Rozdział 1.21

Zacznij od początku
                                    

- Chodźmy hm! - Nie czekając na mą odpowiedź, pomaszerował do wyjścia. Jakby był całkowicie pewny, że pójdę za nim. Oczywiście, właśnie to zrobiłem. W windzie zdążyłem jeszcze sprzedać mu porannego buziaka i zabraliśmy się do śniadania. Wszystko tego dnia wydawało mi się zadziwiająco spokojne. Cała atmosfera była leniwa i senna, może dlatego, że nie było nic zaplanowane oprócz wylotu, toteż teoretycznie mogliśmy robić pstro do popołudnia. Miałem nadzieję, że mimo tego, gdzieś wyjdziemy, może na randkę, albo napić się tutejszego alkoholu.

Ale to później. Póki co, wszamaliśmy papu. Było przepyszne. Żałowałem, że wcześniej nie prosiłem Tobiego, aby dał mi czas na zjedzenie porannych dań, bo sporo straciłem. Chociaż... Cieszyłem się, że przynajmniej on spożył coś dobrego stąd. W końcu nie wiadomo czy pokarm z tych okolic, gdzie teraz przebywał, do czegokolwiek się nadawał. Rany... ile bym dał, żeby znowu móc usłyszeć jego dziecięcy głos.

- Halo. Słuchasz ty mnie w ogóle?! - Zagrzmiał nagle Deidara, aż przerwał mi rozmyślania. Zamrugałem oczami, wpatrując się w jego niziutką sylwetkę.

- Oczywiście, że tak. A o czym właśnie mówiłeś?

- Kiedyś cię wypatroszę, kretynie! - Prychnął zezłoszczony, po czym westchnął ciężko:

- Będziemy coś robić teraz hm...?

- Coś...?

- Nie to o czym myślisz! - Zdenerwował się, tupiąc nogą. Zachichotałem, rozbawiony jego urokliwym zachowaniem.

- M-miałem na myśli... Idziemy gdzieś albo coś? W-w sensie, czy chcesz gdzieś pójść? - Mruknął, lekko skrępowany. Wodził oczami po ziemi, zataczając na niej różne wzroki.

- Zastanawiałem się tylko nad tutejszym winem czy piwem, albo randką, chodź nie wiem gdzie miałbym zaprosić cię w takim miejscu. A nie chciałbym wziąć cię do jakiejś marnej restauracji.

- Po kiego grzyba mamy iść na randkę się nażreć? - Zdziwił się.

- To wygodny i prosty pomysł. - Stwierdziłem, wzruszając ramionami. Zauważyłem, jak zmarszczył brwi i skwasił się cały. Ręce założył ma piersi.

- Tia. Znowu walniesz jakimś tekstem i nas stamtąd wyrzucą hm.

- Wyrzucili nas nie dlatego, że coś powiedziałem, ale ponieważ wywróciłeś stolik, Deidei. - Zauważyłem.

- Z twojej winy, durniu! - Wykrzyknął, wytykając mnie oskarżająco palcem. Posprzeczaliśmy się tak jeszcze dobrą chwilę, zanim zdołaliśmy dojść do porozumienia. Po prostu wyszliśmy na zewnątrz i przespacerowaliśmy się trochę. Trzymałem blondyna za rękę i opowiadałem mu o różnych rzeczach, a on czasem wtrącał swoje komentarze. Zeszła nam w ten sposób godzina czy może nawet dwie. Artyście znudziło się takie łażenie bez celu, więc wróciliśmy do hotelu. Potem już głównie odpoczywaliśmy. Przeważnie leżeliśmy na łóżku. Ja postanowiłem się zdrzemnąć, a mój chłopak lepił coś z gliny czy pstrykał na swoim telefonie.

Tak upłynęło nam większość czasu do popołudnia. W miłym, przyjemnym i rozleniwionym klimacie. Byliśmy naprawdę zaskoczeni, kiedy Sasuke zapukał do naszych drzwi. Po pierwsze, oddał mi moje religijne przyrządy, co miał zrobić wczoraj, ale z wiadomych powodów nie udało mu się. Po drugie chciał nas poinformować, że wkrótce wyjeżdżamy, toteż trzeba zebrać wszystko. Ociągając się bardzo, ale jednak zrobiliśmy to.

Znowu spędziliśmy czas na łożu, tym razem jednak Deidara pozwolił mi na trochę czułości. Toteż całowałem jego słodkie usta i jeździłem dłońmi po jego ponętnym ciele, aż nadszedł czas, gdy nasz przyjaciel przewodnik odwiedził nas po raz kolejny.

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz