Rozdział 3.1: Paryż. Londyn. Nowy Jork. Wyspa. [Alex]

Start from the beginning
                                    

— Już się znamy — stwierdził chłodno Rick, podając mi dłoń w mocnym uścisku. — Mam nadzieję, że podróż upłynęła przyjemnie.

— Wyjątkowo — wyszczerzyłem zęby w głupkowatym uśmiechu. — Witaj, Laura. — Podałem jej rękę, uścisnęła ją lekko. — Miło cię znów widzieć. Cudowne spotkanie rano! — Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zasiać ziarna niepewności w tym dupku.

Bosko wyglądała w idealnie podkreślającej jej figurę rozpiętej białej garsonce, spod której wystawała obcisła, prosta bluzeczka. Dzięki szklanemu stołowi mogłem również podziwiać jej wyjątkowo zgrabne nogi cudnie prezentujące się w wąskiej, jasnej spódnicy. Jedyną ozdobę stanowił złoty łańcuszek na jej szyi i spory brylant na palcu. Siedziała sztywno w fotelu, ustawionym w niejakiej odległości od Ricka. Nie patrzyła na niego, za to on zdawał się nie patrzyć na nikogo innego, tylko na nią. Jej ochroniarza nie było. Nie dziwiło mnie, że nie zapraszali płotek na rozmowę o interesach.

— Czuj się jak u siebie w domu i bądź moim gościem tak długo jak tylko chcesz! — Marcos Milesh prezentował się inaczej niż przy naszym pierwszym spotkaniu, korzystniej. Robił wrażenie światowca. Zaproponował szampana ze swojej prywatnej kolekcji, bardzo dobry rocznik. — Moim życzeniem było, aby przy tej rozmowie był obecny mój syn. Niebawem zamierzam przekazać mu stery Milesh Records — dodał dla wyjaśnienia. — Zatem do rzeczy. Miejmy to z głowy przed lunchem — zażartował.

— Moi prawnicy zapoznali się z kontraktem — powiedziałem oficjalnie. — Nie zgłaszają żadnych uwag — dodałem po chwili. — Ja jednak chciałbym omówić jeszcze kilka spraw.

— Po to tutaj siedzimy — przypomniał arogancko Rick.

Laura w końcu obdarzyła go nic niewyrażającym spojrzeniem. Mimo to odniosłem wrażenie, że spod jej długich rzęs uciekł pełen dezaprobaty wzrok. Jej gładko spięte włosy sprawiały, że wyglądała bardzo profesjonalnie. Miałem ochotę je potargać, wpijając się w jej pełne usta, pociągnięte błyszczykiem.

— Rick miał na myśli, że jesteśmy tutaj po to, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. — Uśmiechnęła się pojednawczo. Uśmiechnęła się do mnie nie do niego.

— Chodzi o mojego managera, a w zasadzie byłego już managera, Basila Kerensovitza. Chciałbym, aby Milesh Records nawiązało z nim współpracę. Chcę dalej z nim współpracować. — Postawiłem twardy warunek.

— Pan Kerensovitz ma niewątpliwie duże doświadczenie i spory dorobek, ale jego zatrudnienie będzie możliwe dopiero po rozpatrzeniu jego kandydatury przez dział HR — rzekł mister Milesh.

— W takim razie poczekamy na zielone światło od nich! — Założyłem ręce na piersi.

Mister Milesh skinął na jednego z przybocznych. Poprosił o przedstawienie kandydatury pana Kerensovitza działowi HR.

— Kolejnym punktem, który budzi kontrowersje, jest zobowiązanie, że co roku wydam nowy album. Jestem artystą! Nie pracuję na akord.

— Milesh Records zapewnia współpracę z najlepszymi twórcami tekstów i muzyki — zapewnił nieco znudzony mister Milesh.

— Mówiąc dosadnie: ja mam to tylko zaśpiewać? — drwiłem. — Panie Milesh, ja jestem artystą! Nie mogę zniszczyć mojego dorobku artystycznego podpisywaniem się pod wszystkim, co wyprodukują pańscy specjaliści.

— Nikt nie chce cię ośmieszyć, ani skompromitować Alex — zapewnił mister Milesh. — Wytwórni zależy na twoim sukcesie równie mocno jak tobie. Od przeszło dwóch lat nie wydałeś albumu.

— Mam materiał na nową płytę — zapewniłem.

— Oczywiście, że masz! — zakpił Rick. — Tylko świat nie godzien, żeby go zobaczyć.

— Ciągle jestem w trasie. — Broniłem resztek honoru.

— Coraz mniej koncertujesz — zauważył kąśliwie Milesh.

— Dobra, skończmy te gierki. — Rick wsparł się na szklanym blacie i nachylił się w moją stronę. — Powiem ci, jak będzie. Wytwórnia daje ci na tacy materiał na nową płytę.

— A na początek proponuję tourneé po Europie — dodał Milesh. — Wiesz, żebyś się rozerwał.

Do Laury podszedł Simon, nachylając się, coś jej szepnął na ucho. Już się nie mógł jej doczekać. Nienasycony! Spojrzała na niego zaniepokojona, zastanowiła się chwilę. Odpowiedziała mu równie dyskretnie, jednym słowem. Rozmowa toczyła się swoim rytmem, bez większych tarć. Laura łagodziła konflikty, choć miałem wrażenie, że myślami była daleko. Podano lunch. Atmosfera ani na chwilę nie przestała być mniej nerwowa. Przy kawie i koniaku, przed mister Mileshem wylądowała kartka papieru. Omiótł ją wzrokiem.

— Przyszła odpowiedź z działu HR Milesh Records — ogłosił, zapoznawszy się powierzchownie z zapisaną maczkiem kartką formatu A4. — Rekomendują zatrudnienie pana Kerensovitza. Prawnicy już przygotowują dla niego kontrakt. W twoim kontrakcie, Alex, już została zawarta stosowna klauzula. Zwróć uwagę, paragraf czterdziesty. — Podsunął mi pod nos kilkudziesięciostronicową umowę.

— Znakomicie. Baz się ucieszy.

— Nie wątpię. — Milesh wykrzywił się w ohydnym uśmiechu. Zrobiło mi się od niego słabo.

W ciągu tej rozmowy starałem się nie patrzyć na Laurę. Wyglądała zbyt dobrze, żebym mógł ukryć mój zachwyt nad nią. Rick to na pewno domyślał się, że ostrzyłem sobie na nią zęby, inaczej nie zrobiłby tego przedstawienia w kawiarni. Nie chciałem dostarczać mu dowodów, żeby mógł być tego pewien. Milesh zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Był skuteczny i można było się z nim dogadać. Poza tym był hojny. Do Laury kolejny raz podszedł Simon, a jego podszepty wywołały u niej jeszcze większe zaniepokojenie.

— Przepraszam panów bardzo, ale muszę zająć się niecierpiącymi zwłoki sprawami Konsorcjum. — Wstała pośpiesznie od stołu i kręcąc zgrabną pupą, wyszła z salonu.

— Mam nadzieję, że to naprawdę coś pilnego — mruknął Milesh z dezaprobatą.

— Laura potrafi trafnie ocenić sytuację — zapewnił Rick. — Zawsze była w tym mistrzynią.

Mogłem Rickowi zarzucić brak klasy. Mogłem zarzucić, że był gnojkiem, ale stał murem za swoją kobietą. Podobało mi się to. Kilka minut po wyjściu Laury, wezwano starszego z Mileshów. Pożegnałem go bez żalu. Zaproponowałem młodemu kogucikowi drinka na tarasie. Sięgnął po swój koniak i bez słowa ruszył, nie oglądając się na mnie. Podążyłem za nim. Stał przy balustradzie, wpatrzony w horyzont i ocean mieniący się wszystkimi odcieniami błękitu. Był tak zamyślony, patrząc przed siebie, że mogłem go w chwili słabości posądzić o przebłyski myślenia.

— Zrobiłeś dobry interes — rzekł gdzieś w przestrzeń. — Milesh Records jest znakomitą...

— Daruj sobie — przerwałem mu niezbyt uprzejmie. Nie zdziwiło go to. Dalej nie obdarzał mnie spojrzeniem. Był ponadto. — Jak ma się twoja dziewczyna? — spytałem niezobowiązująco.

— Nie twój interes — rzekł jadowicie, przechylając kieliszek.

— Na plaży wydawała się znakomicie bawić. W towarzystwie swojego ochroniarza — dodałem, klepiąc go po ramieniu i wychodząc.


__________________________

Opublikowano: 12.10.2019

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now