– A skąd niby wiedział, że...

– Że nie jesteś w ciąży i nie masz dzieci? – zaśmiał się. Ten piernik czytał mi w myślach. – Też się zastanawiam. Myślę, że po prostu zgadywał.

Wróciłam do czytania i w końcu natrafiłam na jego nazwisko. Widniał w rubryce wzywającego pogotowie. Na drugiej kartce był rachunek za udzieloną pomoc lekarską.

– Przecież mam ubezpieczenie – burknęłam.

– Shaw nie był pewien, czy masz, dlatego... Zapłacił – rzekł cicho, patrząc na mnie wyczekująco.

– Z-zaraz... Shy wezwał pomoc, a później zapłacił rachunek? – upewniłam się. – I mówisz to dopiero teraz?

– Dopiero dziś się z nim widziałem. On dał mi te papiery.

– A jakim cudem wszedł w ich posiadanie? Przecież tylko członkowie rodziny mają prawo... Nie mogli mu ich dać – mówiłam nieskładnie i zaczęłam ponownie wertować kartki, jakbym szukała wyjaśnienia.

– Podał się za twojego brata.

– Brata?! – zaskrzeczałam. – Nie chcę, żeby był moim bratem! – wypaliłam, a po chwili dotarło do mnie, że zabrzmiało to dość dwuznacznie.

– Oczywiście, że nie chcesz – mruknął dziadek i uśmiechnął się szeroko.

Zignorowałam to, choć wyczuwałam w zachowaniu staruszka jakieś drugie dno.

– Muszę mu zwrócić pieniądze – zadecydowałam. – A później porozmawiam z ubezpieczycielem, żeby je odzyskać.

– Widzę, że wracasz do zdrowia i przechodzisz w tryb działania. Zdajesz sobie sprawę, dziecko, że w bezczynności nie ma niczego złego? Nic się nie stanie, jeśli czegoś nie zrobisz od razu. Planujesz zostać tu rok, więc musisz przywyknąć, że tutaj życie toczy się znacznie wolniej niż w Chicago.

– Ale może on potrzebuje tych pieniędzy – zapiszczałam. – Przecież to kilka tysięcy. A co, jeśli to były jego jedyne...

– Nie. Uwierz, że dla niego to żaden wydatek – wtrącił. – Nie musisz panikować i spieszyć się tak bardzo. Jak wyzdrowiejesz, to się z nim spotkasz i porozmawiacie – stwierdził, jakby już ułożył dla mnie plan działania.

– Porozmawiam? A nie mógłbyś po prostu... W sensie... – plątałam się. – Nie mógłbyś po prostu... Ty? Macie dobre relacje, a my...

– Boisz się go? – parsknął.

– Chyba on mnie – odburknęłam.

Nie chciałam się z nim spotykać. Owszem, byłam mu winna podziękowania i jak się okazuje, również sporą kwotę, ale konfrontacja z nim nie należała do przyjemności. To znaczy... Nie dla niego.

Cholera! Prawda była taka, że mimo wszystko go lubiłam, lubiłam patrzeć na niego, te nasze idiotyczne zaczepki i każdy, najdrobniejszy przejaw człowieczeństwa, na który czasem potrafił się zdobyć. Rzecz jednak w tym, że on zdawał się przechodzić tortury za każdym razem, kiedy przyszło mu się ze mną skonfrontować.

Drugą, a raczej najważniejszą sprawą był fakt, że miał dziewczynę, może nawet narzeczoną. A to w niezrozumiały sposób mnie uwierało i dodatkowo utwierdzało w postanowieniu, żeby go unikać.

W tej chwili do głowy przyszło mi podstawowe pytanie. Jak i dlaczego znalazł się w moim mieszkaniu.

– Co on tu robił? – zapytałam szeptem. – Jakim cudem znalazł się w mieszkaniu akurat wtedy, kiedy potrzebowałam pomocy?

– Nie mam pojęcia, skowronku – odparł dziadek. – Może coś go zaniepokoiło i postanowił do ciebie zajrzeć.

Spojrzałam na niego, jakby opowiadał przynajmniej o nalocie kosmitów na Ziemię i pokręciłam głową. Zrzuciłam z siebie kołdrę i wstałam, żeby zaparzyć sobie herbatę. Musiałam czymś zająć ręce i umysł, bo ten zdawał się niebezpiecznie zbliżać do eksplozji.

Dziadek z kolei przyglądał się moim poczynaniom w milczeniu. Wtedy do głowy przyszła mi kolejna myśl. Czułam, jakbym obudziła się ze śpiączki i dopiero po dłuższym funkcjonowaniu, mój mózg zaczął pracować na odpowiednich obrotach i odbierać właściwe fale.

– A kto jest w sklepie? – Odwróciłam się od blatu, żeby spojrzeć na dziadka.

– Nie otwierałem dziś. – Wzruszył ramionami. – Myślę, że zanim jeszcze sezon zimowy rozkręci się na dobre, zamknę go na stałe.

– Co?! – pisnęłam i odwróciłam się gwałtownie.

– Jestem już stary, a ty sama sobie nie poradzisz. Poza tym za rok wrócisz do Chicago, znajdziesz pracę w swoim zawodzie i będziesz urządzać domy bogaczy – powiedział z nieskrywanym smutkiem, a moje serce zaczęło kruszyć się jak porcelana.

– Dziadku... – westchnęłam i wróciłam do stołu. – Jeśli chcesz odpocząć, to zrób to, ale... Nie zamykaj sklepu, nauczę się wszystkiego, postaram się. Na pewno dam radę – zapewniłam gorliwie, na co w jego oczach pojawił się delikatny błysk.

Wyciągnął do mnie rękę, a kiedy ją ujęłam, poklepał wierzch mojej dłoni.

– Zobaczymy, ptaszynko. Tak sobie po prostu głośno myślę. – Uśmiechnął się ciepło i machnął ręką. – Zmiataj do łóżka, a ja nastawię zupę.

– Nie mam warzyw, więc jedyna zupa, jaką nastawisz, to woda z solą – zaśmiałam się, a dziadek wstał i otworzył drzwi lodówki.
Ze zdziwienia rozchyliłam usta, bo najwyraźniej dziadek zrobił mi zakupy.

– Jesteś dla mnie za dobry, a babcia była prawdziwą szczęściarą, mając takiego męża.

– Och, to nie ja. Ja tylko rozpakowałem torby, które stały przed drzwiami – wyjaśnił prędko, a we mnie znów uderzyła dezorientacja.

– To pewnie Denver. Był tu rano, więc najprawdopodobniej zrobił zakupy, kiedy ode mnie wyszedł – stwierdziłam, choć chyba sama nie do końca wierzyłam w swoje słowa.

Kiedy mnie odwiedził, był wyraźnie rozdrażniony, mówił, że czuje się winny, bo gdyby od razu zapisał mi antybiotyk, to nie doszłoby do takiego poważnego rozwoju infekcji. Był przy tym jakiś dziwny. Jakby obarczał mnie winą za to, że nie był dość czujny. Starał się to ukryć, ale ja to wyraźnie wyczuwałam.

Może nie do końca byłam świadoma, bo osłabienie towarzyszyło mi przez cały czas, ale nie było na tyle źle, żebym nie zauważała zmiany w jego zachowaniu. Coś go gnębiło i wbrew temu, co próbował pokazywać, to wcale nie był mój stan zdrowia. Nie chciałam się nad tym zastanawiać, miałam dość dbania o to, żeby inni zachowali dobry nastrój. Zadowalanie innych mnie męczyło.

– Może i Denver – mruknął dziadek. – Ale bardziej skłaniałbym się ku temu, że zrobił to ktoś inny. – Rzucił mi wymowne spojrzenie, a później przeniósł je na papiery, leżące na stole. Wyraźnie dawał mi do zrozumienia, kogo ma na myśli.

– Ten ktoś inny – machnęłam ręką – niech skupi się na swojej kobiecie. Takie zachowanie wobec kogoś obcego, mogłoby zostać przez nią źle odebrane, a mnie nie są potrzebne problemy w postaci zazdrosnej baby – powiedziałam z rozdrażnieniem, którego nie potrafiłam pohamować, i ruszyłam do sypialni.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
End Of The Road Zostanie Wydana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz