jail | S. Kraft x M. Hayboeck

Start from the beginning
                                    

— Kraft — w połowie drogi do celi usłyszałem za plecami głos jednego ze strażników.

Przystanąłem, zamykając oczy i zakląłem pod nosem. Zatrzymał mnie ten sam blondyn, który pierwszego dnia prowadził mnie do celi. Jak się okazało — Michael Hayboeck. Pomimo, na pierwszy rzut oka, szorstkiego usposobienia, był naprawdę miłym facetem. Jeśli cię polubił, dało się załatwić u niego wiele rzeczy. Bez niepotrzebnych kontaktów... Seksualnych. Tak, to zdecydowanie był jeden z największych plusów.

— Coś ty taki spięty? — uniósł brwi, lustrując mnie wzrokiem. Pod wpływem jego spojrzenia spiąłem się jeszcze bardziej.

— Ja — zająknąłem się — nie jestem spięty — spróbowałem zamarkować pewność siebie. Nie wyszło mi, blondyn posłał w moją stronę kpiący uśmiech..

— Idziemy na przeszukanie — chwycił mnie za ramię i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku.

Przełknąłem ślinę, idąc posłusznie we wskazaną stronę. Próba wyrwania się nie wchodziła w grę. Widziałem wzrok innych więźniów — wiedzieli, że mam przechlapane tak samo dobrze, jak ja.

— Jeden, dwa — blondyn wypowiedział do krótkofalówki kod, a kraty odsunęły się na bok dając nam możliwość wyjścia z bloku.

Przeszliśmy korytarz i zatrzymaliśmy się dopiero w jakimś pomieszczeniu. Biurko, dwa krzesła, kanapa i stolik — nic nadzwyczajnego. Gdy stanąłem z Hayboeckiem twarzą w twarz, poczułem prawdziwy strach. Moje kolana zaczęły się trząść, jakby nagle utrzymanie ciężaru mojego ciała stało się zadaniem niewykonalnym. Zdawałem sobie sprawę z tego, że on to widzi. Powolnym krokiem obszedł moje ciało dookoła, czym zestresował mnie jeszcze bardziej, a później odszedł ode mnie i oparł się o biurko, zakładając ręce na piersi. Przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku.

— Przecież widzę, że coś masz — w końcu westchnął — oddasz mi to sam czy będę zmuszony cię przeszukać?

Zastanowiłem się chwilę. Wizja bycia przeszukiwanym, szczególnie przez niego, była bardzo kusząca. Z drugiej strony przestałoby być przyjemnie w momencie, w którym znalazłby tę paczuszkę z narkotykami. Oddanie jej dobrowolnie było lepszą opcją, dlatego nie odrywając wzroku od jego twarzy, włożyłem trzęsącą się dłoń w bokserki i wyjąłem pakunek. Blondyn przewrócił oczami.

— I co zostało ci w głowie po naszej ostatniej rozmowie? — warknął, podchodząc do mnie. Skuliłem się w sobie, słysząc ton jego głosu. Był wściekły. — Jak długo będziesz tu siedział? — wyrwał mi z dłoni zawiniątko, a ja zagryzłem wargi. — Zadałem ci pytanie — syknął.

— Siedem lat — mruknąłem przestraszony. Prawda była taka, że teraz mógł zrobić ze mną co chciał. W pomieszczeniu nie było kamer, a nowe siniaki czy stłuczenia nie zastsnowiłyby nikogo. Przecież w więzieniu to normalne.

— Za to — uniósł dłoń — mógłbyś dostać nawet cztery lata więcej. Chcesz tego? — zbliżył się jeszcze bardziej i chwycił moją twarz w dłoń.

— Nie — szepnąłem, próbując się od niego odsunąć.

— Więc nie rób takich rzeczy — prawie wkrzyczał. Puścił mnie i znów wrócił do biurka. Oparł się o nie rękoma, zwieszając głowę.

Mrugnąłem kilkukrotnie, próbując opanować wszystkie emocje. Nie było to łatwe zadanie, bo cała sytuacja wyprowadziła mnie z równowagi. Potarłem policzek, na którym nadal czułem uścisk dłoni mężczyzny. Chyba zdenerwowałem go naprawdę mocno. W normalnych okolicznościach podszedłbym do niego, chwycił za ramię i przeprosił, ale teraz nie mogłem. Nie mogłem i nie chciałem wykonać żadnego ruchu. Bałem się, że mógłby kosztować mnie zbyt wiele.

— Zrobimy tak — westchnął, gdy ochłonął — ja o tym zapominam — schował narkotyki do kieszeni — a ty wracasz spokojnie do swojej celi i nigdy więcej nie bierzesz do ręki takich rzeczy. Żyjesz sobie spokojnie, nie wydajesz się w sprzeczki, jesteś posłuszny. Rozumiemy się? — przytaknąłem, nie patrząc na niego. — Cudownie — mruknął, chwytając moje przedramię.

Wyprowadził mnie z pomieszczenia i zaczął iść z powrotem w stronę mojego bloku. Jego palce mocno zaciskały się na moim przedramieniu. Czułem, że w tamtym miejscu jutro pojawią się sine odciski jego palców. Co chwilę szarpał mną jakby chciał podkreślić swoją wyższość. Wcale nie był tak miły, jak mówili inni. Zatrzymaliśmy się przed wejściem na blok.

— I pamiętaj, że wisisz mi przysługę — szepnął mi na ucho zanim puścił moją rękę.

Wiedziałem jak powinienem odpracować. Wcale nie mieli racji. Michael Hayboeck był tak samo obrzydliwy jak reszta strażników.
_______________________________________

Trzymajcie się w tej kwarantannie...
Do następnego,
Kamila ❤️

Hard way - ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now