Rozdział 35 - Sztuka sypiania samemu

Start from the beginning
                                    

-Zrobiliśmy jakąś małą fasolkę? - pytam, głaszczę jej podbrzusze i wrzynam brodę w zagłębienie w obojczyku.

-Nie tym razem – odpowiada.

-Skąd pewność? Jeśli do tej pory nie skojarzyłaś faktów, Amy to moje dziecko, nie jestem bezpłodny.

Wyciąga dłoń do mojego policzka i całuje mnie w szczękę.

-Jakiś czas temu zaczęłam brać tabletki. Niczego nie spłodziliśmy, Justin.

-Jestem ci wdzięczny za te tabletki – mówię. - W przeciwnym razie prezerwatywy skończyłyby nam się jeszcze na dywanie. A potem już tylko od tyłu – parskam donośnie.

A potem przypominam sobie, że wcale nie musiałem być tym, dla którego Viv zaczęła brać tabletki. Bo nie byłem jej pierwszym. Myśl ta wstrząsa mną nerwowo i wypleniam ją z głowy jak chwasty, ale one notorycznie powracają i w efekcie nie mogę przestać zasłaniać się obrazem jej, nagiej, pod obcym nagim ciałem. Niczego tak nie pragnę, jak poznać jego imię i udział w jej życiu, ale nie pytam, bo gdybym zapytał i gdybym, nie daj Boże, otrzymał odpowiedź, potrzebowałbym potterowskiej myślodsiewni, by wyssać ten absurd. Bo absurdem jest moja Viv splątana w seksie z innym facetem.

Mam ogromną nadzieję, że nie było jej dobrze. Bo ze mną było. Chciałbym wiedzieć, że byłem pierwszym, który zaprowadził ją na szczyt, i pławić się dumnie w tej myśli.

Jak na razie dumnie pławię się w fakcie, że za sprawą może seksu, może rozmów, co wątpliwe, znów jest przypisana mnie, a ja jestem przypisany jej. Nasze działania otrzymały wspólny wynik, zakończyliśmy spór równaniem tożsamościowym.


Ale następnego dnia, gdy po zmroku przekręcamy klucz i zamykamy w pachnącym drewnem wnętrzu wspomnienia chwil ognistych bardziej niż płomień w kominku, gdy chowamy klucze w zwiędłej rabatce i nadal rumieńce pieką mnie w policzki, gdy wsiadamy do samochodu i wznosi się za nami chmura pyłu spod kół, nie umiem zatrzymać tego w sobie.

-Mogę cię o coś spytać, Viv? - zaczynam łagodnie. Od niechcenia patrzę w przednią szybę i mam nadzieję, że równie obojętnie wygląda to z jej perspektywy, choć ja tylko liczę sekundy, aż laser w tym spojrzeniu przetnie szkło.

-Wiem, o co chcesz spytać, a ja i tak nie odpowiem, więc po prostu zakończmy ten temat – odpowiada i wierci się na fotelu jakby usiadła na oset.

-My go nawet nie rozpoczęliśmy, Viv. To normalne, że chciałbym wiedzieć, kto dotykał moją dziewczynę przede mną.

-Nie chcę o tym rozmawiać – zapiera się.

-Ale ja chcę o tym rozmawiać. Viv, jestem twoim facetem. Czego się boisz? Albo wstydzisz? Chciałbym wiedzieć, z kim straciłaś dziewictwo. Z kim to zrobiłaś. I dlaczego mi nie powiedziałaś.

-Bo nie pytałeś.

-Pytałem, czy ktoś cię skrzywdził. I teraz pytam raz jeszcze. Viv, ktoś cię zgwałcił? Zmusił do seksu?

Viv wzdycha nerwowo, a ja nie żałuję rozpoczęcia tego trudnego tematu, ale żałuję toru, jakim zmierza.

-Nie – odpowiada ostro. - Nikt mnie nie zgwałcił.

-Miałaś chłopaka? - dopytuję. Wciąż żyje we mnie nadzieja, że pociągnę ją za język i coś z niej wydobędę.

-Justin, powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać. Czego nie rozumiesz? I czemu tak w to wnikasz, przecież ty też nie byłeś prawiczkiem.

-Mam dwadzieścia sześć lat.

-A ja szesnaście, w czym problem?

Ściskam kierownicę tak, jak chciałbym ścisnąć jej nadgarstek i wydobyć wszystko, co skrywa. Jak węgiel. Albo diament.

Made in heavenWhere stories live. Discover now