Nic nie jadł. Dzień przepłynął mu między palcami, a gdy nastał kolejny ból się nie zmniejszył, zmienił tylko swoje położenie. Już nie brzuch go bolał, a głowa.
Tym razem wstał. Zjadł coś, ale zrobiło mu się po tym tylko niedobrze, więc nie wciskał w siebie nic na siłę. Przed oczami miał Łukasza, mimo że zaciekle starał się go wyrzucić z głowy. Widział jego łagodne brązowe oczy i płowe włosy, które łaskotały go w policzki. Czuł delikatność jego dłoni, gdy dotykali się po raz pierwszy.
Pamiętał pocałunki, którymi go obdarzał jak gdyby zostały wtłoczone atramentem w jego skórę.
Nie chciał pamiętać. Niemalże zaszlochał, trzymając się za bolącą głowę. Wrócił na łóżko, na którym usiadł i, modląc się o zapomnienie, zadzwonił po serwis.
Zapomnienie przyjechało w płynnej postaci.
Trzy tygodnie później.
Dźwięczny śmiech był tym, co wydobyło się z ust Jurka, kiedy poczuł na szyi mokre pocałunki. Zagryzł wargi, a mimo to usta wywijały mu się do góry w uśmiechu, kiedy na skórze czuł ciepły oddech i zaczepne całusy.
– Nie, naprawdę – zaśmiał się, kiedy kobieta wychyliła się w jego stronę odważniej, opierając dłoń na jego udzie. Mruknęła coś niepocieszona, ale równie roześmiana i odsunęła się.
Siedzieli przy barze. Wokół znajdowało się trochę ludzi. Niektórzy tak samo pijani co oni, inni jeszcze bardziej. Żadna trzeźwa dusza nie wytrwałaby w tym towarzystwie oprócz biednego barmana. W powietrzu unosił się ciężki, drażniący zapach potu. Od towarzyszki Jerzego, Anny, pachniało na dodatek dymem papierosowym i jakimiś tanimi perfumami.
Od tego wszystkiego kręciło mu się w głowie, ale trzymana w dłoni szklanka z alkoholem pomagała mu ustabilizować sytuację.
– Nie, nie – mówił dalej, kiedy Anna znowu się do niego przysunęła, kładąc mu mało dyskretnie drugą dłoń na klatce piersiowej. – Posłuchaj... – zaśmiał się, odsuwając jej dłonie. – Słuchaj, jesteś... śliczna, naprawdę... – parsknął rozbawiony swoim marnym tekstem, z którego, bynajmniej, kobieta była bardzo zadowolona. – Ale nic z tego nie będzie, rozumiesz? – Zatoczył się na barowym krześle.
Towarzyszka zmarszczyła nos, pomyślała chwilę. Spojrzała na Jurka oceniająco, po czym wyraźnie niezniechęcona odmową podsunęła się tak blisko, że zetknęli się nosami.
– Będzie – oznajmiła. Oczy jej zalśniły. – Będzie... – dodała pewniej z zadowolonym uśmiechem, jakby już upolowała zdobycz na dzisiejszą noc, a Jerzy uśmiechnął się z politowaniem. Poczuł na szyi kolejne przyjemne pocałunki i westchnął, rozglądając się pijanym wzrokiem po otoczeniu. Wszystko wokół było takie... zamazane. Ludzkie twarze. Ich śmiechy. Śmiałe gwizdy.
Wzrok zdegustowanego barmana bardzo go bawił, dlatego mrugnął do niego, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Chłopak wydawał się zaskoczony, kiedy Jerzy wbijał w niego uporczywie spojrzenie, nawet kiedy Anna oparła się o niego i przytuliła pokracznie niewładnymi ramionami.
– Wyjdźmy już – powiedziała bynajmniej niedyskretnie.
Barman drgnął i zażenowany odwrócił wzrok, a Jurek westchnął poirytowany. Złapał kobietę za ramiona i odciągnął ją od siebie.
– Powiedziałem, że nic z tego. – Popatrzył jej w oczy, a kiedy zobaczył jak jej spojrzenie robi się władcze, wyprostował się. Nie będzie mu mówiła, jak ma zakończyć ten wieczór. O nie, zdecydowanie nie. Skoro była taka pewna siebie to nic się nie stanie, jeżeli Jurek odbierze jej trochę tej pewności. – Słuchaj, słonko. Powiem to tak, żeby dotarło, okej? – Oparł rękę o bar w nonszalanckiej pozie. W głowie kręciło mu się coraz bardziej. – Wolę facetów.
Wyraz twarzy Anny był bezcenny.
– S-słucham?! – warknęła i odsunęła się gwałtownie. – Jesteś obleśny! – rzuciła z niesmakiem, zsuwając się z krzesła. Jej krótka sukienka podciągnęła się tak wysoko, że przez chwilę, zanim się poprawiła, było widać jej tyłek.
Kolejny gwizd.
Jerzy odwrócił się usatysfakcjonowany przodem do baru i wyłapał na sobie spojrzenie zaciekawionego barmana. Poczuł jak przez kręgosłup przechodzą mu dreszcze i że na karku ma drobne ciarki. Uśmiechnął się do niego w swoim mniemaniu całkiem seksownie, na co ten tylko pokręcił głową z uśmieszkiem i odwrócił wzrok.
Jurek poczuł się urażony.
– Jeszcze raz to samo – rzucił głośno, a barman z niechęcią podał mu następną szklankę przepełnioną whisky.
Pił nawiązując kolejne kontakty. Głowę miał pustą od myśli i pełną od alkoholu, co było bardzo przyjemną mieszanką. W tle grała jazzowa muzyka, która przestała się liczyć już kilka godzin temu, gdy wszyscy zrobili się pijani.
Jerzy tego akurat nie wiedział, bo przyszedł tu pod wpływem impulsu. Już wcześniej pił w innym miejscu, a tutaj przyszedł... Właściwie nie wiedział czemu. Coś go tu ciągnęło, a otumaniony alkoholem umysł dał się skusić.
A kiedy tu był... Nie wydarzyło się nic, czego by się spodziewał. Unikał tego miejsca przez niemal dwadzieścia lat, bojąc się wspomnień, ale to nie bolało aż tak, jak myślał, że będzie boleć. Bar wyglądał inaczej. Tak samo główna sala. Wciąż stała tam mała scena, gdzie można było grać, ale to już nie było to samo.
Wszystko jakby... przeminęło.
Jerzy nie miał się czego bać. Nie było go tutaj.
Opróżnił kolejną szklankę. Barman patrzył na niego z coraz większym zwątpieniem, ale podał mu alkohol, kiedy o niego poprosił.
– Chcesz pójść później do mnie? – zapytał wprawiając go tym samym w zakłopotanie. Policzki mu poróżowiały, co było nawet urocze. Najpewniej nie dostawał zbyt często takich propozycji, a już zwłaszcza od mężczyzn. – Nieważne – wybełkotał Jurek zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to strasznie głupio. – Zapomnij – dodał, zsuwając się z wysokiego krzesła.
– Niech pan już wraca do domu – poradził mu chłopak. Jurek pokiwał głową. Niedługo będzie wracał.
Odchodząc od baru zostawił chłopakowi spory napiwek. Użerać się z pijanymi – to dopiero musiała być udręka, mógł więc przynajmniej dostać za to lepszą forsę.
Poczuł się usprawiedliwiony.
Ze szklanką w dłoni, zataczając się na boki, podążył znaną sobie drogą. Wszystko wyglądało inaczej. Nawet farba na ścianach i podłogi... jedynie fortepian był ten sam. Serce zatrzepotało Jurkowi mocniej, kiedy zbliżał się w jego stronę.
Przed oczami miał sceny ze swojej młodości, kiedy to właśnie ten fortepian grał mu pod palcami.
Jak zaczarowany odczepił żółtą taśmę, która wzbraniała wejścia na podwyższenie i chwiejnym krokiem zaczął się wspinać po stopniach. Całe szczęście, że utrzymał równowagę, bowiem schodków nie chroniła żadna barierka, za którą mógłby złapać.
Przemknął niezauważony na scenę. Przystanął nad fortepianem i powoli przejechał palcami po jego powierzchni. Przypomniał sobie jak na zawołanie smak cygara, którego próbował po raz pierwszy i oszołomiony wzrok widowni, kiedy wkroczył na tę scenę, dosiadając się do zajętego już fortepianu.