Klara Rouse 2 Misja: Miami

By QCrazyxGirlQ

12.6K 656 270

Po rocznym szkoleniu w podziemnym ośrodku Klara Rouse w końcu wychodzi na powierzchnię. Z powrotem trafia pod... More

PROLOG
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24

Rozdział 11

554 24 13
By QCrazyxGirlQ

Biegłam przez las. Coraz szybciej i szybciej, chociaż mięśnie moich nóg płonęły żywcem. Co chwila nerwowo zerkałam za siebie, mimo że nie powinnam tego robić. Skutkiem nieostrożności było zaplątanie nóg o połamane gałęzie. Krzyknęłam, lecąc na ręce. Porozcinałam skórę i dłonie momentalnie pokryła krew. Uniosłam je, oglądając w blasku księżyca przebijającego się przez konary drzew. Ociekały burą, niemal czarną mazią. Kolejny raz odwróciłam głowę. Już tam stał. Dziwna poświata biła od jego poskręcanego ciała. Kolejny raz mój krzyk rozdarł panującą ciszę. Pomimo tego, że ciało mężczyzny było zgniłe i miejscami pożarte przez robaki, twarz pozostawała nie do pomylenia. Aloisy.

Odwróciłam się, chcąc biec przed siebie. Na mojej drodze jednak stanął inny mężczyzna, a przy jego nodze warował pies. Zawarczał, szczerząc zęby, w których było wiele ubytków. Stanęłam w pół kroku, rozróżniając kolejne postacie. Roger i Omen.

Odskoczyłam w bok i pobiegłam w stronę polany. Słyszałam ich głosy za sobą. Ziemia drżała od ich spokojnych kroków.

— Przed nami nie uciekniesz, Klaro.

— Kiedyś zgnijesz pod tą samą ziemią, co my.

— Rozliczymy się w piekle.

Wpadłam w gąszcz wysokich traw, które spowolniły moje ruchy. Rozpaczliwie przedzierałam się przez zarośla, w dalszym ciągu raniąc swoją skórę. Ociekałam krwią.

Rozchyliłam wysokie zielska i wtedy ujrzałam przed sobą kolejną twarz. Wrzask rozdarł moje gardło na widok wywróconych oczu i poranionej twarzy, z której wychodziły robaki. Rozchylone wargi sapały coś niezrozumiale. Zaskoczona, straciłam równowagę i wylądowałam na tyłku. Nigel.

Desperacko zaczęłam na czworaka wycofywać się. W pewnym momencie moje plecy uderzyły o coś miękkiego. Z przerażeniem uniosłam głowę i ujrzałam wysoką postać bez twarzy. Jego palce, z których odpadały płaty zgniłego mięsa, zatopiły się w moim ramieniu. Poczułam, jak przeróżne substancje wymieszane z krwią przesiąka materiał koszulki, którą miałam na sobie.

— Zabiłaś nas. Zabiłaś. Zabiłaś.

— Czeka cię wieczne potępienie. Katorga.

— Krew na twoich rękach jest jak trucizna.

Zobaczyłam ich wszystkich. Stali nade mną, dotykając. W moich włosach zostawały fragmenty ich palców i paznokcie. Skórę pokryły wydzieliny rozkładającego się ciała. Krzyczałam, wrzeszczałam, płakałam. Pomiędzy postrzępionymi nogami wypełzł pies. Rozwarł paszczę i rzucił się do mojego gardła.

— NIEEE! — wrzasnęłam, siadając. Zamrugałam parę razy, powoli zauważając elementy pokoju, w którym spałam. Głośno dyszałam, łapczywie wciągając powietrze. Serce waliło mi oszalałe, a całą klatkę piersiową wypełnił przenikliwy ból. Odgarnęłam mokre włosy z czoła, które pokrywały krople potu. Przełknęłam ślinę, przymykając oczy. To tylko sen. Zły, potworny sen. Ale rzeczywistość była dalej taka sama. Zabiłam ich. Ich wszystkich.

