***
Dwa miesiące później
Neil
W końcu nadszedł dzień, w którym miałem zakończyć moją przygodę ze studiami. Przez parę tygodni byłem wyłączony z życia towarzyskiego i firmowego. Rzadko spotykałem się z Amelią, bo musiałem poświęcić się nauce. Lekko się stresowałem, ale jednak w głębi duszy wiedziałem, że będzie dobrze. Wszystko zostało dopracowane i jestem przekonany, że zdam ten egzamin.
14:00
- Mamo - powiedziałem wchodząc do domu moich rodziców. - Zdałem!
- Wiedziałam, synku, wiedziałam! Jestem z Ciebie taka dumna - przytuliła mnie mocno, co odwzajemniłem. - Chodź do stołu, zaraz będzie obiad.
- Gratuluję, synu - podszedł do mnie ojciec i bez zbędnego pierdolenia podał mi po męsku rękę. Ojciec jak to ojciec - zawsze oszczędnie się wypowiada, ale czuć było w jego głosie dumę i zadowolenie.
- Dziękuję - odwzajemniłem gest z uśmiechem.
Usiadłem przy stole i patrzyłem na moją mamę, która przygotowywała posiłek. Jest niską blondynką o pięknych niebieskich oczach. Jest niezastąpiona i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Jest jedyną kobietą, którą kocham ponad wszystko. Odezwał się do mnie tata przerywając ciszę:
- W piątek jest bankiet w firmie - powiedział. - Musisz tam być, najlepiej z osobą towarzyszącą - dał nacisk na ostatnie słowa.
Chodzą plotki o tym, że jestem gejem, bo nigdy nie byłem widziany z kobietą. Jest to dla mnie śmieszne, bo interesowanie się czyimś życiem jest po prostu bez sensu. Zwyczajnie zostawiam swoją prywatność dla siebie i staram się o niej nie mówić. W sumie to za bardzo nie ma o czym... Nigdy nie miałem dziewczyny, nigdy nawet nie poszedłem na randkę... Czemu? Nie wiem, chyba mnie to wtedy nie interesowało...
- No dobrze, na pewno przyjdę - odparłem.
- Smacznego! - powiedziała radośnie mama stawiając pełne talerze na stole.
- Spaghetti? Jak ja Cię kocham, mamo - powiedziałem uradowany.
- Ja też Cię kocham, skarbie. Ale już nie gadaj, tylko jedz, bo wystygnie - ponaglała mnie. - A masz może dalej kontakt z tą dziewczyną... jak ona tam się nazywała... - zamyśliła się. - O! Amelia, dalej się znacie?
- W sumie to tak - odparłem zajadając się.
- Taka fajna z niej dziewczyna, bardzo sympatyczna - mówiła. - Musisz ją kiedyś tu zaprosić.
Prędzej się udławię niż Ona tu przyjdzie...
- No właśnie, może weź ze sobą tę Amelię? - odparł ojciec, na co przewróciłem oczami.
Dlaczego każdy się wpierdala w moje życie? Ja wiem, że oni chcą dobrze, ale to takie... dziwne. Przecież ja tylko z nią sypiam i teraz nagle mam ją gdzieś zaprosić? Ja nawet z nią nie rozmawiam - wchodzę, robię swoje i wychodzę. A teraz miałbym z nią siedzieć kilka godzin w jednym pomieszczeniu i udawać zajebistych przyjaciół? To niedorzeczne...
- Nie wiem, zapytam ją - powiedziałem. - Co z waszym wyjazdem do Francji? - zagadnąłem chcąc zmienić temat.
- Na razie wszystko jest aktualne - zaczął ojciec. - Najprawdopodobniej lecimy za 2 tygodnie, ale czekam jeszcze na wiadomości od przedstawiciela firmy, z którą mamy współpracować.
- Rozumiem, ale może wybierzcie się tak dla siebie, by odpocząć - powiedziałem. - Każdemu jest to potrzebne.
- Może i masz rację - odparła mama. - Co myślisz? - spojrzała na swojego męża.
- Rozważymy to.
I tak przegadaliśmy całe popołudnie. Jednak ja w większym stopniu byłem poza zasięgiem. Może nawet i poza Układem Słonecznym. Dużo rozmyślałem, dużo analizowałem i doszedłem do wniosku, że czegoś mi brakuje. Przez te kilka tygodni, przez które prawie w ogóle nie wychodziłem z domu i prawie z nikim się nie widziałem uświadomiłem sobie, że czuję jakąś pustkę, że czegoś mi brak, a bardziej kogoś...
19:00
- Mogę? - spytałem, gdy otworzyła mi drzwi.
- Pewnie, wejdź - wpuściła mnie do środka. - Chcesz się czegoś napić? Herbata?
- Może być - odpowiedziałem siadając przy blacie kuchennym.
- Zdałeś? - spytała. - Wiem, że tak.
- I masz rację - uśmiechnąłem się.
- Bardzo się cieszę i gratuluję! - powiedziała radośnie. - Co Cię do mnie sprowadza? Coś się stało?
- Masz jakieś plany na piątek? - spytałem, ale później dotarło do mnie jak to mogło zabrzmieć. Przecież to nie randka, tylko impreza firmowa.
- No niby nie - powiedziała patrząc na mnie pytająco i chyba była lekko zakłopotana.
- W piątek mam bankiet i zastanawiałem się, czy nie poszłabyś tam ze mną? - spytałem zestresowany, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.
Jakie to dziwne uczucie zapraszać gdzieś kobietę...
- Nie wiem, czy pasuję do tego środowiska... - powiedziała cicho. - Jesteście bogaci i tacy... inni. Ośmieszysz się idąc tam ze mną - powiedziała, a mnie zamurowało.
- Co ty wygadujesz? - spytałem zszokowany. - Przecież nieważne jest to ile masz pieniędzy, ważne jest to, że... Chcę, żebyś to Ty tam ze mną poszła... Znaczy, chodziło mi o to, że jesteś przyszłą dziennikarką, rozmowa z ludźmi dobrze Ci zrobi - odparłem, a Ona spojrzała na mnie niepewnie.
- No dobra, co mi szkodzi - powiedziała, a ja odetchnąłem z ulgą. - Pójdę tam z Tobą.
- Dzięki - odparłem nie pokazując tego jak bardzo mnie to ucieszyło. - Ja będę się już zbierał... Muszę zajechać do znajomego... - powiedziałem. - Widzimy się jutro?
- Jasne, mam być na uczelni o 11 - uśmiechnęła się, ale dostrzegłem lekkie zdziwienie na jej twarzy, bo pewnie myślała, że zostanę, ale nie mogłem tego zrobić.
- Wpadnę po Ciebie o 10, do zobaczenia - pocałowałem ją w usta i wyszedłem.
O jakim znajomym mówiłem? Nie mam pojęcia, chyba chciałem po prostu stamtąd uciec... Dlaczego? Tego też nie wiedziałem, ale chyba powoli zaczynałem rozumieć...
21:00
- Piwo czy coś mocniejszego? - spytał mój najlepszy kolega, Robert.
Znamy się od początku studiów. Jest chyba jedyną osobą, z którą rozumiem się bez słów. Mówiąc szczerze to mam mało znajomych, a co dopiero przyjaciół. W młodości poświęcałem czas nauce, później egzaminom, a obecnie pracy. Nie miałem jak poznawać innych ludzi. Może się tego bałem? Może robiłem to specjalnie? Chciałem być sam i to mi odpowiadało, być może dzięki temu jestem tu, gdzie jestem. Gdy inni imprezowali, ja się uczyłem. Gdy inni spali, ja zakuwałem. Gdy inni chodzili na randki, ja siedziałem w domu. To była moja codzienność, ale wspominam ją bardzo dobrze.
- Zdecydowanie coś mocniejszego - powiedziałem.
- Więc, co się stało? - usiadł na kanapie i upił łyk alkoholu.
- Czy myślisz, że jestem w stanie się zakochać? - spytałem, a on spojrzał na mnie dziwnie.
- To jakiś żart, stary? No jasne, że jesteś w stanie. Czemu o to pytasz?
- Bo nigdy nie byłem zakochany - napiłem się wódki.
- No to masz jeszcze czas, co Cię tak wzięło nagle?
- Myślisz, że mogę się zakochać w dziewczynie, którą znam od lat? - zacisnąłem dłonie na kolanach ze zdenerwowania.
- Wszystko z Tobą okej? Brałeś coś? - spojrzał na mnie zmartwiony. - O kim mówisz?
- O dziewczynie, z którą sypiam... - na moje słowa zakrztusił się gorzką cieczą.
***