Walka, Tożsamości I Buraki Z Uszami

Start from the beginning
                                    

Maczuga pokryta była ciężkimi, metalowymi kolcami, a jeden z nich wbił się właśnie w lewe ramię Marinette. Dziewczyna poczuła, jak drętwieje jej cała ręką. Jednak zamiast ją zniechęcić popchnęło to granatowowłosą do dalszego działania.

Rezygnując z wszelkiej delikatności podcięła mężczyźnie nogi. Upadając wielkolud zdążył jeszcze raz uderzyć ją maczugą w plecy. Ból promieniował do całego ciała, ale zacisnęła zęby i doskoczyła do oszołomionego Omara wbijając mu klingę sztyletu w szyję.

Na sali zapadła cisza. Marinette wiedziała na co czeka publika - aż poderżnie przeciwnikowi gardło. Wiedziała też, że gdyby Omar byłby teraz na jej miejscu bez wahania by to zrobił. Jednak ona nie była mordercą. I nieważne, jak drogo miała za to zapłacić nie zamierzała właśnie się nim stać.

Przycisnęła więc ostrze do skóry mężczyzny, aż po jego karku zaczęła spływać czerwona, gęsta krew. Odjęła sztylet od ciała Goretsky'ego i uprzednio spluwając wbiła go w miękkie linoleum, którym pokryta była arena.

W pokoju rozległ się strzał stanowiący zakończenie walki, po czym zapadła przeraźliwa cisza. Marinette bez dalszych skrupułów skierowała się do drzwi, by wyjść z areny. Widziała, jak zaniepokojony Michael zrywa się że swojego miejsca i biegnie do niej.

Nagle poczuła jak kręci jej się w głowie, oparła się dłonią o ścianę. Po chwili po jej plecach zaczął spływać pot, a wszystkie dźwięki w pomieszczeniu zlały się w jeden, irytujący szum. Fiołkowooka odepchnęła się od ściany chcąc wyjść stąd jak najszybciej, ale ponownie zakręciło jej się w głowie, a podłoga dziwnym sposobem podniosła się do pionu i boleśnie zetknęła się z policzkiem dziewczyny. Zanim całkowicie straciła kontakt ze światem pomyślała jeszcze, że podłogi nie powinny tak robić.

---------------------

W gabinecie panowała cisza. Nikt się nie odzywał, wszyscy siedzieli bez ruchu, jakby najmniejsze drgnięcie mogło wywołać katastrofę.

- Czy ktoś mi wytłumaczy, co tu się właśnie stało!? - Bee podniosła się z koca przewracając miskę z popcornem. Prażona kukurydza rozsypała się po podłodze - Co to do jasnej cholery było!?

- Nie wiem! - odkrzyknęła Alya. Na jej policzkach dalej były widoczne ślady łez, ale dziewczyna już nie płakała - to nie mogła być Marinette!

- Przecież Dupain - Cheng zawsze potykała się o własne nogi! - dalej zbulwersowana blondynka krążyła po pokoju wymachując gwałtownie rękami na wszystkie strony. Podczas jednego z wymachów uderzyła przez przypadek Nino w twarz. Mulat złapał się za nos - ona zawsze była totalną łamagą!

Alya nagle zmarszczyła brwi. Chat Noir, który do tej pory zbyt oszołomiony by się odezwać obserwował przebieg rozmowy wyczuł pytanie, zanim mulatka je wypowiedziała.

- A skąd ty właściwie znasz Marinette?

- To samo pytanie mogę zadać tobie - sarknęła w odpowiedzi Bee.

- Ej, a czy przypadkiem nie Chloe zawsze mówiła, za Mari to łamaga? - wtrącił się Nino stłumionym głosem dalej trzymając się za nos.

W pomieszczeniu znowu, zrobiło się cicho. Mistrz Fu siedział zadowolony na fotelu patrząc jak jego podopieczni się ze sobą kłócą. Blondyn pomyślał,że gdyby mógł, od razu starłby staruszkowi ten uśmieszek z twarzy.

-Brawo, Turtle - odparła gorzko Chloe i zerwała maskę z twarzy ukazując się wszystkim w pełni. Adrien poczuł jak prawie zakrztusza się tlenem - zgadłeś. To ja jestem tą rozpieszczoną córeczką burmistrza, która dopiero teraz żałuje, że gnębiła Marinette. A teraz, skąd wy ja znacie?

Wskazała oskarżycielsko palcem na dwójkę mulatów. Chat Noir poczuł się pominięty. To on pierwszy rozpoznał Marinette na ekranie.

W sumie, może nawet lepiej, że nie zauważyli.

Alya rzuciła szynkę spojrzenie na Mistza Fu, ale niski mężczyzna cały czas siedział jakby nieobecny z wariackim uśmiechem. Dziewczyna pokręciła zrezygnowana głową i również zdjęła maskę. Kiwnęła głową na Nino, żeby ten zrobił to samo.

- OK - Chloe uniosła ręce w obronnym geście - spodziewałam się tu wszystkich, tylko nie was. Naprawdę jesteście małżeństwem?

Mulaci wymienili zaskoczona spojrzenia. Czy to na pewno była Chloe, którą oni znali? Co prawda przez ostatnie tygodnie dziewczyna była sarkastyczna i ironiczna, ale pokazała również, że ma serce.

Ledwo zauważalnie kiwnęli głową. Czas pokazać blondynce, że oni również mogą zapomnieć o tym, co było przed Początkiem.

- Tak - odparła złotooka uśmiechając się przyjaźnie.

- Wow, no to nieźle. A powiedzcie...

Trójka nastolatków pogrążyła się w rozmowie. Chat postanowił wykorzystać okazję i udać się na Marshall Street. Na wszelki wypadek.

- A ty? - usłyszał głos Chloe, kiedy stał już w drzwiach. Cholera, było tak blisko - wszyscy już się znamy. Za to nie wiemy skąd TY znasz Marinette Dupain - Cheng?.

- To naprawdę nieistotne - prychnął odwracając się i przybierając skwaszoną minę.

- Kim jesteś Chat Noir? - zapytała Chloe przyglądając się przenikliwie jego twarzy. Jej lodowato niebieskie oczy wpatrywały się w niego, a blondyn poczuł się, jakby prześwietlano go rentgenem.

Zielonooki spojrzał błagalnie na Mistrza Fu, szukając u niego pomocy. Uśmiech mężczyzny zrzedł, gdy tylko dostrzegł wzrok swojego podopiecznego. Pokręcił głową na znak, że Agreste musi radzić sobie sam.

- Nie mam zamiaru się przed wami lekkomyślnie ujawniać. Ta maska - blondyn popukał palcem wskazującym w przedmiot znajdujący się na jego twarzy - to jedyna ochrona przed światem jaką mam. Dla mnie symbolizuje znacznie więcej niż dla was. Więc dajcie mi już ten przeklęty spokój - odwrócił się napięcie i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.

Kiedy odchodził mógł przysiąc, jak słyszy głos Chloe burczący:

- Burak...

Uśmiechnął się na to. Tak, był brakiem. Burakiem, który musi skoczyć do Marshall Street, a potem porozmawiać z Ladybug.

Wojna to wojna || miraculous✔Where stories live. Discover now