– Ma rację – dodał Mikołaj. – Planujemy to zaśpiewać w programie, więc jak cokolwiek stąd wyjdzie, umrzecie, Gosiu.

  Przyjaciółka często ich nagrywała i wrzucała filmiki na YouTube czy Facebooka, gdzie mieli naprawdę dużo wyświetleń jak na nieznany, grający od czasu do czasu w jakiejś restauracji czy barze zespół, dlatego chłopak powiedział to bezpośrednio do niej.

  – Tutaj macie karteczki. To konkurs piosenki francuskiej, a z tego, co wiem, żadna z was nie włada językiem miłości, więc macie po polsku tekst – oznajmił.  

  Gdy śpiewał Marek, sens piosenki do mnie nie docierał. Potrafiłam powiedzieć, że mi się podoba i że ma on cudowny głos, ale nie widziałam w niej większego sensu. Dopiero kiedy przyszła kolej Mikołaja i kiedy zobaczyłam jego wzrok, uświadomiłam sobie, że to on jest autorem tekstu i napisał go o nas.

Moi j'etais de ces hommes qui disparaissent un jour*
De ces hommes qui laissent a peine un message
Mais je veux croire que les dieux nous donnent
Une autre chance ,un autre élan
Un autre printemps

For you ,I would change the world
Et me voila maladroit devant toi
For you ,I would change the time
Moi qui ne pensais qu'a moi, jusqu'a toi
J'avoue ,j'ai menti tant de fois ,
mais tu changes tout

(Byłem z tych mężczyzn, co znikają pewnego dnia
Z tych, co z trudem zostawiają wiadomość
Ale chcę wierzyć, że bogowie dają nam
Jeszcze jedną szansę, nowy start,
Nową wiosnę

Dla ciebie chciałbym zmienić świat
A stoję przed tobą niezręczny
Dla ciebie chciałbym zmienić czas
A przed tobą myślałem tylko o sobie
Wyznaję, skłamałem wiele razy, ale ty zmieniasz wszystko)

  Nie wiedziałam, co powiedzieć, kiedy skończyli. W oczach miałam łzy wzruszenia i uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Tak bardzo chciałam go wtedy pocałować, ale widziałam, że przy chłopcach i Gosi mi nie wypada. Zawsze irytowały mnie pary, które przy wszystkich się obściskiwały, dlatego starałam się unikać intymnych sytuacjach na oczach innych. Nawet tych bliskich.

  Uwielbiałam słuchać ich, kiedy śpiewali i grali. Podobało mi się, z jaką pasją to robili, jacy byli wtedy szczęśliwi. Radość wręcz z nich promieniowała, co mnie cieszyło. Cała trójka była mi bardzo bliska, szczególnie Mikołaj, z którym byłam od jakiegoś czasu. Ale również Marek, chłopak Gosi i Grzesiek, z którym na początku praktycznie w ogóle się nie dogadywałam, znaleźli się w kręgu ważnych dla mnie osób. Wierzyłam, że pewnego dnia zostaną sławni, że świat o nich usłyszy. Mieli wszystko, co powinny mieć przyszłe gwiazdy, czyli talent i charyzmę. Życzyłam im tego z całego serca, ale też bałam się, że to może coś zniszczyć między nami. Wiedziałam, że w Polsce nie osiągną zbyt dużo i żeby odnieść sukces musieli gdzieś wyjechać, a to znacząco wszystko by utrudniło. Gośka była otwarta na zmiany, ja jednak wolałam zostać w Polsce ze względu na moje plany na przyszłość, a to doprowadziłoby do konfliktu. Ja nie chciałam rezygnować ze swoich planów, nie chciałam również, żeby robił to Mikołaj. On wychodził z takiego samego założenia, dlatego wiedzieliśmy, że w przyszłości będziemy mieli problem i to niemały.

                                                                                                    ***

  Jedynym plusem mojej pracy było to, że mogłam zajmować się sama sobą, ponieważ nie mieliśmy zbyt dużo klientów. Słuchałam muzyki i czytałam po raz kolejny ,,Pana Tadeusza ". Może i większość uzna mnie teraz za dziwaczkę, ale uwielbiam tę epopeję, jak zresztą cały romantyzm. Potrafiłam całymi dniami czytać Słowackiego, Mickiewicza, Byrona, Hugo czy Goethego. ,, Cierpienia młodego Wertera'' znam już chyba na pamięć, ,, Pana Tadeusza "zresztą też. Kiedy wszyscy narzekali na formę, na monotematyczność, melancholię, ja z zapartym tchem śledziłam słowo po słowie, zdanie po zdaniu.

  – Nie wiem, co tam czytasz, ale odkładaj to natychmiast – dotarł do mnie głos Gośki. – I piwa mi nalej, potrzebuję procentów – dodała, nie siląc się na powitanie czy chociaż pozorną uprzejmość. – Byłam w tej księgarni na kawie. No, może bardziej mi zależało, żeby pogadać z pracownikiem, ale potrzebowałam jakiegoś pretekstu. Przecież trochę głupio by było, gdybym poszła tam, powiedziała, że troszkę mi się podoba i takie tam. Beznadzieja. Totalna beznadzieja. Żadnych wspólnych tematów, żadnych. Jak ja czarny, to on biały. Jak ja morze, to on góry. Jest przesympatyczny i uroczy, ale już chyba z naszymi klientami bym miała więcej wspólnego. O sporcie sobie z większością można porozmawiać, a on to tylko książki, muzyka, sztuka tak ogólnie. Ty byś się z nim dogadała.

  – Wiem. Znam go – dodałam, widząc zszokowany wyraz twarzy Gosi. – Jak jechałam do Warszawy, to byliśmy w jednym przedziale. Przegadaliśmy całą drogę, poważnie. Zaprosił mnie na kawę, ale... jakby to powiedzieć, trochę go olałam. Nie przyszłam na spotkanie, bo stwierdziłam, że nie potrzebuję nowych znajomych. A teraz moje życie znowu pokazało, że mnie nie lubi. Wczoraj, kiedy odbierałam książki, myślałam, że umrę z nadmiaru niezręczności w powietrzu. Początkowo go nie poznałam, ale on mnie tak. Przez to, że mu się przedstawiłam, przypomniał sobie.

  Gośka patrzyła na mnie, kiwając głową, chociaż właściwie nie wiem czemu. Po chwili skrzywiła się i jęknęła, że już nigdy sobie chyba nikogo nie znajdzie, bo mimo że minęło już sporo czasu, to wciąż każdego potencjalnego kandydata na partnera porównuje do Marka i żaden nie może mu dorównać. Wiedziałam, że wewnątrz liczyła na powrót mężczyzny do jej życia, ale obydwie zdawałyśmy sobie sprawę z braku realności tego marzenia. Marek już dawno o niej zapomniał. Od jakiegoś czasu spotykał się z Amelią. Młodą dziennikarką z Torunia, którą poznał, kiedy przeprowadzała z nim wywiad do jakiegoś kolorowego czasopisma. Nie poznałam jej nigdy osobiście, ale Marek dużo o niej opowiadał, a także Grzesiek często o niej wspominał i wydawała się sympatyczna z tych opowieści. Marek jednak nieszczególnie często się z nią pokazywał, rzadko o niej wspominał, a to dawało Gosi jakąś nadzieję, ale w głębi duszy obie wiedziałyśmy, że nie ma żadnych szans na ich powrót do siebie. Ja za to nie szukałam. Nie potrzebowałam nikogo, a przynajmniej tak sobie wmawiałam. Ustaliłam sama ze sobą, że jeżeli wpadnę gdzieś na miłość mego życia, to nie rzucę się w desperackiej ucieczce, ale nie miałam zamiaru chodzić do klubów w wyzywających sukienkach, zakładać kont na portalach randkowych czy dawać się swatać mojej matce, która ciągle próbowała mnie umówić z dzieckiem, sąsiadem, siostrzeńcem, bratankiem, kimkolwiek którejś ze swoich koleżanek.

  – No i patrz, Izabello, pojawił się Karol – powiedział jakiś głosik w mojej głowie, a ja przewróciłam oczami. Chociaż właściwie nie widziałam powodów, dlaczego by nie spróbować. W końcu dogadywaliśmy się, a los już drugi raz postawił mi go na swojej drodze, jakby krzycząc: Hej, Izka, ten facet jest idealny dla ciebie. Daję ci drugą szansę, tym razem tego nie zmarnuj!

  – Więc mężczyzna, do którego wzdychałam, to ten sam mężczyzna, o którym jęczałaś mi przez ostatnie trzy miesiące, Izuniu – spytała, wyrywając mnie z zamyślenia, a ja skinęłam głową i podałam jej w końcu napój, który tak bardzo chciała. 

* Piosenka należy do Garou, została użyta na mocy prawa cytatu. 

Druga szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz