— Ale daje mi dużo kasy i nie każe sobie usługiwać — wtrącił głos zza pleców Szefa. Mężczyzna od razu obrócił się, by zobaczyć Iwo w całej okazałości. Chłopak miał dumnie wyprostowane ramiona oraz drogie i wyszukane ubranie na sobie. Do pasa przywieszony został miecz z herbem rodowym na rękojeści. Na przystojnej, młodej twarzy miał przyklejony pewny siebie uśmieszek. Jedno niebieskie oko patrzyło na Szefa z wyższością, podczas gdy drugie było zasłonięte brązową grzywką związanych w krótką kitkę włosów. Prezentował sobą obraz typowego bogatego dziecka.

— Ach, panicz Isifebe. — Szef nie mógł powstrzymać odruchowego grymasu, który zawsze pojawiał się na jego twarzy, gdy musiał zwrócić się w ten sposób do tego rozpieszczonego bachora. A pomyśleć, że stał się następcą Isifebe seniora zaledwie kilka lat temu... — Już martwiłem się, że do nas nie dotrzesz.

— Tak, słyszałem — odparł Iwo, stukając paznokciami prowokacyjnie o rękojeść miecza. Jeszcze nigdy nie doszło pomiędzy nimi do starcia na miecze, jednak oboje byli na tyle zarozumiali, by myśleć, że nie mają szans na przegraną z kimkolwiek. Różnica polegała na tym, że Iwo mógł zaatakować Szefa baz żadnych konsekwencji, a mężczyzna niestety już nie. To Oktawian Isifebe (sponsor niemal wszystkiego) miał w Trylu więcej do powiedzenia nawet niż Szef. — Ale wiesz, starcze, że mam również inne zajęcia, niż zabawianie twojej publiczności, co nie?

— Oczywiście — przytaknął Szef — ale dzisiejszego wieczoru jest z nami niebywały zawodnik. Sądzę, że umiejętnościami dorównuje nawet tobie.

Młodzieniec prychnął. Ktoś miał czelność sugerować, że jest tak dobry, jak on? Jak wielki Król Ataku? Iwo miał zamiar pokazać mu, jak bardzo się myli, dać mu ostatnią lekcję życiową.

— Za ile wchodzę? — zapytał tylko.

Nagle całą arenę przeszył krzyk jednego z zawodników. Cała trójka popatrzyła w jego stronę, widząc, jak zostaje mu skręcony kark. Nie zostało mu wiele chwil życia, więc Szef zwinnie przeskoczył niski, drewniany płotek dzielący miejsce dla walczących od strefy dla personelu i zawodników.

— Za moment. Zapowiem cię — odpowiedział, odchodząc.

Iwo przez chwilę patrzył na niego, zanim nie poczuł na sobie oceniającego wzroku Raviego. Minęło sporo czasu odkąd ostatnim razem znaleźli się w tak prywatnej sytuacji, chociaż Iwo przebywał tutaj całkiem często. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Brunet wysłał starszemu chłopcu zadziorny uśmieszek, na co Ravi ocknął się i prychnął.

— Wyrosło z ciebie ścierwo — powiedział mu, poprawiając sobie worek na ramieniu i odchodząc.

— Bardzo bogate ścierwo — zawołał za nim, poszerzając uśmiech.

Ktoś uderzył w gong i widownia zawyła, okazując swój entuzjazm lub niezadowolenie, w zależności komu kto kibicował. Obaj zawodnicy zostali wyprowadzeni z areny —- jeden o własnych siłach, drugi — martwy — został wyniesiony przez Goliata — najbardziej masywnego podwładnego szefa, który pełnił funkcję ochroniarza, nie ze względu na to, że był najsilniejszy i najlepszy w walce, ale dlatego, że masywnością dorównywał zawodnikom i przez to w ich oczach wyglądał na kogoś, kogo nie wolno lekceważyć.

— A teraz przed państwem gwóźdź programu! — zagrzmiał głos Szefa. — Nasz najzdolniejszy zawodnik, faworyt i młody dziedzic głowy Trylu — Iwo Isifebe!

Na widowni wybuchły brawa i okrzyki. Ludzie lubili pięknego szermierza oraz jego styl walki, nawet jeżeli czasem podejrzewali, że były one ustawione. Poza tym ten dreszczyk emocji, gdy ktoś o tak wpływowym nazwisku może stracić głowę, był czymś, co ci ludzie uwielbiali.

Osiem cudówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz