwlekałam się z łóżka. W drzwiach stał Pablo z butelką wina w ręku.

- Skąd ty, jak, kiedy? - Zająkałam się na widok alkoholu.

- Uczcijmy moją wolność! - Wykrzyczał na głos. Mam nadzieję że całe piętro jego nie słyszało.

- Masz cokolwiek, żeby otworzyć? - Złapałam się za boki patrząc jak Pawłowi nieudolnie idzie otwieranie wina. Stękał i jękał pod nosem dodając po drodze wulgaryzmy. Chwycił zębami korek. Wyleciał wreszcie. Pablo wypluł je gdzieś w kierunku wyjścia. Oboje usiedliśmy na łóżku podając sobie butelke wina, opowiadając sobie nawzajem co się działo przez kilka dni podczas nieobecności Pawła.  Oparłam się o ramę łóżka, Paweł dołączył obok mnie. Czułam, że wino zaczyna działać, odprężenie i relaks. Moje powieki zaczęły się robić strasznie ciężkie razem z głową. Przez chwilę jeszcze walczyłam, ale stres i zmęczenie opuszczało moje ciało. Przyłożyłam głowę do ramienia Pawła i poddałam się.







Walka o Miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz