Chicago nigdy nie śpi - Draco...

By xpolnax

3.6K 211 239

W modnym, jazzowym klubie Ragtime Draco Malfoy dosiada się do dwójki podejrzanych mężczyzn w garniturach. Spo... More

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
EPILOG

X

101 6 16
By xpolnax

Popołudniowe słońce przeglądało się w strzelistym oknie po środku salonu. Jasne światło wpadało do mieszkania, przyjemnie ogrzewając dębową posadzkę. Ceglane ściany, gdzieniegdzie wzmocnione ciemnymi belkami i wysokie do pobielonego sufitu regały nadawały poddaszu Charlotte przyjemny klimat. Pierwsze, co rzuciło się Draconowi w oczy to masywny, szmaragdowy fotel ustawiony tuż przy szerokim parapecie. Obok niego, na małym, metalowym stoliku dostrzegł mugolskie urządzenie, które miał okazję poznać na czwartym roku nauki w Hogwarcie. Złocistą tubę gramofonu zwrócono w stronę centralnej części salonu, którą tworzyły miękka, beżowa sofa, doszczętnie obstawiona puszystymi poduszkami i biała, owalna ława, spoczywająca na mięsistym dywanie. Pomieszczenie nie miało wielkich gabarytów, ale zmieściło jeszcze niewielki aneks kuchenny z nieznanym mu wyposażeniem. Mieszkanie niezaprzeczalnie należało do przytulnych, jednak mimo to brakowało mu jednej rzeczy. Próżno było w nim szukać sentymentalnych ozdóbek czy rodzinnych fotografii, co nie umknęło uwadze Brytyjczyka. Postanowił jednak swoje spostrzeżenie zachować dla siebie.

— Oprowadzę cię, choć raczej nie będzie to długi spacer.

Szła przodem, po kolei pokazując mu wszystkie pokoje z wyjątkiem jednego, który sąsiadował z mikroskopijną łazienką. Kiedy obok niego stanęli, Lotta skrzyżowała ręce i zwróciła się do czarodzieja tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Za tymi drzwiami jest moja sypialnia. Nie masz prawa tam wchodzić. Jeśli czegoś będziesz pilnie potrzebować, to zapukaj. Rozumiesz? — Spojrzała na niego, oczekując potwierdzenia.

Draco poczuł się zaintrygowany. Aurorka od samego początku była tajemnicza, a jej sekretne pomieszczenie jeszcze bardziej zachęcało go do odkrycia jej wszystkich zagadek. Co mogła skrywać za tymi ciężkimi drzwiami? Pragnął się tego przekonać. Pragnął poznać całą Charlotte i to, co chowała przed światem. Nie planował jednak jej tego mówić, dlatego tylko krótko skinął głową.

— Ty śpisz w salonie na kanapie. Zaraz dam ci jakiś grubszy koc i poduszkę. Powiedziałabym ci, że masz czuć się jak u siebie w domu, ale boję się, że odbierzesz to nazbyt dosłownie.

— Czyli chodzenie nago odpada? — rzucił jakby od niechcenia.

— Regulamin, Malfoy. — Przewróciła oczami. — Potraktuję to jako falstart. Wierz mi, nie warto mnie dalej próbować, bo możesz gorzko tego pożałować.

— Ach, Lottie, Lottie... — Westchnął teatralnie. — Grozisz mi w co drugim zdaniu. Nie chciałbym narzekać, ale to powoli robi się nudne, nie sądzisz?

— Nudne to są twoje obrzydliwe teksty — odgryzła się momentalnie. — Gdybyś nie miał znośnej buzi i galeonów w skrytce, to żadna słysząca kobieta nie wytrzymałaby z tobą nawet sekundy.

— Hm... Czyli uważasz, że jestem przystojny? — Posłał jej oczko i rozsiadł się na kanapie.

— To jedyne, co wywnioskowałeś z całej mojej wypowiedzi? — Przytaknął, a jej oczy znowu utkwiły w suficie. — Z drugiej strony czego można było się po tobie spodziewać?

— Czyli nie zaprzeczasz?

Powinna zanegować to od razu i na starcie podciąć mu skrzydła. Teraz było już zbyt późno, bo Brytyjczyk dumnie wznosił się na kolejny szczyt swojej próżności. Chciała brutalnie przerwać mu ten lot, aby niczym Ikar, poznał jak dotkliwe mogą być konsekwencje jego pychy. Aurorka już otwierała usta, kiedy jej uszu dobiegł donośny dźwięk burczącego brzucha.

— Kiedy kolacja? — rzucił bez skrępowania.

— To zależy od ciebie. — Zaśmiała się ciepło. — A dokładniej od tego, kiedy ruszysz swój arystokratyczny tyłek i sobie coś przygotujesz.

— Nie masz skrzata? — Popatrzył na nią, nie ukrywając zdziwienia.

— Nie wykorzystuję tych biednych stworzeń do niewolniczej pracy, jeśli o to pytasz. Mam dwie ręce, których mogę użyć. Podobnie jak ty, Malfoy.

— Im dłużej cię słucham, tym bardziej przypominasz mi kogoś ze szkoły, a wierz mi, to nie jest komplement — wyznał z przekąsem. — No to mamy problem, Lottie. Nie potrafię gotować. Nie podejrzewałem, że kiedykolwiek będzie mi to potrzebne...

Nie kłamał. W Malfoy Manor obsługiwało go pół tuzina skrzatów, a kiedy wyprowadził się do Londynu, wziął ze sobą jednego z nich. Domowe obowiązki zwyczajnie go nie obchodziły. Po prostu wracał do wyczyszczonego na błysk mieszkania, zasiadał do parującego obiadu i przywoływał butelkę Ognistej, która zawsze czekała na niego w barku. Nie myślał, że za tym wszystkim stoją trudy zmęczonego ciągłą pracą stworzenia. Próbował być dobrym panem. Zawsze prosił, a nie żądał jak uczono go w domu, jednak to było zdecydowanie zbyt mało. Dopiero samotny wyjazd uzmysłowił mu, jak bardzo nie doceniał starego Słomka.

— Dobra, już dobra. — Podniosła ręce w geście kapitulacji. — Dzisiaj ja coś przygotuję, ale będziesz mi pomagał i przy okazji się uczył. Jeżeli myślisz, że będę twoją służącą, to chyba upadłeś na swój platynowy łeb. Teraz podejdź.

Ależ była władcza. W swoim mieszkaniu ta cecha jeszcze się wzmacniała, gdyż w pobliżu nie było Benedicta. Szpakowaty auror skutecznie hamował jej wojowniczy temperament, który przy Draconie wchodził na wyższy poziom. Czarodziej, kierując się rozwagą i silnym instynktem samozachowawczym, postanowił jej nie drażnić. Mógł odgryź się za chamskie określenie, ale był głodny. Chcąc nie chcąc, dopóki ten stan się utrzymywał, musiał jej słuchać.

— To jest lodówka, czyli takie urządzenie, które zachowuje świeżość produktów. — Wyjęła z niej jajka, bazylię, czosnek i pomidory. — Teraz nauczę cię kilku zaklęć, dzięki którym nie umrzesz z głodu, chyba że wolisz gotować niemagicznymi sposobami?

— A czy ja ci wyglądam na mugola, Lottie? — Prychnął i złapał się za boki. — Pokaż, co potrafisz.

Instruktaż na żywo przynosił pozytywne efekty. Musiała przyznać, że Dracon był pojętnym uczniem. Szybko opanował zaklęcia krojące oraz mieszające, przez co przygotowanie posiłku zajęło im naprawdę niewiele czasu, a szakszuka wyglądała i pachniała smakowicie. Charlotte nałożyła sobie i czarodziejowi sporą porcję, po czym udała się na kanapę. W jej ślad podążył dumny z siebie arystokrata. Czarnowłosa trzymając talerz na brzuchu, wyciągnęła nogi na ławę i wygrzebała ze sterty poduszek pilot, po czym odpaliła urządzenie, którego Draco wcześniej nie dostrzegł. Na zgrabnej komodzie tuż przy ścianie stało coś, co widział pierwszy raz na oczy. Nie potrafił tego wynalazku przyrównać do czegokolwiek mu znanego. Szara masywna skrzynka ze szklanym frontem wzbudziła w nim prawdziwą ciekawość.

— To telewizor — powiedziała cicho Charlotte, widząc zdezorientowaną minę Malfoy'a. — Pokazuje obrazy. Całkiem podobnie do tych na magicznych fotografiach, tylko że akcja jest dłuższa, w kolorze no i z dźwiękiem. Z resztą sam zobacz.

Włączyła losowy kanał, na którym właśnie ładna szatynka ubrana w czerwoną, dopasowaną garsonkę prezentowała mapę Stanów usłaną rysunkami chmurek i słoneczek.

— Skąd ona wie, że jutro będzie padało? — zapytał, nie odrywając wzroku z ekranu. — To wróżbitka?

— Nie — odpowiedziała niezwykle spokojnie.

To była ich pierwsza w miarę zwyczajna konwersacja, która nie ociekła ani w podteksty Dracona ani w pogróżki Ferguson. Od tak, luźna rozmowa z chłopakiem, który był ciekawy nowego odkrycia.

— Niemagowie mają swoje sposoby, aby przewidzieć pogodę. Nawet na krótką metę im to wychodzi — tłumaczyła cierpliwie.

— Jak? — rzucił szybko, przenosząc spojrzenie na Charlotte.

W jego szarych oczach ujrzała szczere zainteresowanie, które mimo wszystko ją zaskoczyło. Nie spodziewała się po Malfoy'u nagłego zaintrygowania nieczarodziejskim światem i jego dokonaniami. Z akt raczej wynikało, że jego cała rodzina była fanatykami ideologii czystej krwi. Coraz bardziej zaczynała wątpić w precyzję — uzyskanych z dokumentów — informacji, a skłaniała się ku temu, że ktoś, kto je tworzył, patrzył na arystokratę subiektywnie.

— Wiesz... — Nadziała na widelec kolejny kawałek. —  ...niemadzy są od nas o wiele, wiele lepsi...

— Ta, niby w czym? — Prychnął kpiarsko.

Poprawił się na kanapie. Nagle wstąpił w niego dziwny niepokój. Nie był pewien, czy chciałby poznać odpowiedź Ferguson. Wychowywał się w przekonaniu o dominacji czarodziejów nad mugolami Lucjusz, za pomocą słów i nie tylko, wpajał mu, że czarodzieje, a szczególnie ci niesplamionej krwi, są stworzeni by im służono. Każdy sprzeciw wobec przekazywanych prawd czy chociaż najmniejsza wątpliwość w ich sens, kończyła się niewypowiedzianym cierpieniem. Ojciec nie był cierpliwy, a jego cruciatus nie zachęcał małego Dracona do dalszych pytań. Dla zasady zaczął nienawidzić mugoli, gardzić mugolakami i szydzić z półkrwi. Wtedy mniej bolało. Już w trakcie wojny zrozumiał, że czystość krwi to tylko chore arystokratyczne hasło, zrodzone w męczarniach czarodziejskiego świata i okraszone życiem wielu niewinnych, lecz sam nie zrobił z tym nic. Nie znał innego życia, więc uparcie trwał przy rodzicach. Choć tak naprawdę został tylko dla matki. Ojciec, który zbudował swój autorytet strachem, znaczył w jego oczach mniej niż niegdyś najżałośniejszy mugol. Piętno na jego lewym przedramieniu, które było karą za porażkę Lucjusza, przypominało mu o tym, jak bardzo nienawidził świata, w którym się wychował. Choć wielu nazywało go śmierciożercą, on za takiego nigdy się nie uważał. Zmuszono go to tego, jak do wielu innych spraw. Żył życiem, które z góry zostało zaplanowane. Bez wyboru. Bez szans. Kiedy Wizengamot go ułaskawił, ucisk na sercu nieznacznie zelżał. Kiedy ten sam los spotkał jego matkę, uczucie to prawie całkowicie zniknęło, lecz dopiero gdy skazano Lucjusza Malfoy'a na dożywocie w Azkabanie, poczuł się całkowicie wolny. Mógł w końcu zacząć być sobą, choć nie wiedział kim tak naprawdę jest. Jednak całym sobą chciał się tego przekonać. Bez swoich wyuczonych uprzedzeń, choć czasami stare nawyki głośno o sobie przypominały.

— We wszystkim poza magią. — Uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do milczącej kolacji, zostawiając młodego czarodzieja swoim przemyśleniom.

***

Zbliżała się dziewiętnasta, gdy telefon jasnowłosego czarodzieja wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Charlotte, która w ciszy zmywała naczynia po wcześniejszej kolacji, zerwała się do biegu. Chciała natychmiast poznać treść otrzymanej wiadomości. Draco, rozłożony na wygodnej kanapie, z nieukrytym rozbawieniem obserwował, jak z resztkami piany na dłoniach za pomocą kilku szybkich susów pokonała dzielący ich dystans, wręcz wyrywając mu z ręki jego własność.

— Och, Lottie. — Wyszczerzył się do aurorki. — Wiedziałem, że się na mnie rzucisz, ale nie obstawiałem, że tak szybko.

Potraktowała tę uwagę mimo uszu, skupiając się na tym, by jak najszybciej dowiedzieć się, czego porywacze chcieli od Malfoy'a.

Ragtime. 21.

Ostrożnie wyjęła z luźnego koka swoją różdżkę, by po chwili wysłać Davids'owi cenną informację. Draco słuchał uważnie tego, co przekazała swojemu patronusowi. Następna konfrontacja musiała przebiec już zgodnie z pierwotnym planem. Nie spodziewał się trzeciej szansy. Nie miał innego wyjścia, jak drugi raz w ciągu tego samego dnia dać się porwać. Jednak tym razem skutecznie.

— Zapytam pierwszy i ostatni raz — zaczął nieco poważniej niż zwykle, przez co Charlotte spojrzała na niego badawczo i nieco się wyprostowała. — Czy jest jeszcze coś, czego nie powinienem mówić czy robić?

— Chyba należą ci się gratulacje, że w końcu o tym pomyślałeś, Malfoy — odparła kąśliwie, siadając na fotelu tuż pod oknem.

— Ktoś musiał, Lottie. — Puścił jej oczko, na co ta popukała się wymownie w skroń. — To jak jest? Za co jeszcze MACUSA może wejść nieproszona na moje spotkanie?

— Nie wiem jak w waszej Anglii, ale u nas w Stanach najważniejsze jest to, aby świat czarodziejski pozostał incognito. Główna zasada to nieużywanie czarów przy niemagicznych. Jeśli jakikolwiek czarodziej przyłapie innego na ujawniającym zachowaniu, ma obowiązek to zgłosić. Drugą zasadą, którą już udało ci się złamać... — Zacisnęła szczękę na wspomnienie spartolonego przez arystokratę zadania — ...to zakaz używania zaklęć niewybaczalnych. Przeważnie grozi za to rozprawa, ale masz więcej szczęścia niż rozumu, bo to stało się na zgłoszonej misji. W Ameryce nałożono na nie tabu, co oznacza tylko tyle, że na pewne słowa rzucono namiar. Zauważyłeś mapę Stanów za biurkiem Benedicta? — zapytała, a kiedy ten przytaknął, przystąpiła do dalszych wyjaśnień. — To nie jest zwykły kawałek pergaminu, a jeden z dwóch egzemplarzy mapy zaklęć naruszających przepisy MACUSA'y. Kiedy ktoś wypowie niewybaczalną klątwę, od razu pojawiają się na niej współrzędne geograficzne miejsca, w którym dany czar rzucono. Potem zaczyna się walka z czasem. Takie akcje zdarzają się bardzo rzadko. Żaden szanujący się czarodziej nie korzysta z podobnych uroków dla osiągnięcia własnych celów. — Prychnęła kpiarsko. — Poza tym swoje wizyty w Ameryce trzeba zgłaszać, co już chyba wiesz. Więcej podstawowych reguł nie ma, więc udało ci się złamać ponad połowę zakazów. To było takie trudne, aby się zapoznać z nimi przed przyjazdem?

— Nie. Po prostu połączyłem przyjemne z pożytecznym. — Położył nogi na drewnianym stoliku. — Uzyskałem cenną wiedzę, mając przy tym naprawdę ładny obrazek.

Warknęła zdenerwowana. Merlinie, działał na nią jak płachta na byka. Wystarczało, aby tylko spojrzał na nią pod złym kątem, albo uśmiechnął się zbyt szeroko, a ona była gotowa przypuścić atak. Traciła przy nim rezon, a on wydawał się przy tym świetnie bawić.

— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że cię dzisiaj porwą. — Rzuciła mu sarkastyczny uśmieszek. — To jakby drugi dar od losu, aż szkoda cię szukać, Malfoy.

— Jeszcze zatęsknisz za mną w samotne piątkowe wieczory, Lottie. — Posłał jej oczko.

Już miała zaserwować mu kolejną, ostrą niczym brzytwa ripostę, jednak przedstawienie przerwał błękitny gepard.

— O dwudziestej w moim biurze. Ferguson, przeprowadź panu Malfoy'owi przyspieszony kurs tego, jak nie podpaść MACUSA'ie. — Zwierzę ukłoniło się i rozpłynęło się w powietrzu.

Dopiero co nieświadomi wykonali polecenie Benedicta, przez co Charlotte z czystym sumieniem ruszyła z powrotem do kuchni. Zostało jej w zlewie jeszcze parę brudnych naczyń. Zazwyczaj wszystkie domowe obowiązki łącznie z gotowaniem, praniem i sprzątaniem wykonywała bez używania magii. Robiła to z przyzwyczajenia. Dawało jej to poczucie normalności. Tego, że jest tak jak kiedyś...

Draco patrzył jak oddalała się w kierunku kuchni. Nie umiał zrozumieć, czemu tak utalentowana czarownica nie korzystała ze swoich umiejętności. W ogóle w jej mieszkaniu zachowywała się, jakby magia nie istniała. Różdżki użyła jedynie kilka razy pokazując mu proste zaklęcia niezbędne do gotowania. Wyglądała wtedy na spiętą i zauważył, że za każdym razem rozglądała się wokół, nim wyjęła ją z koka. Pomyślał, że może pochodziła z mugolskiej rodziny i są to nawyki wyniesione z domu. Choć paliła go ciekawość, nie zdecydował się jej zaspokoić od razu. Czekał na właściwy moment. Spojrzał w stronę okna, kątem oka dostrzegając znane mu urządzenie. W głowie od razu pojawiła się śmiała myśl, której zwyczajnie nie mógł zignorować.

Niespodziewanie usłyszała znajome brzmienie saksofonu. Odwróciła się w stronę źródła dźwięku. Zobaczyła Dracona, który zadowolony z siebie obserwował obracającą się płytę winylową. Przymknęła oczy. Nie miała pojęcia jakim cudem to mu się udało, ale odtworzył jej ulubiony kawałek. Melodia Tenderly pieściła ucho, pozwalając jej odpłynąć do innej krainy.

— Zatańczymy? — wyszeptał męski głos.

Spojrzała na niego, nie ukrywając zdziwienia. Lekko się ukłonił i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Zawahała się. Charlotte była rozdarta między tym czego chciała, a tym co wypadało. Nie powinna spoufalać się z brytyjskim czarodziejem, co — mimo jego nieustępujących zalotów — świetnie jej wychodziło. Sprawę ułatwiało jej to, że nawet go nie lubiła i jak sądziła, było to wręcz niemożliwe. Jednak w tamtej chwili pierwszy raz poczuła w sercu jakieś ukłucie.

— Nie daj się prosić — ciągnął cicho, dalej czekając na odwzajemnienie gestu. — Tylko jeden taniec.

To był impuls. Chwyciła go pewnie, za to on jak najdelikatniej potrafił położył prawą dłoń na jej wąskiej talii. Płynęli powoli w rytm jazzowego utworu. Charlotte zamknęła oczy, pozwalając mu się prowadzić. Chłonęła każdą nutę, którą wydawał z siebie zabytkowy gramofon. Magia roztaczała się wokół tańczącej pary, chociaż żadne z nich nie użyło różdżki. Draco uważnie obserwował piękną czarnowłosą czarownicę. Wydawała się być niezwykle zrelaksowana, jakby wcale nie czuła trudów ciężkiego dnia. Udzielił mu się jej spokój. Pozwolił sobie przymknąć powieki. Na te zaledwie pięć minut przenieśli się do całkiem innego świata, w którym oboje mogli być na chwilę szczęśliwi. Rzeczywistości, w której próżno szukać przeszłości. Było tylko teraz. Słodki śpiew Elli Fitzgerald, klimatyczny fortepian i zachrypnięty głos Armstronga. Niestety brutalną zasadą rzeczywistości było to, że wszystko miało swój kres. Z ostatnimi dźwiękami klimatycznej piosenki kobieta otworzyła swoje ciemne oczy. Draco szarmancko pocałował jej dłoń, po czym ukłonił się i ruszył w stronę łazienki, nawet się nie obracając.

Stała jeszcze dobrą minutę w miejscu, w którym ją zostawił, zanim okręciła się na pięcie i udała na powrót do kuchni. Aurorka pierwszy raz w jego obecności nie wiedziała, co powinna myśleć. Draco Malfoy, arogancki dupek rzucający jedynie dwuznacznymi komentarzami, zachował się jak prawdziwy gentelman. Sprawił, że przez krótką chwilę czuła się jak najważniejsza osoba na świecie. Gdyby poznała go w tamtym momencie, wbrew swoim wszystkim zasadom, była w stanie dać mu jakikolwiek cień szansy. Może potrafiłaby na nowo otworzyć swoje skamieniałe serce i ponownie spróbować obdarzyć kogoś jakimś prawdziwym uczuciem.

— Wystarczyło, żebyś się zakochała? — wycedził zadowolony, zamykając za sobą drzwi.

Te cztery słowa pozwoliły ostatecznie zakończyć jej gdybania. To dalej był Malfoy. W swojej najczystszej, niezwykle irytującej postaci.

— Musiałbyś rzucać we mnie obliviate za każdym razem, gdy otworzysz usta i nawet wtedy nie miałbyś na co liczyć — odparła hardo i wszystko wróciło do normy.

Continue Reading

You'll Also Like

30.4K 2.5K 23
Od czasu wojny zamek w Hogwarcie pozostaje w stanie ruiny, podobnie jak niektórzy uczniowie w jego rozpadających się murach. Kiedy Hermiona decyduje...
23.1K 692 24
Po dowiedzeniu się, że osoba, która zniszczyła jej związek z Draco Malfoyem, była jej najlepszym przyjacielem, Ronaldem Weasleyem, to było dla niej z...
81.5K 3.4K 28
⚠️TO BARDZO WYMAGA KOREKTY XD⚠️ Młoda dziewczyna z wielkimi marzeniami, o całkiem chaotycznym życiu w cieniu Paryża. Młody biznesman i prawie idealny...
26.5K 2.3K 37
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...