Myśląc o tym wszystkim Nami rozglądała się po barze. Trochę z nudów, po części zaś szukając ratunku. Człowieka, który uwolni ją od nudnego księgowego. Z fasonem.
W pewnym momencie wydawało jej się, że dostrzegła znajomą zieleń. Wytężyła wzrok. Tak! To na pewno Zoro! Tylko, kim był ten facet obok? I czemu tak jawnie przystawiał się do zielonowłosego?! I czemu Zoro mu na to pozwalał?! Przecież Sanji... Oni...
-Przepraszam, to nie ma sensu. – Wstała i nawet nie spojrzawszy na zawiedzioną twarz księgowanego, ruszyła z zamiarem powstrzymania przyjaciela przed popełnieniem błędu życia.
Tak przynajmniej myślała wtedy. Teraz, kiedy czarne oczy patrzyły na nią z mieszaniną złości, zagubienia i smutku, nie była już tego tak pewna. Niczego nie była pewna. Poza tym, że wydarzyło się coś złego.
-Co się stało Zoro?
Milczenie między nimi przedłużało się. I kiedy myślała, że mężczyzna jednak nic nie powie ten odezwał się tak cicho, że niemal zagłuszył go padający deszcz.
-On mnie nie chce.
Nie musiał mówić nić więcej. Doskonale wiedziała, kogo miał na myśli.
-Powiedział ci to?
-Dość bezpośrednio. –Spróbował się uśmiechnąć, ale zamiast tego tylko się skrzywił. –Więc, z łaski swojej, daj mi spokój i pozwól znaleźć kogoś, kto jednak nie wykopie mnie z mieszkania, zaraz po tym jak się ze mną prześpi! – Obrócił się na pięcie i, nie zważając na padający deszcz, pomaszerował przed siebie. Prawdopodobnie w poszukiwaniu kolejnej knajpy. I kolejnego chętnego faceta.
-I naprawdę myślisz, że znajdziesz go szlajając się po barach i dając obmacywać losowa napotkanym kolesiom?!
Udał, że jej nie słyszy.
-Zoro! Cholera! Mówię do ciebie!
-A ja cię nie słucham! – odkrzyknął.
-Kretynie! – Niewiele myśląc ściągnęła z ramienia torebkę i rzuciła nią w mężczyznę. Trafiła prosto w głowę. Zoro przystanął. Zszokowany patrzył na walające się po ziemi damskie gadżety. I Nami, która rzuciła się żeby je zbierać.
-Kurwa! Myślałam, że jest zamknięta. A ty, co tak stoisz?! Pomógłbyś! To w końcu twoja wina!
-Moja?! To ty we mnie rzuciłaś!
-Bo mnie nie słuchałeś!
-Wiedźma!
-Kretyn!
Przez chwile mierzyli się wzrokiem, tylko po to by w końcu wybuchnąć śmiechem.
-Nienawidzę cie. – Zoro klęknął i zaczął zbierać rozsypane rzeczy.
-Zawsze do usług. Wiesz... - Nami schowała szminkę modląc się w duchu, żeby wkład był cały. W końcu kosztowała ją połowę pensji. Zaraz jednak uśmiechnęła się wrednie. Przecież zawsze może wymusić na Zoro kupno nowej. To w końcu jego wina! Przez niego właśnie mokła! A mogła... Uzmysłowiwszy sobie, co miała do wyboru, doszła do wniosku, że zbieranie swoich rzeczy z chodnika, w deszczu, jest lepsze niż kolejne pół godziny w towarzystwie księgowego.
-Co? – Przedłużające się milczenie ze strony Nami, wywołało u niego ciarki na plecach. Nie wiedział, czemu, ale mógłby się założyć, że kobieta coś knuła.
-Musimy głupio wyglądać. – Uśmiechnęła się odgarniając mokry kosmyk włosów za ucho. – Dodam tylko, że to moja najlepsza kiecka. I raczej nie jest była kupowana z myślą o klęczeniu na mokrym chodniku.
CZYTASZ
Kurs gotowania
FanfictionSanji, z braku funduszy na dalszą egzystencję, postanawia poprowadzić kurs gotowania dla opornych. Zoro, z różnych powodów, na owy kurs się zapisuje.
Decyzje
Zacznij od początku