- Remus Lupin, chodź tu! - zawołał po raz kolejny poirytowany Rogacz, śmiejąc się przy tym i goniąc Lunatyka.
- Nie! - odkrzyknął Remus i w tym samym czasie wpadł na Syriusza. Ten też się roześmiał, a następnie Lupin przypomniał sobie, że Potter z kolorowymi spinkami do włosów i kosmetykami Lily wciąż go goni, więc zaczął uciekać. Glizdogon nie wiedział, co ma o tym myśleć, więc po prostu dał sobie pomalować paznokcie.
Ostatecznie paznokcie Jamesa były kolorowe, Blacka o ironio czarne, Petera w kolorach Gryffindoru, a Remusa były zwyczajnie 'Remusiaste'. Najzwyczajniej w świecie, po prostu tak nazwali kolory kojarzące im się z Remusem. W praktyce chodziło o beże i brązy.
Po wielokrotnych prośbach Jamesa, Lily zgodziła się ich pomalować. Makijaż Lunatyka i Glizdogona był delikatny - nie było go aż tak widać, a jednak upiększał delikatnie ich twarze. Twarz Pottera tętniła życiem i kolorami, a Black został oficjalnie, jak to pięknie podsumował jego przyjaciel - 'jebanym punkiem'.
- Czuję się spedalony, ale to nawet fajnie wygląda - powiedział zamyślony Rogacz, leżąc na podłodze dormitorium i patrząc w sufit. - Podoba mi się. Evans, masz talenty manualne, nie zmarnuj ich.
Dziewczyna jedynie krótko się zaśmiała i zamknęła kosmetyczkę. Trudno było w towarzystwie Huncwotów pozbierać kosmetyki, ale ona potrafiła robić rzeczy niemożliwe. Może inaczej, dla niej nie było rzeczy niemożliwych.
Niedługo później opuściła ich dormitorium, ale przyjazna atmosfera została.
Na zajęciach dodatkowych tym razem zajęli się teorią. Richardson pokazał im znanych aurorów, osoby, które zasłynęły z pojedynków i inne, warte zobaczenia osoby i rzeczy. Wyjaśniał im wszystko, co chcieli wiedzieć. Huncwotów bardzo bolało jedno - wiedzieli, że w przyszłym roku i tak go z jakiegoś powodu nie zobaczą. Gdy jeszcze w przypadku poprzedniej nauczycielki i nie było im przykro, bo była potworna, tak Richardsona nie chcieli opuszczać. Bali się, że w przyszłym roku go nie zobaczą. I choć Peter co jakiś czas przypominał im, że jest dopiero początek drugiego semestru, to średnio ich to przekonywało.
Śnieg nadal padał za oknem, ale mimo to oni woleli siedzieć w zamku. Na zewnątrz było tak zimno, że w niektóre dni to nauczyciele zatrzymywali uczniów przed wyjściem. A Huncwoci o dziwo dorośli do tego stopnia, że nie chcieli się bawić w takim mrozie.
Remus poznał nowych przyjaciół Altona. Byli nimi wysoki chłopak w ciemnych włosach i średniego wzrostu blondynka. Okazali się być bardzo sympatyczni, więc Lupin też od razu ich polubił. Widział ten spokój u puchona, choć on wciąż pozostawał taki sam, jak wcześniej, czyli niezdarny i zawsze uśmiechnięty. Cieszył się jego szczęściem. Blondyn wciąż dziękował Huncwotowi, Lupin jednak nie czuł się w żadnym stopniu tym, który mu pomógł. Alton też nie miał pojęcia o niczym, przed nim też Remus wszystko ukrywał.
W styczniu Lily i Remus mieli dużo więcej patroli. McGonagall usprawiedliwiała to nieposłusznymi pierwszoroczniakami, ale dwójka Gryfonów wiedziała swoje. Szkoła zwyczajnie bała się niespodziewanego ataku śmierciożerców, a prefekci mogli o owych incydentach w razie potrzeby szybko poinformować nauczycieli. Od profesora Richardsona dowiedzieli się tyle, że w razie czego mają nie próbować z nimi walczyć, tylko jak najszybciej uciekać do nauczycieli. Dobrze wiedział, że mimo wysokiego poziomu jego uczniów nie byliby sobie w stanie poradzić z potężnymi czarnoksiężnikami.
Lily dołączyła do dodatkowych zajęć i okazała się być świetna w tym zajęciu. No, nie tak świetna, jak niektórzy, bo obrona przed czarną magią nigdy nie była jej mocną stroną, ale było widać, że uczyła się na błędach. Nauczyciel również bardzo ucieszył się, że była chętna - znał ją jako dobrą uczennicę i był zachwycony, że będzie ona teraz w tym gronie uczniów.
Jedyny moment, w którym Huncwoci wyszli ze szkoły, był dzień wyjścia do Hogsmeade. Tego nie odpuszczali sobie nigdy, niezależnie od pogody, samopoczucia i warunków. Była to swojego rodzaju tradycja. Nie mogli nie iść, bo byłby to zmarnowany czas. A oni starali się nie marnować czasu i brać życie garściami.
Taki był właśnie urok Huncwotów - oni nie bali się ani żyć, ani umierać. Znali wartość życia, ale mieli i świadomość śmierci. Umrzeć jednak chcieli za coś słusznego, w walce o dobro. To była czasem ich obawa - że umrą za błachostkę, a nie za coś ważnego. To była wspaniałą myśl, że mogą coś osiągnąć, że mogą stać się dla ludzi kimś istotnym, kto może kiedyś ich uratuje. Chcieli być bohaterami i to była właśnie myśl, która z nich bohaterów zrobiła.
_______________________________________
Dziś międzynarodowy dzień walki z depresją. Mam nadzieję, że czujecie się dobrze :)