No może poza Nigelem. Na dobrą sprawę nie wiedziałam, co się z nim stało. Ja tylko mocno go poraniłam. Zadałam niewiarygodne cierpienie na wiele godzin. Jednak zdawałam sobie sprawę z tego, jak funkcjonowali ci ludzie. Zdrada była nie do przebaczenia. Jeżeli poważnie nawalił, to nawet wyjawienie najskrytszych tajemnic nie uratowało jego życia. Przez tę świadomość Nigel męczył mnie w snach.

Wróciłam do świata żywych. Odrzuciłam wilgotną kołdrę i zsunęłam nogi z łóżka. Tak się nie dało żyć. Nie można po prostu ciągle zarywać nocy. Spanie po trzy godziny to żadne spanie. Jednak nie potrafiłam ponownie spróbować zasnąć. Zamknięcie oczu i oddanie się krainie snów było poza moje możliwości. Strach kazał mi wstać i rozpocząć kolejny dzień. Byłam zwykłym tchórzem. Już dawno powinnam zapomnieć o tych morderstwach. W końcu to byli okropni ludzie, którzy w pewnym stopniu sami do tego doprowadzili. Sprowokowali mnie. Mogli mi pozwolić żyć w rodzinnych rejonach, a nie porywać i prowadzić testy. Jednak w dalszym ciągu to byli ludzie. Choćby nie wiem jak zasługiwali na taki los, nie miałam prawa o tym decydować. Poza tym... czy można zasłużyć sobie na śmierć? Czasami rozważałam nad tym długimi godzinami. Co sprawia, że ktoś traci prawo do życia? Chyba była to zbyt skomplikowana kwestia, aby działania w tej sprawie podejmowała taka niedoświadczona i młoda osoba, jak ja.

— Nie mogę tak żyć — powtarzałam raz po raz, wychodząc z pokoju. Powolutku dreptałam w stronę schodów, idąc na oślep. Dom pogrążony był w ciszy. Wszyscy spali. W końcu proste, że w środku nocy nikt nie łaził po rezydencji, tylko przewracał się z boku na bok w ciepłym łóżku. Jedynie ja należałam jak zwykle do wyjątków.

Zeszłam na dół i dotykając ręką ściany, usiłowałam dotrzeć do salonu. Nie wiedziałam jeszcze, w jaki sposób spędzę pozostałą część nocy. Narazie chciałam jedynie usiąść w wygodnym fotelu.

Sunąc dłonią po chropowatej cegle, w końcu natknęłam się na chłodną, płaską połać. Przystanęłam, zerkając w tamtą stronę, choć niewiele mogłam ujrzeć. Doskonale jednak wiedziałam, co dotykałam. Drzwi prowadzące do gabinetu bliźniaków.

Wspominając dzień, w którym Sam zachował się co najmniej dziwnie, wymacałam klamkę. Pociągnęłam za nią, jednak drzwi nie ustąpiły. Wydęłam wargi rozczarowana. To, że gabinet chłopaków był wiecznie zamknięty, tym bardziej motywował mnie do przeszperania tego pomieszczenia. W końcu obecnie każdy pokój w tej rezydencji stał otworem. Mogłam zaglądać wszędzie, gdzie tylko chciałam. Biuro natomiast w dalszym ciągu pozostawało poza moim zasięgiem. Dlaczego? Przecież teraz byłam pełnoprawnym członkiem bractwa, mniej więcej takim, jak i oni. Jedyne wytłumaczenie, które za każdym razem wpadało do mojej głowy, to dokumenty, które wtedy tak chował przede mną Sam. Segregator, teczki, papiery. Im dłużej nad tym myślałam, tym więcej nabierałam pewności co do tego, że na świeżo zadrukowanej kartce widniało "Klara Rouse". Musiałam w końcu dowiedzieć się, o co chodziło.

Działając dalej po omacku, odszukałam włącznik światła. Ciepły blask padł na brązową cegłę pokrywającą ściany. W pierwszej chwili przysłoniłam oczy dłonią, sycząc pod nosem. Z czasem jednak przywykłam do nagłej jasności i mogłam przyjrzeć się klamce.

Drzwi te, choć prowadzące do tajnych papierów dotyczących może nawet całego bractwa, były najzwyklejszymi drzwiami antywłamaniowymi zamykanymi na klucz. To ułatwiło sprawę. Dobrze, że nie były chronione szyfrem tak jak podziemny sejf bliźniaków. Wystarczyło użyć wyćwiczonej w ośrodku metody rozblokowania takiego mizernego zabezpieczenia. Nieznacznie uniosłam kąciki ust. Mówiłam, że wyszkolili sobie wroga.

Rozejrzałam się, w poszukiwaniu czegoś małego i wąskiego. Najlepszy do takiego zadania byłby specjalistyczny ślusarski sprzęt, ale cóż. Zadowoliłoby mnie wszystko, co spełniało minimum wymogów.

Nie dysponując nic takim przy sobie, ruszyłam do salonu i kuchni. Jak na złość jednak nie znalazłam niczego nadającego się. Nic nie było podwiązane nawet jakimś drucikiem. Ani skromne ilości doniczkowych roślin, ani niedbale pozostawione kable od kina domowego. Penetrowałam szafki i szuflady, usiłując zachowywać się przy tym jak najciszej. W końcu w rezydencji przebywali nie tylko bliźniacy, ale także nieliczni goście z imprezy, którym nie spieszno było do domu. Adrenalina i buzująca ciekawość na szczęście rozwiała moje zmęczenie i senność, dlatego mózg pracował mi już na najwyższych obrotach. Cicho i zwinnie przeszukiwałam każdy możliwy kąt i mebel. Po pewnym czasie znalazłam spinacz. Odetchnęłam z ulgą i czmychnęłam w kierunku drzwi.

Cała magia polega na odpowiedniej manipulacji zamkiem. Wygięłam spinacz pod odpowiednim kątem i wsunęłam w dziurkę od klucza. W skupieniu manewrowałam prowizorycznym przyrządem, nieustannie nasłuchując, czy ktoś nie idzie. Wraz z trudnościami, jakie sprawiało mi to zadanie, zaczęłam rozmyślać, dlaczego wszyscy kładli nacisk na drzwi antywłamaniowe. Coraz nowsze metody, coraz lepsze udoskonalenia, coraz trwalsze i mocniejsze materiały. Jednak który włamywacz wchodził drzwiami wejściowymi? Zazwyczaj atakuje się okna, które co najwyżej można ochronić roletami antywłamaniowymi. Ktoś jeszcze mógłby porwać się na garaż. A udoskonalane były jedynie drzwi wejściowe. Chyba że to tylko w moich rodzimych regionach nie miało sensu. Może gdzieś normalne było wtargnięcie do domu drzwiami.

Warknęłam pod nosem. Moje próby poszły na marne. Odpuściłam, w obawie, że mogę wyrządzić jakieś szkody. Gdyby tak zamek uległ uszkodzeniu, ciężko byłoby wymyślić jakieś logiczne wytłumaczenie dla bliźniaków. Z oburzeniem popatrzyłam na jeszcze bardziej powyginany spinacz i poszłam wyrzucić go do śmieci. Musiał istnieć inny sposób na wtargnięcie do biura. Albo też inna sposobność.

Spojrzałam na zegarek, zastanawiając się, ile siedzenia po ciemku mi zostało. W zasadzie to aktualnie panowała szarówka. Tylko patrzeć, aż zacznie świtać. Zostało do tego... jakieś półtorej godziny? Godzina?

Ruszyłam w kierunku sofy w salonie. Mogłabym sobie włączyć telewizor, ale wątpiłam, bym znalazła tam coś sensownego o tak wczesnej godzinie. Z rezygnacją wydęłam wargi, zatapiając się w miękkim materiale. Ziewnęłam i przetarłam zmęczone oczy. Ułożyłam ręce za głową i uparcie patrzyłam przed siebie. W dalszym ciągu wolałam nie próbować zasypiać. To było jednak silniejsze ode mnie. Moje powieki stawały się coraz cięższe. Coraz trudniej przychodziło mi uniesienie ich. Z czasem je przymykałam i przestraszona samą tą świadomością zrywałam się. Jednak ze zmęczeniem nie można walczyć wiecznie. Zasnęłam, zapominając o strachu.

~~~

Kiedy na nowo rozchyliłam powieki, moje spojrzenie od razu padło na stojący naprzeciwko fotel. Jęknęłam, rozciągając się. W dalszym ciągu leżąc, ponownie popatrzyłam na fotel. Sam siedział w nim, pochylając głowę nad laptopem. Był na tyle zamyślony, że nawet nie zauważył ruchu po swojej prawej stronie. Jęknęłam, czując ból w karku i barkach. Ta sofa jednak nie była taka wygodna.

Dźwięk mojego głosu i ponowny ruch musiał wytrącić Sama z zadumy. Odwrócił głowę i nieznacznie rozchylił wargi w uśmiechu.

— Co tu robisz? — zapytał, wracając spojrzeniem do swojego laptopa. Wpisywał coś co jakiś czas, a ja w tym czasie usiadłam, rozmasowując obolałe rejony.

— Nie mogłam spać — odparłam wymijająco. Dostrzegłam ukradkowe spojrzenie Sama, ale nie zagłębiałam się w ten temat.

— Rick przywiózł nowe auto. Callum teraz przy nim majstruje. — Chyba również postanowił nie naciskać. Kiwnęłam głową, przymroczona sennością. Ciekawość jednak zwyciężyła, więc ostatecznie podniosłam się ociężale z łóżka i bez zbędnych przygotowań ruszyłam w stronę wyjścia z rezydencji. Mijając drzwi do gabinetu chłopaków, przypomniałam sobie moje nieudolne próby wtargnięcia tam w nocy. Potrzebowałam klucza. Jednak na ten moment nawet nie wiedziałam, gdzie mógłby być. Ale chyba miałam już pomysł, w jaki sposób zdobyć tę informację.

Zostawiając to na później, zbiegłam po schodach. Popatrzyłam po w dalszym ciągu zaparkowanych na podjeździe samochodach gości, ale nigdzie nie zobaczyłam Calluma. Ruszyłam za budynek, a do moich uszu dobiegły głosy rozmowy i donośnie śmiechy. Wśród nich z całą pewnością wychwyciłam rechot bliźniaka. A kiedy w końcu ich ujrzałam, momentalnie mój wzrok przyciągnął Rick. Stał oparty z jakimś mężczyzną o inne auto, podczas gdy Callum krążył wokół nowiutkiego nabytku. Po zbliżeniu się do nich rozpoznałam towarzysza Ricka. Tom jako pierwszy zauważył moją obecność.

— Cześć wam — powiedziałam, szybko wracając wzrokiem do auta z podniesioną maską.

— Oby ten ci dłużej służył. — Rick wskazał na samochód, nie zawracając sobie głowy powitaniami. Prychnęłam pod nosem, stając obok Calluma i również lustrując serce maszyny.

— Wszystko zależy od tego, jak dobrym sprzętem obdarzysz moich rywali — burknęłam, nie racząc go nawet spojrzeniem. Można było wyczuć żal i niechęć w tonie mojego głosu. Nagle do głowy wpadła mi zagwozdka, ile kierowców z toru również ma samochody od niego. Może Tom i Cassie też?

— Kto pierwszy, ten lepszy. Taki biznes — odparł z pogardą, co by wskazywało na to, że uraziłam jego dumę — a skoro jesteś niby taka świetna, chyba powinnaś wiedzieć, że samochód to nie wszystko.

— Milcz — szepnął w moją stronę Callum, nawet nie zerkając na mnie. Zmarszczyłam nos, słysząc jego władczy ton. Nie lubiłam, gdy mi się rozkazywało, jednak tym razem postanowiłam mimo wszystko posłuchać. Usiłowałam utrzymać najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki było mnie stać. Udawałam kogoś zbyt wciągniętego w myśleniu nad tym, co widział, żeby przejmować się jakimiś wypowiadanymi bzdurami. A patrzyłam na wnętrzności najnowszego modelu opla GT. Przyznaję bez bicia, że o tym samochodzie wiedze miałam dość obskurną. Podobało mi się to, co widziałam, ale zbyt dużo poza tym nie wiedziałam.

Po krótkiej chwili obydwoje z Callumem zgodnie zrobiliśmy krok w tył, zamykając maskę. Aerodynamiczny krój auta przypadł mi do gustu. Chciałam jak najszybciej przejść do sedna sprawy.

— Dzięki wielkie — kiwnęłam w stronę Ricka — idę się ogarnąć i zaraz jadę na jazdę testową.

Pospiesznie ruszyłam z powrotem do rezydencji, nie zwracając uwagi na ich dalsze słowa. Wpadłam do wnętrza budynku, w podskokach lecąc w kierunku schodów. Z salonu jednak dobiegł mnie zdenerwowany głos Sama. Stanęłam na drugim stopniu, z zaciekawieniem wytężając słuch. Mówił na tyle głośno, że bez problemu mogłam pozostać w tym miejscu i rozeznać się w sytuacji.

— Bez tych dokumentów nie mogę przenieść kartoteki do archiwum — ewidentnie próbował wytłumaczyć to jak najspokojniejszym głosem, jednak z marnym skutkiem — niczego nie rozumiesz! Dlatego to ja i Callum pełnimy tę funkcję, a nie ty! — wykrzykiwał coraz bardziej zbulwersowany, a fakt, iż słyszałam tylko jego, wskazywałby na rozmowę telefoniczną — muszę umieścić jej dokumentację w archiwum jak najszybciej. Znasz ją. A przez moją nieuwagę miała w rękach jeden plik i możliwe, że coś z niego wyczytała.

Moje serce zamarło. Silne uczucie déjà vu uderzyło we mnie. Znowu ich podsłuchiwałam. Znowu sekretnie rozmawiali o mnie. Znowu chodziło o jakąś intrygę. Znowu chcieli coś zataić.

— Jak tak zrobię, to zapewne dostarczone później dokumenty będą miesiącami walały się po moim biurku, aż w końcu nigdy nie trafią na swoje miejsce. Żelazna zasada! Archiwum zawiera jedynie kompletne kartoteki, inaczej już dawno zapanowałby tam chaos! Dlatego to twoim obowiązkiem jest, aby dostarczyć mi dokumentację dotyczącą rodziny jak najszybciej!

Moje myśli szalały. Kolejny raz dostałam dużą dawkę nowych informacji, potrzebnych do ułożenia układanki, która pomogłaby mi ich rozgryźć.

— To pracuj nad tym do cholery jasnej! To nie jest trudne zadanie, zwłaszcza mając dostęp do tylu źródeł! Jesteś po prostu leniwą dupą wołową! Dobra, ja już kończę, a ty masz natychmiast się tym zająć!

Słysząc, że rozmowa dobiega końca, po cichu powędrowałam na górę. Pokręciłam głową na boki z niedowierzania. Powoli łączyłam fakty. Dokumenty, które chciałam przeczytać, miały zostać umieszczone w archiwum, które znajdowało się nie wiadomo gdzie. Zostało mi jednak jeszcze trochę czasu na sprawdzenie, czego dotyczyły. A raczej co w nich dokładnie było, bo teraz nie miałam żadnych wątpliwości, że dotyczyły mnie. Musiałam zdążyć z tym, zanim do chłopaków dotrze dokumentacja odnośnie mojej rodziny.

Zacisnęłam dłonie w pięści, boleśnie wbijając paznokcie w skórę. Wiedziałam, że wokół wiele się działo poza moimi plecami. Do tej pory było już sporo zaskakujących sytuacji. Miałam być pełnoprawnym członkiem wdrażanym w życie bractwa, a tymczasem nie czułam żadnej różnicy między aktualnym stanem a tym sprzed roku. Zupełnie jakbym nadal była w fazie testów.

A może byłam?

Kto ich tam wie. Spodziewałam się wszystkiego. Mój plan odnośnie uzyskania klucza musiał zostać przyspieszony. Teraz jednak potrzebowałam zająć uwagę czymś innym, a dokładniej mówiąc samochodem. W końcu moje życie płynęło dalej i nikt nie wiedział, ile już zauważyłam. Musiałam jak najlepiej stwarzać pozory nieświadomej, typowej Klary Rouse.

Szybko zmieniłam ubrania i pospiesznie wykonałam podstawowe czynności w łazience. Ponownie zbiegłam na dół, podświadomie podsłuchując, czy Sam nie prowadzi jakiejś kolejnej rozmowy. Parter jednak spowijała cisza. Mimowolnie popatrzyłam w stronę salonu, ale z holu nie można było dojrzeć fotela, ani sofy, dlatego też nie wiedziałam, czy Sam dalej tam był. Wsuwając buty na nogi, nie potrafiłam przestać wspominać jego słów. Ta cała kartoteka musiała zawierać naprawdę istotne informacje, skoro bliźniacy tak ją przede mną chronili.

Wyszłam na zewnątrz, z ulgą oddychając świeżym powietrzem. Zbiegłam po stopniach, usiłując trzymać się tych myśli, które dotyczyły samochodu i wyścigu. Sam jednak mocno namieszał mi w głowie. Całą drogę za budynek próbowałam wyrzucić go ze swojego umysłu. Na próżno. Uczynił to dopiero widok Calluma samotnie stojącego na wprost mojego nowego wozu. Palił papierosa, z wyraźnym zamyśleniem patrząc ślepo przed siebie. Dopiero donośniejszy odgłos kroków sprawił, że wrócił na ziemię.

— Jesteś sam? — zapytałam niby luźno, jednak nawet ja wyczułam w swoim głosie dziwne napięcie. Zupełnie jak osoba, która wiedziała coś, czego nie powinna. Heh.

— Tom gdzieś przepadł, a Rick wrócił do siebie. — Obojętnie wzruszył ramionami.

— Gdzie są kluczyki? — Przeszłam od razu do konkretów, chcąc jak najszybciej ruszyć z posesji. Wiedziałam, że nic tak nie koiło moich nerwów, jak jazda.

Callum nie odpowiedział. Sięgnął jedynie do kieszeni swoich spodni i po chwili pomachał mi kluczykami przed nosem. Gdy chciałam je z uśmiechem przejąć, uciekł ręką. Uniosłam brwi, zaskoczona jego zachowaniem.

— Lubisz robić sobie wrogów? — zapytał bezceremonialnie. Przez moment byłam przekonana, iż nawiązuje do mojego podsłuchiwania. Krew zeszła mi z twarzy, a serce mocniej zabiło. Szeroko otwartymi oczami patrzyłam w oczy Calluma, które nie wyrażały żadnej emocji. A to raczej nie wróżyło zbyt dobrze.

— No... ja... eee... — dukałam, zbita z tropu.

— Sam mi powiedział, że podobno byłaś zaskoczona sposobem działania Ricka. Nie masz jednak za co robić mu wyrzutów. To nie twój interes i nie powinnaś się w ogóle wtrącać — wyjaśnił twardo, a ja mimo jego nieco surowego tonu odetchnęłam z ulgą. Dobrze, że tylko o to chodziło.

— Jasne. Wymsknęło mi się. Zły dzień. — Machnęłam lekceważąco ręką, ponownie sięgając po kluczyki. Byłam przekonana, że nasza rozmowa dobiegła końca, ale to, że Callum kolejny raz uciekł ręką, dało mi do zrozumienia, iż nic podobnego. Wyczekująco popatrzyłam na niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Wcale ci się nic nie wymsknęło — rzucił z wyraźnym przekonaniem — taka po prostu jesteś. Mówisz to, co myślisz, traktując wszystkich z góry. Twoje zachowanie wskazywałoby na to, że do nikogo nie czujesz respektu, jakby nikt nie był w stanie ci podskoczyć. A to błąd. — Ostentacyjnie zaciągnął się, po chwili wypuszczając z płuc kłąb dumy.

— Mam przeprosić? — Znużona mlasnęłam, unosząc jedną brew. Jeżeli będą tego wymagać, to to uczynię, jednak z całą pewnością nie będzie to szczere z mojej strony.

Callum w odpowiedzi pokręcił głową.

— Nie o to tutaj chodzi. Chwilowo można by powiedzieć, że masz immunitet. Jesteś młoda, nowa i jeszcze głupiutka. O wiele więcej rzeczy jesteśmy ci w stanie wybaczyć. Jednak kiedyś wyjdziesz spod naszych skrzydeł, a wtedy możesz gorzko pożałować swojej arogancji.

Wywróciłam oczami, wykrzywiając usta.

— O tym właśnie mówię — Callum parsknął śmiechem, po raz ostatni zaciągając się papierosem — nawet teraz nie bierzesz moich słów na poważnie. Uważasz, że zawsze wiesz najlepiej. To bardzo złe cechy, Klara. Lekceważenie, arogancja, chamstwo i mówienie tego, co ci ślina na język przyniesie to gwóźdź do trumny. Musisz to zmienić, inaczej żadne nasze nauki nie wydłużą ci życia.

Pokornie pokiwałam głową, skupiając wzrok na kluczykach. Kiedy wróciłam spojrzeniem do Calluma, dostrzegłam, iż to zauważył i bynajmniej nie był zadowolony.

— Przemyśl to — bardziej rozkazał, niż poprosił — nie można przez całe życie dostrzegać w ludziach wrogów. Rok temu jeszcze to rozumiałem. Nie miałaś za co nas lubić.

W dalszym ciągu nie miałam - prychnęłam w myślach, jednak z całych sił starałam się, by nie było po mnie widać kpiny.

— Teraz natomiast jesteśmy pobratymcami. Wspólnikami. Jak długo będziesz żyła, tak długo będziesz na nas skazana.

Bolesna prawda, która dopiero teraz we mnie uderzyła. Do tej pory tak na to jeszcze nie patrzyłam. Nie liczyłam na ucieczkę, powrót do normalności, czy do rodziny. Jednak jakoś nigdy nie wyobrażałam sobie swojej śmierci jako członkini bractwa. A przecież to logiczne, w jaki sposób mój los się zakończy.

— Dlatego nie rozumiem, czemu nadal odnoszę wrażenie, że bije od ciebie swego rodzaju chłód w naszą stronę. Myślałem, że pod ziemią zrozumiałaś, co w tym wszystkim jest ważne. A tu odtrącasz Ricka, odtrącasz Toma, odtrącasz wszystkich.

— Z Joshem dobrze się bawiłam — rzuciłam pół żartem, a surowy wzrok chłopaka dał mi wyraźnie do zrozumienia, że to nie pora na śmiechy.

— Z Derekiem podobno też, a potem rzuciłaś się na niego z pazurami.

— Cios poniżej pasa — syknęłam zbulwersowana — zasłużył.

— Dobra, to nie moja sprawa — uniósł ręce w geście obronnym — chcę tylko powiedzieć, że pora na zmianę nastawienia. Dziewczyno, ogarnij się w końcu. Poznaj kogoś. Daj siebie poznać. Zacieśniaj więzy z ludźmi z twojego nowego otoczenia. W końcu jesteś dokładnie taka sama jak my. Czym się niby różnisz? Wciągasz prochy, łamiesz wszelkie przepisy, bijesz, zabijasz, obracasz lewą kasą.

Ponownie wykrzywiłam usta. To również była prawda. Brutalna. Taka, z którą trudno się pogodzić. Zerknęłam na swoje dłonie. We śnie były całe we krwi. Nadal tak je widziałam. Chyba nigdy nie przestanę na nie inaczej patrzeć.

Od rozważań oderwał mnie Callum, zaciskając dłoń na moim ramieniu.

— Nikt nie mówił, że będzie łatwo. — Rzucił już o wiele bardziej opiekuńczo, wykrzywiając nawet usta w nieśmiałym uśmiechu. Takie słowa wypowiedziane przez niego miały zupełnie inną moc. W końcu patrzyłam na jego pokrytą bliznami głowę, opadające oko, poranioną twarz, pokiereszowane ciało. Chyba najlepiej wiedział, co to tak naprawdę znaczyło. — Jednak takie są realia. Musisz zakopać topór wojenny. Wiem, że zniszczyliśmy ci życie. Może jakieś plany na przyszłość. Jednak to już jest za nami. Teraz żyjesz dzięki tej organizacji. Możesz liczyć na luksus, bogactwo i wszystkie zachcianki, o ile zaczniesz spełniać pewne warunki. Nie będziesz już miała innych znajomych poza nami, a człowiek nie jest jednostką przystosowaną do spędzenia całego życia w samotności. W końcu zacznie ci to doskwierać, a tylko my będziemy w pobliżu.

Zwiesiłam głowę, wbijając wzrok w swoje buty. W pewnym sensie to wszystko było prawdą. Callum nie zmyślał, żeby przekabacić mnie na swoją stronę, tylko mówił, jak jest. Inaczej jednak na to patrząc, nie dało się ukryć, iż właśnie to robił. Usiłował w stu procentach przekonać mnie do ich bractwa. Była to tylko kolejna intryga. Próba dotarcia do mnie.

— Chodź no tu. — Usłyszałam, a zanim cokolwiek zrobiłam, Callum oplótł moje ciało swoimi ramionami. Wpadłam w jego objęcia, spinając mięśnie. Po chwili jednak usiłowałam się rozluźnić. Będąc wewnętrznie rozdarta, nieco wbrew sobie również okryłam chłopaka swoimi rękami. Przytulaliśmy się do siebie, stercząc tak przez dłuższy czas. Wtulił twarz w moje ramię, a ja tępo patrzyłam przed siebie, naprawdę nie mając pojęcia, co powinnam zrobić. Co o tym myśleć. Ile było racji w słowach chłopaka, a ile w moich przekonaniach. Wszystko było coraz bardziej skomplikowane.

Witam w Nowym Roku!
Mam nadzieję, że dla nas wszystkich 2021 będzie owocny, pełen sukcesów i chociaż odrobinę "normalny". Życzę Wam tego oczywiście, sama licząc na jakiś niebywale korzystny obrót spraw.

Jeżeli chodzi o wattpada toooo plany na ten rok są dosyć ambitne🤔 przede wszystkim marzy mi się poprawić pierwszą część, dopiąć wszystko na ostatni guzik i doprowadzić do najlepszego stanu, na jaki mnie stać. A dalej... hmmm, zobaczę co z tym zrobię😶 patrząc na to co już mam to ostrzegam - jeżeli coś pamiętacie inaczej, niż jest napisane w tej części, to znaczy, że taka nastąpiła poprawka w pierwszej części xDD Nie będą to drastyczne zmiany (raczej) - parę opisów, zamienione miejsca... chyba nic poważnego.

Podsumowując - szczęśliwego Nowego Roku! Mam nadzieję, że 2021 również spędzimy razem👐🏼

~ Klaudia

Continue Reading

You'll Also Like

971 72 7
17-letni bartek kubicki dołącza do nowej klasy z powodu śmierci rodziców a w nowej szkole poznaje faustyne fugińską i wszystko się zmienia
33.8K 1.1K 28
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
8.8K 220 20
Sally to dziewczyna, która nie ufa nikomu. Razem z matką mieszka w Nowym Jorku. Od dawna dzieliła swoją pasję z ojcem - wyścigi. Po ukończeniu szkoły...
44.5K 2.7K 85
Opis: Aby opuścić zakon i pomścić rodziców, zabijając króla tyrana, Rubiana przysięga poświęcić swoje pierworodne dziecko Bogu. Po wszystkim jest got...