Poruszył się lekko, uwalniając już ścierpnięte nogi.
- Nie uciekaj - zaprotestowała niewyraźnie, łapiąc go za rękę.
Zaśmiał się cicho z jej reakcji; naprawdę sądziła, że odchodzi? Nie miał najmniejszego zamiaru jej zostawić, nie w tej sytuacji i nie w tym stanie.
- Nigdzie nie idę - uspokoił ją miękko, ponawiając bawienie się ciemnymi włosami Brun. Dopóki to nie stanie się moim jedynym wyjściem, upomniał samego siebie. - Zaczekaj chwilę, dobrze?
Wstał i zamknął okno, poświęcając kilka sekund na obrzucenie spojrzeniem zaśnieżonej okolicy. Pięknie, naprawdę pięknie. Stęskniony położył dłoń na zimnej szybie, ponaglony został przez niecierpliwy pomruk walkirii. Z westchnieniem przekręcił klamkę, po czym wrócił do łóżka.
- Przecież nieźle znosisz niskie temperatury - zauważyła.
Uśmiechnął się niemal zadowolony, gdy poczuł znajomy ciężar jej ciała na sobie.
Położył dłoń na plecach szatynki, wystukując palcami rytm zasłyszanej gdzieś muzyki.
- Nie martwię się o siebie - mruknął, obracając się, by znaleźć wygodniejszą pozycję. - Nie chcę, żebyś się przeziębiła, mam już dostatecznie dużo zmartwień - dorzucił Loki zgryźliwie.
- Nie odzywaj się już - odparła, układając głowę na piersi Kłamcy. - Musisz wiedzieć, kiedy się zamknąć.
- Może dlatego ciągle mam kłopoty.
- Może dlatego - zgodziła się, podciągając nogi. Skuliła się, połowicznie leżąc na bogu i prześcieradle.
- Idź już spać, mądralo. - Uciszył ją krótkim pocałunkiem, na jednym jednak się nie skończyło.
- Już idę, Wasza Wysokość - zaśmiała się cicho. Otarła zasychające łzy, ledwo zdążyła przed kolejnymi szaleńczymi całusami ze strony Kłamcy.
Prawie do rana przekomarzali się, całowali i przepychali, chcąc wykorzystać pozostały czas jak najlepiej.
Obudził ich Thor, ze szczenięcą radością reagując na widok ich dwojga razem.
- Sądziłem, że macie kryzys - zmarszczył brwi. - Nie mówię, że mi się teraz nie podoba - sprostował na widok sztyletu brata wycelowanego w gardło. - Spokojnie - zaśmiał się.
- Wyjdź, z łaski swojej, i daj nam się ubrać - powiedział Loki przez zaciśnięte zęby, z trudem nie wybuchając śmiechem po ujrzeniu miny Gromowładnego.
- Już, już. - Blondyn wstał. - Sif zrobiła coś dobrego. Nie mam pojęcia co, ale pachnie zabójczo - dodał, uchylając się przed poduszką ciśniętą przez Lokiego.
Opuścił pokój. Laufeyson posłał Brunhildzie znaczące spojrzenie.
Roześmiała się. Na bogów, jak cudownie było widzieć jej uśmiech.
Wyciągnął ramiona do ukochanej, przytulił do siebie. Przejechał ręką po plecach aż od jej bioder, zyskując dźgnięcie w brzuch.
- Nawet o tym nie myśl - zagroziła ze śmiechem.
- Nie mów mi, co mam robić - burknął, owijając ramiona wokół jej pasa. - Daj mi się ubrać.
Ruszył do szafy, wyciągając starannie dobrane ubrania; czarne spodnie i butelkowozieloną koszulę.
- Idę - powiedziała, całując go w usta, nadal będąc za niska, by móc pocałować w czoło.
Szturchnął ją między łopatkami.
- Wracaj zaraz - usłyszała w odpowiedzi.
Przeszła do siebie, wzięła losowe ubrania. Naciągnęła na koszulkę sweter Lokiego, który kiedyś u niej zostawił, do kompletu ulubione jeansy. Niemal w podskokach ruszyła do kuchni, zastając tam już resztę lokatorów. Brunet podsunął jej filiżankę z herbatą, wyniośle domagając się uwagi.
Thor skrzyżował spojrzenia z Sif. Od jakiegoś czasu Kłamca i walkiria nie szczędzili sobie czułości; trzymali się za ręce, całowali się i obejmowali znacznie częściej, czytali mając jednocześnie splecione palce. Każda chwila jaką mogli sobie poświęcić była bezcenna.
- Cześć - rzuciła szatynka, siadając na krześle obok Kłamcy.
Przywitali się skinięciem głowy, zaraz potem wracając do jedzenia.
Loki zahaczył palcem o kołnierz jej swetra, przyciągając wojowniczkę do pocałunku.
- Będziesz się tak dopraszał o uwagę? - spytała wesoło.
Uśmiechnął się szelmowsko; już dawno nie układał warg w taki sposób, nie samotnie. Zaraz jednak uśmiech spełzł z jego twarzy, ponownie ją okłamał. Nigdy nie sądził, że kłamstwo kiedyś będzie zatruwać jego życie, przecież biegle się nim posługiwał od tysiąca lat.
- Owszem, będę - powiedział cicho, puszczając ją i wstając. - Mamy czas. Dla ciebie - dorzucił, podając jej talerzyk z tostami.
Zadrżały mu ręce, w ostatniej chwili uchronił naczynie przed upadkiem. Odetchnął głęboko, zatrzymując bolesne wspomnienia przemykające w jego umyśle.
Poranki z Sigyn.
Frigga.
Szczęście w Asgardzie.
Bezpieczeństwo.
Nagła strata żony, matki, ojca, Asgardu.
Wszystko, z czym miał styczność, rozsypywało się w pył. Nie chciał, żeby to samo spotkało Brunhildę.
Jak przez mgłę zarejestrował przypadającą do niego walkirię, objęcie ramionami, podtrzymanie.
- Loki? - Do jego uszu dotarł zaniepokojony głos. - Loki!
- Bracie! - Thor odsunął krzesło powodując bolesny dla uszu hałas, Sif wstała zaraz po nim.
- Już, już dobrze - mamrotała szatynka, owijając ramiona wokół klatki piersiowej boga i szepcząc w nasadę jego karku. - Spokojnie.
- Nic mi nie jest - odparł, siląc się na spokój. - To tylko moment... nic takiego, naprawdę. - Ujął dłonie Brun, za wszelką cenę starając się wykrzesać z siebie odrobinę ciepła, by nie musiała się o niego martwić. Niedługo już nie będzie musiała, tytan o to zadba.
Spojrzenia reszty informowały, że doskonale wiedzą, że to nie jest "nic takiego", nikt jednak nie skomentował zajścia.
- Siadaj i jedz - powiedział rozkazująco, usadzając walkirię. Sam opadł na krzesło obok. - Nic takiego, nie martw się.
Pokiwała głową sarkastycznie, zajmując się tostem. Czego jeszcze jej nie mówi?
Kolejną godzinę spędziła wtulona w Lokiego i starając się poskładać cały swój świat w całość. Doskonale wiedziała, że bez niego nie utrzyma tego razem.
CZYTASZ
ON MIDGARD. valki
FanfictionAsgardu już nie ma, a bogowie są w panice, poszukując nowego domu. Midgard to bezpieczne miejsce dla każdego tak długo, jak mieszkańcy i zbliżający się nieubłaganie szaleniec nie wiedzą o pobycie uciekinierów. Tymczasem Brunhilda z Lokim urządzają s...
Foreign Words
Zacznij od początku