16. Czas wyruszać.

Start from the beginning
                                    

— Mówiłaś ostatnio, że nie masz już co czytać. Znalazłam parę książek, które są w twoim języku. Jak chcesz, to możesz je sobie wziąć — oznajmiła, a ja od razu przytaknęłam głową. Brownie wręczyła mi książki.

— Dziękuję — podziękowałam i żegnając się, wyszłam z pomieszczenia.

Idąc do pokoju, wpadłam na Nevrę. Posłał mi szeroki uśmiech i ciekawskie spojrzenie.

— Witaj, moja piękna, gdzie się wybierasz? — spytał ze swoim słynnym uśmieszkiem. Byłam lekko zdziwiona jego zwrotem w moją stronę. W końcu, nigdy się tak do mnie nie odzywał.

— Moja piękna? Od kiedy jestem twoja? — spytałam lekko rozbawiona.
— Nie odpowiadaj mi na pytanie pytaniem. Dokąd się wybierasz? — spytał znów, a ja odwróciłam wzrok. Przeczesałam dłonią włosy, zerkając na jego twarz.

— Do pokoju — powiedziałam, a ten uniósł brwi.

— A ten plecak? Po co ci on? — spytał zaciekawiony, a ja zaczęłam wymyslać kolejne kłamstwa i wymówki.

— Nie interesuj się. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła — mruknęłam, nie chcąc, żeby dowiedział się, co się w nim znajduję.

— No weź, co tam masz? — pytał zaciekawiony, a ja cicho westchnęłam. Nie mogłam przecież powiedzieć mu prawdy.

— Prezenty — odpowiedziałam, nie myśląc. Analizując słowa, które wypowiedziałam. Mentalnie uderzyłam się w czoło.

— Dla kogo? — dopytywał, przyglądając się mi z coraz to większym zaintrygowaniem. Nie mogłam już się wycofać, musiałam kontynuować moje głupie kłamstwo.

— Dla... Osób, które znam — wymyśliłam na poczekaniu. Moja odpowiedź była tak bardzo głupia, że aż nie mogłam uwierzyć. —Wybacz, muszę iść do pokoju. Jestem już zmęczona. Mam nadzieje, że się nie gniewasz.

— Dobrze, odpocznij. Do zobaczenia jutro — pożegnał się ze mną, machając mi ręką. Odmachałam mu.

Szybko pognałam do pokoju. Odłożyłam plecak i zaczęłam szukać jakiś ubrań. Wyjęłam granatową, dużą bluzę, czarne spodnie, czarne buty, a także kurtkę w tym samym kolorze. Szybko się przebrałam i włożyłam ostatecznie apteczkę do plecaka. Mimo że posiadam moc regeneracji, nic nigdy nie wiadomo. Założyłam plecak i kaptur na głowę. Jedynym moim sposobem na ucieczkę było wyskoczenie przez okno oraz przejście przez mury. Przez główną bramę byłoby zbyt ryzykowanie.

Podeszłam do okna i je otworzyłam. Miałam już siadać na parapecie, jednak kolejny odgłos pukania przerwał moją czynność. Momentalnie zdjęłam plecak, rzucając go w kąt oraz kaptur, zamknęłam okno i podeszłam do drzwi. Cicho odetchnęłam i otworzyłam drewnianą płytę. W nich ponownie dostrzegłam Nevrę. Posłałam mu pytające spojrzenie.

— Co tu robisz? — spytałam z szybko bijącym sercem. Chłopak wyciągnął rękę przed siebie z kartką w ręką.

— Wypadło ci to — podał mi kopertę, a mi momentalnie zrobiło się słabo. Przez chwilę wpatrywałam się z przerażeniem w list, a ten cicho się zaśmiał. — Nie martw się, nie czytałem go.

— Dziękuję — przejmując kopertę, odetchnęłam z ulgą. Włożyłam go ponownie do kieszeni, unosząc wzrok na wampira.

— Zimno ci? — zapytał, unosząc brwi, a ja popatrzyłam na niego ze zrozumieniem. Wskazał na grubą bluzę i kurtkę, którą miałam na sobie.

Gratuluję głupoty, Mira.

— Ach to, przymierzałam po prostu nowe ubrania — wyjaśniłam, a chłopak przytaknął głową. Po chwili wampir zadeklarował, że nie chciał mi przeszkodzić i się ze mną pożegnał.

Kiedy zamknęłam drzwi na klucz, odetchnęłam z ulgą.

W myślach wychwalałam swoją głupotę, którą udało mi się pokazać dziś parę razy.

Zgasiłam światło, założyłam kaptur na głowę, zarzuciłam plecak na ramiona i ruszyłam ponownie w stronę okna. Otworzyłam je i ostrożnie usiadłam na parapecie. Wykręciłam się, żeby przymknąć okno.

Dopiero, gdy spojrzałam w dół, ogarnął mnie strach. Serce zaczęło szybciej bić, a oddech stawał się nie równy.

Przeklinając w myślach, zeskoczyłam na ziemię, boleśnie upadając. Obdarałam delikatnie kolana i dłonie. Podniosłam się z ziemii, dziękując sobie, że udało mi się w miarę bezpiecznie wylądować.

Jak najciszej przeszłam na tyły kwatery. Podeszłam do obszernego i wysokiego muru. Głośno westchnęłam, kładąc dłoń na murze. Fakt, że mur nie był gładki, podbudowywał mnie psychicznie. Dawało mi to większą szansę na to, że uda mi się sukcesywnie wspiąć i zejść na dół.

Bez zastanawiania się, zaczęłam wspinać się po murze. Małe kamyczki, umieszczone w murze, zaczęły wbijać się w moją skórę. Ingorując lekki ból, sprawnie pięłam się ku górze.

Na szczęście dookoła nie było żadnych strażników, co było trochę dziwne, jednak cieszyłam się z tego.

Po kilkuminutowej wspinaczce, byłam już na szycie. Musiałam przyznać, że widoki były śliczne.

Czas wyruszać.

***

Do następnego!

Chroń mnie |Eldarya| ✔Where stories live. Discover now