49. Za Sylviana

Zacznij od początku
                                    

— Przeszkadzasz — mruknęłam, uśmiechając się delikatnie.

Blondyn wzruszył ramionami, po czym ugryzł mnie delikatnie i posłusznie się odsunął.

— Nie mogę po prostu uwierzyć, że tu jesteś — odparł i położył ręce na moich biodrach, masując je lekko kciukami.

Ja wróciłam do zmywania makijażu, chociaż jego dotyk był równie rozpraszający i bałam się, że zaraz wsadzę sobie wacik w oko.

— Jestem tu już jakiś czas — sarknęłam, ale bez krzty złośliwości. Jeszcze tą jedną noc mogłam udawać, że wszystko jest inne niż naprawdę. Jedna jedyna noc dzieliła mnie od całkowicie innego życia. Lub nie życia, jakby się nad tym zastanowić.

— Ale po tym wszystkim... — Oparł brodę o moje ramię i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy za pośrednictwem lustra. — Nigdy nie wybaczę sobie tego, jak to wszystko się potoczyło.

Westchnęłam cicho czując, jak nasza magiczna chwila odchodzi w las. Rzeczywistość potrafi mocno uderzyć. Dokończyłam zmywanie makijażu, po czym przepłukałam twarz chłodną wodą i wyprowadziłam chłopaka z łazienki. Ten bez słowa usiadł na łóżku i uważnie obserwował jak zdejmuję ubrania by założyć piżamy.

Fascynował mnie jego wzrok. Przed chwilą się kochaliśmy, a mimo to on wciąż patrzył na mnie z pożądaniem i czułością.
Może nawet miłością?
Oboje mówiliśmy sobie, że się kochamy, ale co w zasadzie było między nami? Czy tak wyglądała miłość? Kompletnie ślepa, porywcza, nieprzemyślana i cholernie naiwna?

— Możesz to wszystko naprawić — zaczęłam ostrożnie, zakładając na nagie ciało koszulkę i spodenki.

Podeszłam powoli do łóżka i usiadłam naprzeciw Cartera, wbijając wzrok w swoje splecione na kolanach dłonie.

— Powiedziałeś, że byś ze mną uciekł. Dlaczego? — zapytałam nagle, szybko tego żałując.
Nie wiedziałam czy chcę znać odpowiedź. Zdawałam sobie sprawę, że jego nagła zmiana decyzji ma drugie dno i cokolwiek mówił Carter, nie chodziło mnie. Gdyby chodziło, ucieklibyśmy gdzieś daleko już dawno, ale on upierał się, że nie umie żyć bez klubu. Zarzekał się, że nie umie zostawić przyjaciół by bardzo krótki czas później oznajmić mi, że może to zrobić.

— Julliet... — zaczął ostrzegawczym tonem, co tylko mocniej mnie zirytowało. Uniosłam na niego wzrok, gniewnie mrużąc oczy.

— No co? Wiem, że nie chodzi o mnie. Skoro chcesz uciec, znaczy, że coś się stało.

— Jull, przestań...

— To ty przestań! — podniosłam głos, ale zaraz potem przypomniałam sobie, że jest naprawdę późno i nabrałam głęboki wdech dla uspokojenia nerwów. — Zrobiłeś coś złego i wiesz, że czekają cię konsekwencje. Dlatego myślisz nad ucieczką. Tylko co do cholery zrobiłeś i co ci za to grozi?

Spodziewałam się ujrzeć na jego twarzy podirytowanie, lub jakąś złość, a zamiast tego ujrzałam zmęczenie i... wahanie. Nie wiedziałam czego to wahanie dotyczy, ale zaczynałam rozumieć, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, niż to sobie wyobrażałam.

— Już ci mówiłem, że być może nie będziesz musiała się przekonywać. Nie ma sensu się tym teraz przejmować — oznajmił spokojnie, posyłając mi niemal błagalne spojrzenie bym nie ciągnęła tematu.

Jednak o jedną rzecz musiałam zapytać, bo w głowie pojawiały mi się coraz czarniejsze scenariusze. Przysunęłam się do niego i położyłam swoje dłonie na jego dłoniach. Następnie wlepiłam swój wzrok w jego twarz, podchwytując jego spojrzenie i zetknęłam ze sobą nasze nosy.

ThunderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz