Na wspomnienie wczorajszych słów Twi'leka, Skywalker skrzywił się z niesmakiem.
Będzie dobrze! – powiedział sobie.
Raz już wybrnął z podobnej sytuacji. Po prostu będzie musiał to powtórzyć! Nie będzie męczył się jakoś bardzo długo - wystarczy miesiąc albo dwa. Na jakiś czas zdystansuje się do Kenobiego, by zatrzeć swój wizerunek „stęsknionej beksy", a wtedy wszystko będzie w porządku. Na samą myśl o celowym oddaleniu się od Mistrza, coś go w środku skręcało, ale jednocześnie czuł, że nie ma wyjścia. A poza tym...
Schodząc Obi-Wanowi z drogi, pewnie tylko zrobi mu przysługę.
Powiedział, że za mną tęsknił – Anakin pomyślał, opuszczając główkę. – Ale czy to była prawda?
W chwilach takich jak ta tak strasznie nienawidził swojej nieudolności w czytaniu uczuć drugiej osoby. Czuł się przez to tak, jakby wciąż przebywał w pokoju otoczonym przez weneckie lustra. Sam nie mógł nic zobaczyć, ale był nieustannie obserwowany przez innych. Włączając w to Obi-Wana.
„Prędzej banthy nauczą się latać, niż ty wejdziesz do mojej głowy" – kąśliwie rzucił kiedyś Kenobi.
Wydawało się to mieć miejsce całe wieki temu. Wtedy jeszcze żaden z nich nie podejrzewał, że staną się dla siebie Mistrzem i Padawanem. Zupełnie nie byli przygotowani na wydarzenia, które nastąpiły później. Obaj wyobrażali sobie zakończenie kryzysu na Naboo zupełnie inaczej. Anakin miał być pod opieką Qui-Gona. Zaś Obi-Wan zapewne zdałby Próby i został pełnoprawnym Jedi. Zacząłby dostawać wiele samodzielnych misji, latałby do wielu galaktycznych systemów, wolny, niezależny, bez Padawana, który siedziałby w Świątyni i skomlał o uwagę...
A jeśli rzeczywiście miał do Anakina pretensje? Czy rzeczywiście było tak, jak powiedział Yaren, i Kenobi zazdrościł rówieśnikom, którzy na spokojnie przyzwyczajali się do roli niezależnych Jedi?
No cóż, nawet jeśli, to Skywalker pokaże mu, że nie jest tak upierdliwym dzieckiem, jak wszyscy mówili. Da swojemu Mistrzowi trochę przestrzeni! To nie powinno być jakoś bardzo trudne. Litości, przecież nie będzie na niego wpadał w każdym...
- Czy to nowy fartuszek? – ze strony bufetu dobiegł znajomy głos.
Anakin wydał spanikowany kwik. Ledwo wszedł do stołówki, a już musiał z niej wybiec. Odczekał chwilę, po czym niepewnie wychylił głowę zza ściany. Tak jak się spodziewał, zobaczył Obi-Wana. Kenobi stał przed ladą do wydawania posiłków w towarzystwie – ugh! – tego wstręciucha Quinlana Vosa! CO-3 łypała na nich w taki sposób, jakby byli parą recydywistów.
- Kenobi i Vos. – Spomiędzy metalowych ust popłynął lodowaty głos. – Miałam zupełnie spokojny poranek, dopóki nie przywlekliście tutaj swoich bezużytecznych tyłków! Cokolwiek tym razem knujecie, nie wyobrażajcie sobie, że uda wam się to na mojej zmianie.
- Knujemy! – Udając, że śmiertelnie go obrażono, Obi-Wan przycisnął sobie dłoń do piersi. – Ależ moja droga, jak możesz podejrzewać nas o jakieś niecne zamiary?
- Czy my kiedykolwiek zrobiliśmy ci coś wstrętnego? – westchnął Quinlan.
- Wasze wybryki stanowią ponad czterdzieści procent mojej pamięci systemowej! – stukając się w twardą głowę, fuknęła Coco. – Gdybym miała je wymienić, stalibyśmy tutaj przez cały dzień.
- Nam to nie przeszkadza! – Kenobi wyszczerzył zęby. – Lubimy twoje towarzystwo.
- Po tej ostatniej renowacji zrobiłaś się taka seksowna! – wymruczał Vos.
CZYTASZ
Człowiek Czynu (Star Wars)
FanfictionTrudne początki Obi-Wana i Anakina. Opowieść o tym jak z "burkliwego starszego kolegi" oraz "przybłędy z pustyni" stali się dla siebie Mistrzem i Padawanem. Wypełnienie luk z "Mrocznego Widma" i zagłębienie się w skomplikowane relacje między naszym...
Rozdział 14 - Reputacja (Część 1)
Zacznij od początku