Nim Eraser postawił panią generał na ziemię, Lily wyrzuciła z kieszeni małe nasionko i odskoczyła do tyłu.
– Więc kontynuujmy – Shiawase chciała ruszyć w stronę przeciwniczki, jednak jej nogi nie współpracowały.
– Kontynuujmy – Lily uśmiechnęła się, ciężko dysząc.
– Cóż za żałosne sztuczki – westchnęła generał, spoglądając na stworzoną niecałą sekundę wcześniej lepką roślinę.
– Tak więc...
Lily przymknęła oczy przypominając sobie słowa jej wszystkich nauczycieli. Nie rób obliczeń. Stań się jednością ze swoją indywidualnością. Zacznij ją czuć. Poczuj jakby to była część siebie.
Użyła teorii numer dwanaście, wyobrażając sobie że wokół niej powstaje niewidzialna bańka sprężonego powietrza. Nieistotne wydawały jej się w tamtym momencie proporcje. Powietrze było jej częścią. Nie... Woda była jej częścią. Miała wszystko pod kontrolą. Słońce jej słuchało. Miała kontrolę. Miała...
– Miło było cię znów spotkać, mamo – wyszeptała, rozchylając powieki.
Generał przez chwilę stała w bezruchu zastanawiając się, co też jej przeciwniczka wymyśliła, a Lily w ten czas uaktywniła swoją umiejętność fotosyntezy na nasionach drzew, które rozrzuciła wcześniej jako azyl bezpieczeństwa. Co prawda nie zdążyła ich użyć przed poprzednim atakiem ze strony pani generał, jednak teraz miała ku temu idealną okazję.
Jej matka stała w ich bliskim otoczeniu, nie mogąc uciec przez lepką roślinę, a sama Lily znajdowała się w odpowiednio dużej odległości od tamtego miejsca.
Choć z każdą chwilą czuła jak słabnie, to nie było istotne. Mogła umrzeć. Musiała jedynie kupić czas swoim towarzyszom. Mogła umrzeć bohaterską śmiercią. Mogła stać się bohaterką. Była w stanie to zrobić.
Co prawda generał uwolniła się od lepkiego mchu i uniknęła szybko rosnących roślin, spoglądając na swoją przeciwniczkę z politowaniem, jednak nie mogła spodziewać się, że jej działania nie miały żadnego znaczenia dla powodzenia ataku córki, która w tamtej chwili już wiedziała, że zwyciężyła.
– Hę? – zaskoczona wojskowa przyłożyła rozedrganą dłoń do nosa.
Jej ciało zaczęło zachowywać się bardzo dziwnie. Nie dość, że czuła zawroty głowy i mdłości, to do tego wszystkiego cała się trzęsła, a jej naczynka krwionośne w nosie i ustach popękały.
Spojrzała z niezrozumieniem na niesamowicie zmęczoną przeciwniczkę.
– Co ty mi... – generał podobnie jak Lily resztkami sił trzymała się na nogach. – Co się dzieje?
Lily opadła na kolana.
– Nadciśnienie – odpowiedziała ciężko dysząc.
– Co?
– Szybko przeprowadzony proces fotosyntezy w krótkim czasie skutkuje gwałtownym wzrostem tlenu w powietrzu – wyrecytowała, uśmiechając się słabo – i podwyższeniem ciśnienia tętniczego u przeciwnika. Teoria numer 56.
Wygrała. Lily nie do końca mogła w to uwierzyć, jednak udało jej się pokonać smoka Dragona. Jedną z najpotężniejszych osób w Japońskim wojsku. Uśmiechnęła się pod nosem. Może i była silna oraz udało jej się kupić czas przyjaciołom, jednak co było jej po potędze, która zmarnuje się w więzieniu?
Przyłożyła dłoń do ust, gdy kaszel zawładnął jej ciałem.
Choć wolała żyć by dotrzymać obietnicy danej bratu, w żaden sposób nie potrafiła zmusić się do wstania. Jej ciało nie miało na to siły. Jej zasoby energetyczne się wyczerpały. Nie mogła nawet otrzeć krwi z twarzy. Nie była w stanie nawet się uśmiechnąć. Jej ciało zupełnie odmówiło jej posłuszeństwa.
Znała to uczucie bardzo dobrze i wiedziała, że nie może nic z tym zrobić. Zdawała sobie sprawę z faktu, że nie ucieknie.
Nic nie zrobiła, gdy dwójka uzbrojonych po zęby żołnierzy brutalnie podniosła ją z ziemi i skuła. Jej ciało wisiało bezwiednie, a karabiny wycelowane w jej plecy zdawały się być zupełnie zbędne.
– Lily! – usłyszała znajomy głos, jednak nie mogła nawet podnieść głowy by upewnić się, że jej się nie przesłyszało.
Nie miała bladego pojęcia ilu żołnierzy ją otaczało ani ile broni przystawiano do jej zupełnie bezużytecznego ciała, jednak wiedziała jedno. Jej chwile wolności były policzone.
– Katsuki? – wymamrotała resztkami sił.
Głośne kroki. Bardzo, bardzo głośne kroki. Czy ktoś biegł? Chciała wiedzieć co się dzieje, jednak nie było takiej opcji. Ba! Nie mogła nawet otworzyć oczu.
– Wypuśćcie ją, wy cholerne psy!
Umysł młodej Hamitlonównej zaczął szaleć.
Poczuła jak panika ponownie zaczyna panować nad jej ciałem.
Adrenalina dodała jej wystarczająco siły, by uniosła ciężką głowę.
– Co ty robisz?! – zatrzymany przez sporą grupkę wojskowych Bakugo wyglądał jakby miał ich za chwilę zaatakować. Z jego palców strzelały drobne wybuchy, a na twarzy widniał grymas wściekłości. – Co ty odpierdalasz, Lily?!
W jego oczach widać było, że jej ufał, a całe jego ciało wręcz drżało od złości. Lily znała go zbyt dobrze, by nie zauważyć, że ta furia nie była wymierzona w nią, a ludzi, którzy doprowadzili ją do tamtego stanu.
Ludzi, którzy mierzyli do niej z pistoletów i dział.
– Bakugo Katsuki! Proszę odsunąć się od przestępcy! – wszystkie głosy mieszały się w jeden, więc Lily nie była w stanie rozpoznać do którego bohatera należał tamten oficjalny ton.
– Lily, do cholery! Co ty się dzieje?! Co ty tu...
– Jest w porządku – wyszeptała, krzywiąc się brzydko, gdy poczuła jak broń boleśnie wbija jej się w żebra. – Zrobiłam to, co do mnie należało. Jestem bezinteresowna – nie miała sił by się uśmiechnąć. – Pamiętaj o obietnicy, Bombow...
Któryś z żołnierzy uderzył ją w plecy tak mocno, że poczuła jak cała zawartość żołądka cofa jej się do gardła, a mroczki zamiast tańczyć, zaczynają urządzać dziką imprezę przed jej oczami.
– Lily! – przerażenie w głosie Bakugo zdecydowanie jej się udzieliło.
– Obietnica... – wyszeptała, zachowując resztki świadomości – Błagam, Katsuś.
– Lily! Kurwa mać! Zostawcie mnie, wy jebane psy! Lily! Spierda...
Jej głowa opadła bezwiednie, gdy oczy zamknęły się z wycieńczenia. Zrobiła wszystko, co mogła. Resztę zostawiała w dłoniach zaufanych ludzi.
Przyszłość zależała od jej krnąbrnego i beznadziejnie dobrego ukochanego oraz najlepszego bliźniaka na świecie.
Dwóch mężczyzn, których kochała nad życie i którym ufała na tyle, by zostawić ich sam na sam w potyczce ze światem.
<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Słów: 1410.
Zdalne nauczanie mnie wykończy...
A co do opowiadania...
Napisanie i poprawienie tej walki, samo w sobie było jakąś wewnętrzną batalią w moim pisarskim serduszku. Pierwszy raz napisałam coś takiego i wydaje mi się, że mogło być lepiej, ale tragedii nie ma. Cóż... Dałam z siebie wszystko.
Nie załamujcie się, to jeszcze nie koniec, Nieznajomi!
CZYTASZ
Skradziony kwiat - Bakugo x OC [ZAKOŃCZONE]
FanfictionŻycie, które jej odebrano nie było złe. Do tych szczęśliwych też nie można było go zaliczyć. Ono po prostu było. Chwile smutku przeplatały się z radością, a śmiech mieszał się ze łzami. Jednak w jej życiu zawsze było coś stałego. Coś, co sprawiało...
Rozdział 24 - Ufam więc zostawię.
Zacznij od początku