- Jest nadzieja - pomyślałam, ale to było bez sensu, bo mężczyzna w tym czasie zdjął koszule i spodnie, pozostając w samych bokserkach.
- Puść mnie! - Podjęłam jeszcze jedną próbę ratunku, ale ona również nie poskutkowała.
- No rób takiej miny - powiedział, pochylając się nade mną.
Poczułam jak coś twardego ociera się o moje podbrzusze.
Kurwa!
I w tym momencie mężczyzna złapał mnie za nos, na co ja nie byłam przygotowana i od razu otworzyłam usta, aby nabrać powietrza. Patrick natychmiast wykorzystał i zaczął mnie całować. Opierałam się temu i jak zwykle on był szybszy, więc wymierzył mi kolejnego, siarczystego policzka. Kiedy to mu się znudziło zszedł pocałunkami niżej, aż do mojego biustu. Odsunął się na chwilę i gwałtownym ruchem rozerwał mój stanik.
Mój ulubiony...
Złapał mnie za piersi. Ugniatał i szczypał je na zmianę. Kiedy i to zajęcie mu się znudziło polizał mnie po brzuchu. Nie miałam już siły się rzucać po materacu, ręce miałam zdrętwiałe i nie widziałam żadnych szans na ratunek. Jego palce znowu zahaczyły o brzeg moich majtek i wiedziałam, że już nie ma odwrotu. Dostałam jeszcze dwa razy w twarz. Miałam już mroczki przed oczami, ale nie mogłam stracić przytomności, chociaż tak może byłoby lepiej. Koronkowa bielizna delikatnie zsuwała się z moich bioder, ale nagle Patrick zamarł w bezruchu. Podniosłam lekko głowę i w progu sypialni zobaczyłam Roberta.
- Puść ją!
- Nie! - Patrick nie dawał za wygraną.
- Puść ją! - Robert powtórzył swoje żądanie.
Ponieważ Patrick nie reagował tylko dalej na mnie siedział, szatyn podszedł to niego i odciągnął go ode mnie. Złapał go za ręce za plecami i wepchnął do łazienki, rzucając za nim jego ubrania.
- Dawaj kluczyki!
- Nie mam - odpowiedział spokojnie Patrick.
- Nie kłam, oddawaj! - Robert się nie poddawał.
- Nie mam. - Patricka najwyraźniej śmieszyła cała sytuacja.
- Kluczyki! - wrzasnął Robert najgłośniej jak tylko mógł.
- W marynarce. Wewnętrzna kieszeń - powiedział blondyn lekko zlękniony.
- Ubieraj się! - krzyknął jeszcze do niego Robert, zamykając go w łazience, żeby nie uciekł.
Szybko doskoczył do wskazanej części garderoby i wyjął kluczyki. Od razu znalazł się przy mnie.
- Wszystko będzie dobrze - uspokajał mnie łagodnym głosem.
Nie odpowiedziałam tylko zalałam się łzami. Mężczyzna szybko mnie uwolnił i podszedł to łazienki.
- Już? - zapytał władczo.
- Tak - odpowiedział dziarsko Patrick.
- Wyłaź!
Ja w tym czasie owinęłam się kocem i uciekłam na taras. Wszystko słyszałam bardzo dobrze, co sprawiło, że znowu zaczęłam płakać.
Robert znowu złapał Patricka i nogą otworzył drzwi wejściowe. Rzucił Wayvesa na korytarz i powiedział:
- Żebym cię tu więcej nie widział!
- Co mi możesz zrobić? Jesteś nikim, a ja wrócę i dokończę, to co zacząłem, ale ze zdwojoną siłą.
- Będę zawsze bronił Idy, nawet jeśli świat będę walił się nam na głowy, ja będę przy niej!
- Królewicz od siedmiu boleści - powiedział ze śmiechem Patrick.
Nie wiem, co było dalej, bo Robert zamknął drzwi na klucz i przyszedł do mnie.
- Już dobrze. Wszystko będzie dobrze. Nie dotknie cię już nigdy, zadbam o to.
Nie odpowiedziała tylko dalej tępo patrzyłam na powoli rozświetlające się miasto. Robert podszedł do mnie i oparł się o barierkę. Trwała między nami cisza, za którą w głębi serca mu dziękowałam. Nie wytrzymałam jednak długo i znowu zalałam się łzami. Mężczyzna odwrócił mnie do siebie i mocno przytulił. Płakałam, mocząc mu znowu koszulę, a on gładził mnie po plecach i włosach. Szepnął:
- Wszystko będzie dobrze. Zadbam o ciebie. Nie płacz już. Jeśli tylko mi pozwolisz wynajmę dla ciebie prywatnych ochroniarzy, będą cię chronić, kiedy ja nie będę przy tobie - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
Przestałam na chwilę płakać i spojrzałam na niego. Patrzyłam w te jego piękne, niebieskie oczy, ale nic nie odpowiedziałam.
- Może chodźmy do środka. Chmurzy się i zaraz będzie padać.
- Ja jeszcze tutaj chwilę zostanę - powiedziałam, znowu patrząc na niego.
Robert nic nie powiedział tyko musną moje wargi swoimi. To była jego odpowiedź... Mężczyzna dalej trzymał mnie w ramionach i patrzył głęboko w oczy.
Najdziwniejsze było to, że rzeczywiście zaczął padać deszcz.
CZYTASZ
Deszczowa miłość
RomanceZnasz to uczucie, kiedy po raz setny spóźniasz się do pracy? Ida zna je bardzo dobrze. Zawsze pilna pracownica, która skrupulatnie wypełnia swoje zadania, wykorzystuje daną jej ostatnią szansę. Musi wybrać między ulubioną pracą i "nadgodzinami" u sz...
Rozdział 12
Zacznij od początku