Płynęliśmy jeszcze spory kawałek, słońce przygrzewało w moje odkryte ciało. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły i pogodny. Z Kasjanem pływało mi się świetnie, wytrwale podążaliśmy za resztą grupy i pokonywaliśmy wodę. Wszystko szło pięknie do momentu, gdy wpadliśmy nagle na falę, która szarpnęła kajakiem.
Chcąc wyjść z potrzasku zrobiłam kilka nieokreślonych ruchów wiosłami. Pech chciał, że nie skoordynowałam ich z ruchami Kasjana z czego w rezultacie nasz kajak wywrócił się niespodziewanie do góry dnem.
Wpadłam z impetem do zimnej wody, krztusząc się nią przy okazji. Najgorsze jednak było to, że kajak, który odwrócił się, praktycznie uniemożliwił mi jakąkolwiek próbę ruchu i wydostania się na powierzchnię. Nie mogłam wyswobodzić nóg z pokrywy kajaka, szarpałam się i rozglądałam na boki, żeby znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Moje starania jednak na nic się zdały i cały czas tkwiłam pod wodą, czując narastającą panikę i ucisk w klatce piersiowej. Swoimi panicznymi ruchami mąciłam i wzburzałam jedynie wodę, która ograniczała mi całkowicie widoczność i orientację.
Brakowało mi powietrza. Zrobiłam jeszcze kilka ruchów rękoma i natrafiłam na czyjąś dłoń, która pociągnęła mnie mocno. Potem ktoś przewrócił kajak z powrotem na właściwe miejsce i złapał mnie, żeby wyciągnąć moje uwięzione nogi.
Trzęsąc się i krztusząc wodą, ujrzałam przed sobą przestraszoną twarz Kasjana. Woda leciała mi po twarzy z mokrych włosów, przetarłam twarz ręką.
Wampir wyjął mnie z kajaka i wziął sprawnie na ręce, niósł mnie aż do samego brzegu. Tam czekał już na nas ratownik, który wyciągał do mojego chłopaka ręce, żeby mnie wziąć. Kasjan jednak ominął go sprawnie i odszedł ze mną na trawę. Tam położył mnie na boku i poklepał po plecach, żebym wypluła zalegającą w gardle wodę.
Wysoki ratownik stanął koło nas i przyglądając mi się uważnie spytał.
- Może pomogę – zaoferował i zaraz dodał. – Jak się pani czuje? Zadzwonić po karetkę?
- Nie, nie trzeba – mruknął Kasjan.
- Nie pytam pana.
Widząc narastające napięcie między mężczyznami i nerwy, złapałam szybko Kasjana za ramię i odezwałam się zachrypłym głosem.
- Nie, już jest dobrze. Nałykałam się tylko wody – wytłumaczyłam.
- Na pewno? – Chciał się upewnić ratownik.
- Tak.
Kasjan kucał cały czas nade mną, patrząc na mnie zdenerwowany. Poprawił mokre włosy dłonią i wypluł na bok ślinę. Na czole wystąpiła mu szeroka bruzda.
Niespodziewanie pojawił się przy nas ratownik niosąc dla mnie duże koce. Podał mi oba, obserwując mnie ze zmartwieniem.
- Proszę, tu są koce. Niech się pani ogrzeje.
- Dziękuję – odparłam z wdzięcznością.
Kasjan poprawił mi koc na ramionach i pocałował mnie w mokre czoło. Krople wody spływały mi po twarzy. Zrobiło mi się zimno.
- Jak się czujesz? – spytał, widziałam że się zmartwił.
- Dobrze, tylko boli mnie nos od wody i czuję, że tak samo jest z gardłem. No i zmarzłam.
- Chcesz wrócić? – spytał obserwując mnie z uwagą.
- Tak – odparłam.
Kasjan otulił mnie ciaśniej kocem i sprawnym ruchem wziął na ręce. Objęłam go za szyję. Szliśmy tak kilka minut leśną ścieżką, znajdującą się przy rzece.
- To był głupi pomysł – skwitował Kasjan, w czasie marszu.
- Nieprawda – nie zgodziłam się. – Po prostu dawno nie pływałam kajakiem.
- Alicja zawsze masz jakieś wytłumaczenie. Cholera jasna, mogłaś zginąć! – rzucił zły, a potem dodał jakby do siebie. – I to znowu przeze mnie.
Wywróciłam oczami na jego ostre słowa, którymi kaleczył siebie.
- To nie twoja wina – zaoponowałam. – To ja przestraszyłam się i wykonałam niepotrzebne ruchy. Mimo wszystko dziękuję ci za tą niespodziankę. To był niesamowity dzień.
- Nie wątpię – rzekł z przekąsem.
- Och, proszę cię przestań.
Po kilku minutach byliśmy przy samochodzie, tam Kasjan postawił mnie w końcu na nogi. Zdjęłam z siebie koc i oddałam mężczyźnie pilnującemu sprzętu. Wsiadłam do samochodu i czekałam na Kasjana, który poszedł po nasze dowody i powiadomić, że zeszliśmy z toru.
Wrócił do mnie i usiadł za kierownicą, a potem skierował się w stronę domu. Gdy byliśmy już na podwórku, wysiadłam sprawnie z samochodu i ruszyłam za nim do drzwi. Będąc już w domu ruszyłam na górę, żeby się wysuszyć i przebrać.
Wróciłam do Kasjana przebrana w szare dresy i krótką bluzę, ręcznikiem dosuszałam jeszcze wilgotne włosy. Mój wampir siedział na tarasie i zaciągał się dymem papierosowym. Podeszłam do niego od tyłu i położyłam mu dłoń na ramieniu. Odwrócił głowę w moją stronę, więc podeszłam bliżej, żeby widzieć go dokładnie.
- Zdążyłeś się przebrać – zauważyłam.
- Zgadza się – odparł i poklepał miejsce na kolanie. Usiadłam mu na kolanach i pogłaskałam go po karku.
- Jak się czujesz? – spytał.
- Dziękuję, już lepiej.
Przez chwilę panowała między nami cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków i szumem lasu. Niespodziewanie Kasjan odezwał się.
- Nie łatwo jest mnie przestraszyć – stwierdził i potem dodał z gorzkim śmiechem. – Tobie się dzisiaj udało.
Cmoknęłam zniesmaczona jego poczuciem humoru.
- Przepraszam, straciłam głowę gdy wpłynęliśmy na tą falę. Nie wiedziałam co robić, a twoje słowa do mnie nie docierały. Przestraszyłam się po prostu.
- Wiem kochanie – odezwał się, głaszcząc moje plecy. – Nie musisz się tłumaczyć. Następnym razem nie będziemy wybierać się na tak ekstremalne sporty.
Prychnęłam na jego słowa.
- Nie przesadzaj.
- No to weźmiemy ci jakiegoś doświadczonego instruktora. Dobrze? – Spojrzał na mnie.
- Przestań – zaśmiałam się do niego. Dotknęłam dłonią jego klatki piersiowej w miejscu, gdzie powinno być serce.
Resztę czasu delektowaliśmy się spokojem i wzajemną bliskością. Po prostu siedzieliśmy razem w milczeniu. Tylko od czasu do czasu, któreś z nas odezwało się leniwie.
CZYTASZ
Wysłannicy diabła: Karmazyn Tom II ✔️
RomanceCZĘŚĆ DRUGA POWIEŚCI WYSŁANNICY DIABŁA! Druga część powieści o niespotykanej i na pierwszy rzut oka, niemożliwej miłości. Jak łowca może kochać swoją ofiarę? Czy ich miłość przetrwa wszystko? Czy starczy im sił, aby przeciwstawić się przeciwnościom...