ROZ. 12 - ZOSTAŃ!

Start from the beginning
                                    

- Zaczynam wątpić Cate, naprawdę... - spojrzał na nią tym swoim smutnym wzrokiem

- To nie wątp, masz setki lat... nigdy w siebie nie wątpiłeś - powiedziała.

- Bo nigdy mi tak nie zależało... - odparł cicho.

- Co powiedziałeś? nie dosłyszałam - zapytała zdumiona

- Zależy mi Cate, cholernie mi zależy i nie mogę znieść tej bezradności - odparł poważnie.

Catarina odeszła od dziewczyn, które nadal spały jakby znalazły się w jakimś zaklętym śnie i przytuliła przyjaciela. Bezceremonialnie uniosła mu twarz, którą schował w dłoniach i spojrzała w te jego piękne orzechowe oczy, które były przeszklone od skrywanych emocji...

- Pokaż mi je... - poprosiła cicho i po chwili patrzyła w te drugie oblicze jego wzroku, piękne i prawdziwe, złote z domieszką zieleni, kocie oczy... - nie je chciałam zobaczyć - powiedziała cicho...

- Za dobrze mnie znasz... - odparł łamiącym się głosem, gdy po jego policzkach popłynęły powstrzymywane siłą woli łzy... a ona starła je delikatnie, nim spadły na jego już i tak poplamioną i nieświeżą koszulę..

- Widzisz, kontrolujesz emocje... masz potężną siłę woli, piękne serce... jesteś przepełniony magią i miłością - mówiła i odwróciła mu twarz w swoim kierunku, gdy próbował ją schować w poły jej sweterka. - dasz radę, nigdy się nie poddajesz i dostajesz to co chcesz, a chcesz tego mężczyznę prawda? - zapytała lekko.

- Chcę... - odparł, by po chwili zatopić się w jej przyjacielskim uścisku.

Trwali tak dłuższą chwilę, nic nie mówili... cieszyli się, że są dla siebie wsparciem... ich chwilę ciszy i skupienia przerwał telefon Magnusa i zamieszanie na korytarzu sali, z którego dochodziły niespokojne głosy i szybkie kroki kilku osób, Magnus odruchowo zwolnił czar ochronny z drzwi, który nałożył rano na polecenie Maryse, gdy echa misji zaczęły przycichać... a domysły o stanie zdrowia jej dzieci mąciły umysły pozostałych, którzy chcąc się czegoś więcej dowiedzieć, zaczęli zaglądać do infirmerii i zakłócać spokój chorych... po czym spojrzał na nieustannie dzwoniący telefon.

- To Ragnor - powiedział do Cate w chwili gdy do sali wpadli Jocelyn i Lucian oraz Maryse. - wyjdę na chwile z nim porozmawiać, zrelacjonujesz im powoli sytuację? - zapytał wskazując głową przybyłych.

- Oczywiście, idź... - odpowiedziała i skierowała się do idącej w jej kierunku grupki by podjąć się relacji.

Magnus wyszedł i pośpiesznie odebrał telefon od Ragnora.

- Cześć Ragnor, co się stało? - zapytał zmęczony, nie miał siły na żarty.

- Cześć, nic się nie stało chyba. Nakarmiłem twojego kota, mieszkanie jest całe. Dafinius dochodzi do siebie i pyta czy już może wracać do swojego domu, chciałem się z tobą skontaktować w tej sprawie - odparł Ragnor

- Jeśli się czuje dobrze i jest spokojnie... - zaczął Magnus i ścisnął sobie nasadę nosa aby zebrać myśli, był wykończony - to niech zostawi mi na siebie namiary, może być później potrzebny... łatwiej będzie się z nim skontaktować. - dodał

­- Też tak sądzę, teraz wszystko ucichło, musi na siebie uważać to fakt, ale nie ma potrzeby bym.. tzn. byś go niańczył - powiedział szybko Ragnor

- Tak to prawda, nawet nie mam na to czasu, przekaż mu stosowne instrukcje.... Wiesz co się robi w takich sytuacjach... a i dziękuję Ragnor. - powiedział smętnie Magnus

- Nie ma za co przyjacielu, nie ma za co...- odparł nieco speszony Ragnor - ale zapomniałbym Tessa podesłała księgę czarów ze Spiralnego Labiryntu, nie mogła ci przekazać tego osobiście, ale zostawiła list... - mówił.

Czar Miłości (Malec)Where stories live. Discover now