Rozdział XVIII

Zacznij od początku
                                    

-Martwiłem się o ciebie.-powiedział czarnowłosy-Mogłeś mi powiedzieć, że wracasz do domu.

-Przepraszam.-młodszy wtulił się w jego szyję.

-Myślałem, że coś ci się stało. Nie strasz mnie tak więcej Hyuckie.-powiedział i pogłaskał chłopaka po głowie.

-Nie musiałeś się urywać ze szkoły przeze mnie...-Donghyuck popchnął nogą drzwi, a te się zamknęły.

-Wiem.

-To czemu to zrobiłeś?-podniósł głowę i zobaczył przed sobą brązowe tęczówki chłopaka.

-Martwiłem się, że coś się stało. Zależy mi na tobie.-pocałował młodszego w nos, na co ten uśmiechnął się lekko, a jego policzki pochłonęła różowa barwa.

-Jak widzisz nic mi nie jest.-zaśmiał się leciutko i złapał starszego za rękę, po czym skierował się w stronę salonu.

Mark usiadł na kanapie, a Haechan skierował się do kuchni, by przynieść wodę i szklanki. Tego dnia było wyjątkowo gorąco, więc chłopcy musieli uważać, żeby się nie odwodnić.

-Jesteś może głodny?-zapytał młodszy otwierając lodówkę.

-Nawet nie wiesz jak bardzo. Umieram z głodu.-odpowiedział mu Kanadyjczyk.

-Ramen?-powiedzieli w tym samym momencie, co spowodowało u nich śmiech.

Czerwonowłosy sięgnął po dwie zupki chińskie, które znajdowały się na górnej półce. Wyjął również dwie miski, łyżki oraz pałeczki. Do czajnika nalał wody i włączył urządzenie. W oczekiwaniu na zagotowanie się wody, zawartości paczuszek wsypał do naczyń i zaniósł picie do salonu. Dał swojemu chłopakowi buziaka w policzek, po czym wrócił z powrotem do kuchni. Po chwili na stole obok kanapy znajdował się "ugotowany" posiłek.

-Mamy trening o osiemnastej, ale jeśli wolisz zostać w domu, to zostanę z tobą.-powiedział Mark siorbiąc makaron.

-Nie, pójdę tam. Przecież mamy mało czasu. Zaszkodziłbym tylko wszystkim.-odpowiedział po czym napił się wody.

-Wiesz przecież, że nikt nie miałby do ciebie pretensji, gdybyś nie przyszedł.-starszy spojrzał się na niego.

-No tak, ale źle bym się czuł z myślą, że reszta nie może przeze mnie ćwiczyć.-westchnął-Poza tym nic mi nie jest więc nie widzę powodu dla którego miałbym tu zostać.

-Na pewno wszystko jest już dobrze?-zapytał zmartwiony.

-Tak. Wszystko jest okej.-uśmiechnął się, pomimo, że tak na prawdę w środku wciąż czuł ból.

***

-O matko Hyuck, nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś w szkole!-krzyknął Renjun, gdy tylko zobaczył swojego przyjaciela.

-Sorki.-powiedział i przybił Chińczykowi piątkę.

-Co się wtedy stało?-zapytał po cichu brązowowłosy.

-Później ci powiem.

-Jisung, musisz przystopować trochę z intensywnością treningu.-powiedział najstarszy chłopak rzucając torbę na ziemię.

-Zgadzam się z mewą!-krzyknął Chenle, a wszyscy spojrzeli się na niego pytająco-no co, jego brwi są jak skrzydła mewy.-powiedział a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

-Dzięki delfinie.-Mark się uśmiechnął, a blondyn wydał z siebie jego charakterystyczny pisk.

-No to czego w takim razie ode mnie oczekujecie?-zapytał najmłodszy ubierając sportowe buty.

-Wiesz, myślę, że mógłbyś nas uczyć układu trochę wolniej, a dopiero potem popracujemy nad przejściami.-odezwał się Jeno siedzący na parapecie-Tak będzie dla nich lepiej.

-Okej.-zgodził się-Za pięć minut zaczynamy, więc lepiej zacznijcie się przebierać.-powiedział durowym głosem, powodując u innych śmiech.

Chłopcy bardzo szybko się przebrali, a po chwili już tańczyli w rytm muzyki. Przynajmniej próbowali.

***

Mark postanowił zadeklarował się odprowadzić Donghyucka do domu. Szli przez park, który oświetlały przydrożne latarnie. Godzina była już późna, więc na niebie pojawił się księżyc w kształcie grubego rogalika. Ręce chłopców były ze sobą splecione.

-A ty kim chciałeś zostać w dzieciństwie?-zapytał Haechan podczas ich rozmowy.

-Tylko się ze mnie nie śmiej. Chciałem zostać autorem.-powiedział starszy po czym się uśmiechnął.

-Nie widzę w tym nic zabawnego.-uniósł brew do góry-To bardzo rozsądne jak na małe dziecko. Myślałem, że chciałeś być weterynarzem, albo strażakiem.-zaśmiał się.

-Widzisz? Właśnie w tym rzecz.-uśmiechnął się-Każdy kiedyś chciał być kimś, kto ratuje innych. Takim prawdziwym bohaterem. Ja natomiast chciałem tworzyć sztukę.

-Przecież tworzysz.-powiedział, a Kanadyjczyk popatrzył się na niego pytająco-Twoje piosenki to sztuka. Serio, moim zdaniem są świetne.

-Tak uważasz?-zapytał szczęśliwy.

-Pewnie. Masz ogromny talent.-Donghyuck cmoknął chłopaka w policzek.

Chłopcy zorientowali się, że stali już pod domem młodszego.

-Wejdziesz?-zapytał czerwonowłosy kładąc ręce na szyi wyższego.

-Chciałbym... Moi rodzice dzisiaj wrócili do Korei i muszę zjeść z nimi kolację.-westchnął starszy.

-Mhm, okej, czyli widzimy się jutro?-zaśmiał się.

-Tak, przyjdę po ciebie rano.-powiedział po czym złożył pocałunek na ustach młodszego-Cześć Hyuckie.

-Papa Markie.-przytulił mocno starszego.


//AN

Czuję, że ten tydzień będzie ciężki XD. Mam straaaasznie dużo rzeczy do zrobienia do szkoły,a tak bardzo mi się nie chce. Aż boję się pomyśleć co będzie za miesiąc...

Anyway dziękuję wszystkim, którzy czytają te fanfiction, bo to właśnie wy motywujecie mnie do dalszej pracy! <3

Jeśli rozdział Ci się spodobał to zostaw po sobie gwiazdkę i komentarz!

✨I can't help falling in love with you • markhyuck✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz