Znów na niego zerkam, ale tym razem już się nie krzywi. Patrzy na mnie wymownie, aż znów speszona odwrócę wzrok. Robię to oczywiście natychmiast, prześlizgując wzrokiem po jego ustach.
Pocałowałam je dziś. Nie wiem co sobie myślałam, ale to było silniejsze ode mnie. Pierwszy raz, ktoś przekroczył tę cienką linię zarysowaną w moim umyśle. Linia jest jak rana zadana żyletką. Piecze i jest bardzo bolesna, więc jakim cudem się przez nią przedarł nie sprawiając bólu? Nie wiem jak to zrobił, że mu się udało przez nią przejść, ale wiem, że od tej chwili tylko on będzie mógł ją przekroczyć jeszcze raz, a ja mu na to pozwolę.
Niestety, wiem to już teraz.
Nie dlatego, że mi się to podobało, ale dlatego, że będę chciała to jeszcze raz sprawdzić. Chcę dowiedzieć się czy strach wróci.
Okej, okej, podobało mi się też. Jego usta, one... były takie zmysłowe. Podobał mi się ich dotyk.
Nie zmienia to faktu, że Damon mi się do niczego nie przyznał, choć pytałam z kim się bił. Nocowałam w jego pokoju, a on zdradził to wszystkim zaraz następnego rana, a to tylko dowód na to, że nie powinnam była mu pozwalać się całować i nie powinnam planować, że znów na to pozwolę. Ale to też dowód na to, że mówił prawdę, że nie jest z Rebeką. Za moimi plecami siedzi jeden z Braci Pierwotnych. Damon nie przyznałby się, że mnie całował, gdyby to nie było prawdą. Nie przy Elijahu. Chociaż tyle.
Ciągłe zaprzeczenia samej sobie powodują, że czuję się jeszcze bardziej tym wszystkim skołowana. Wiedziałam, że na studiach będzie inaczej, ale to za dużo jak na dwa dni. A wszystko to przez jednego chłopaka.
Boże jak ja go nie cierpię.
NIENAWIDZĘ GO!
Nie mam totalnie pojęcia jak to się wszystko stało i czuję się zdezorientowana. Już wiem, że dziś nie dotrwam do końca wykładów. Pierwszy dzień, a ja już nie dotrwam do końca! To straszne.
Kiedy Alaric mówi nam "do zobaczenia", wstaje szybko i wychodzę pospiesznie z sali. Nie chcę konfrontacji z kimkolwiek.
Tuż za drzwiami, na korytarzu wpadam wprost na Jerremyego. Czeka na Bonnie. To takie kochane i szalenie miłe, że przychodzi po nią kiedy zajęcia się kończą. Takie romantyczne.
Jego sina twarz uśmiecha się do mnie, a ja czuję jak poczucie winy zalewa moje sumienie. Wygląda jak wyciągnięty z maszynki do mięsa. Ma sińce pod oczami i rozciętą wargę w kilku miejscach, a do tego połowa jego twarzy jest opuchnięta.
Zamiast być przy bracie, pielęgnowałam jego oprawcę, który wygląda przy nim jakby ugryzł go komar, a nie, że się z kimś bił.
Uśmiecham się krzywo do Jerremyego, ale nie patrzę mu w oczy, tylko mówię ciche "cześć" i idę dalej korytarzem. Chyba jest trochę zdziwiony, że nie pytam co mu się stało, ale ponieważ miałam zajęcia z Bonnie to pewnie sądzi, że już mi powiedziała. No cóż, tak jakby, tak właśnie było.
- Widzimy się na lunchu? - woła za mną.
Kiwam tylko głową na tak, ale wcale nie mam zamiaru zjawiać się w umówionym miejscu. Chyba nigdy nie będę w stanie spojrzeć Jerrowi w oczy. Bonnie na pewno mu wszystko opowie.
Wychodzę całkowicie z Wydziału Literatury i kieruję się na przystanek autobusowy. Muszę stąd uciec. Siadam na ławce i modlę się żeby jakikolwiek autobus przyjechał jak najszybciej.
Rozmyślam o swoim pierwszym dniu na Uczelni i wnioskuję, że gorzej nie mógł się zacząć. Cała ta sprawa z Damonem zupełnie zepsuła wszystko. Nie wiem co się zmieniło, że wczoraj go pocałowałam, ale kiedy myślę o jego ustach tak desperacko przyciśniętych do moich, żar który wywołały wczoraj znów mnie dosięga. Mimowolnie chwytam się za usta i pocieram dolną wargę kciukiem.
CZYTASZ
Sire bond
FanfictionDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...